Czerwono na mapie targów
Co trzecia firma z branży targowej do końca roku zwolni połowę załogi – wynika z badań Polskiej Izby Przemysłu Targowego. Jej przedstawiciele alarmują, że wprowadzenie czerwonych stref w największych miastach Polski doprowadzi je do upadłości.
Wprowadzenie strefy czerwonej w miastach „targowych”, takich jak Warszawa i Kraków, oznacza odwołanie większości targów zaplanowanych do końca 2020 roku, także w pierwszym kwartale 2021 roku – alarmuje Polska Izba Przemysłu Targowego.
13 miesięcy bez pracy
– Nasza branża pozostanie w zastoju najdłużej, bo aż 13 miesięcy, bez przychodów i zysków. Bez wsparcia rządowego czeka nas bankructwo – mówi Beata Kozyra, prezes zarządu PIPT.
Te 13 miesięcy to odwołane targi od marca tego roku, a także w przyszłości, bo w wyniku wprowadzenia czerwonych stref trzeba będzie skasować nadchodzące imprezy – i to do końca pierwszego kwartału przyszłego roku (wynika to z przepisów o zamówieniach publicznych, czyli konieczności rozpisania przetargów na nowo, a także szacunków strat, które ponieśliby przedsiębiorcy, jeśli targi by się nie odbyły).
Przedsiębiorcy alarmują, że z powodu zapowiadanego przez Ministerstwo Zdrowia objęcia stu powiatów i dużych miast czerwoną strefą powrócą do takiego zastoju jak wiosną, choć w międzyczasie nie zdążyli na nowo rozkręcić interesu. Targi oficjalnie mogły zacząć znowu działać od czerwca, ale zbiegło się to z martwym sezonem w branży targowej, którym jest okres wakacyjny. Dzisiaj, kiedy powinien się rozpocząć właściwy sezon targowy, na czerwonej mapie Polski, czyli w kluczowych miastach do organizacji targów, obowiązuje zakaz organizowania targów.
– Mimo braku ogłoszenia oficjalnego lockdownu przyłączenie kluczowych miast do strefy czerwonej oznacza realny lockdown branży targowej, choć bardziej zasadne byłoby użycie tu nazwy breakdown, czyli upadku – mówi Kozyra i dodaje, że w świetle tych informacji rokowania dla całej branży targowej są tragiczne.
Potrzebujemy voucherów
Organizatorzy targów, a także firmy powiązane z tym biznesem (m.in. projektujący i budujący targi, spedycja i transport targowy oraz dostawcy innych usług na targi) apelują do rządu o zwolnienie ze składek ZUS od września tego roku do końca marca 2021 r., wydłużenie maksymalnego łącznego okresu korzystania z dofinansowań wynagrodzeń pracowników z trzech do dziewięciu miesięcy, a także wsparcie finansowe. Chodzi o 1,5 mld zł wsparcia w formie voucherów targowo-konferencyjnych, które można by wykorzystać w ciągu trzech lat. Apelują też o pomoc płynnościową.
Tyle że prezes PFR Paweł Borys zapowiedział kilka dni temu, że rząd nie przewiduje dalszej pomocy publicznej, bo dzięki „tarczom” firmy mają solidną poduszkę finansową na najbliższe miesiące.
Z najnowszych badań Urzędu Statystycznego, z września 2020 r., wynika, że sektor targów przed pandemią generował łączne obroty w wysokości prawie 5 mld zł, a do budżetu państwa co roku wpływało ok. 0,5 mld zł podatku VAT. Także z tych badań wynika, że w 80 proc. firm obroty spadły co najmniej o 50 proc., w tym w połowie przypadków nawet o 90 proc. Branża targowa w czasie obecnego przestoju straciła już ponad 1 mld zł.
Dotychczasowa pomoc rządowa pozwoliła przetrwać firmom targowym ostatnie pół roku przy maksymalnym ograniczeniu własnych kosztów, w tym redukcji etatów. Jednak przedłużająca się epidemia koronawirusa – mimo odmrożenia targów – nie pozwala działać branży targowej na tyle, aby firmy targowe mogły generować przychody pozwalające utrzymać przedsiębiorstwo i pracowników.
Do apeli Izby pozytywnie odnieśli się przy pracach nad tzw. tarczą turystyczną senatorowie, jednak proponowane przez branżę zapisy ostatecznie nie znalazły się w tej ustawie. Odrzucił je Sejm. Przedstawiciele rządu deklarowali gotowość do wsparcia targów, wykluczając jednak ostatnio, że może mieć ono charakter finansowy.
Polski rynek targowy zatrudniał przed pandemią ok. 97 tysięcy pracowników, w tym 60 proc. na umowach cywilnoprawnych. Ze wspomnianych badań Urzędu Statystycznego wynika, że redukcja zatrudnienia spowodowana przez COVID-19 tylko w branży targowej dotknęła już ok 60 tys. osób. Badania PIPT pokazują natomiast, że w najbliższym czasie co czwarta firma zwolni kolejne 50 proc. pracowników, a co trzecia firma ogłosi upadłość lub zawiesi działalności do końca 2020 r.
l