Manul odnaleziony
– Wychłodzony i wyczerpany, ale najważniejsze, że się znalazł – mówią pracownicy zoo w Poznaniu. Po sześciu dniach poszukiwań manul-uciekinier wrócił do domu.
Wczoraj rano zwierzę zostało odnalezione na terenie ogródków działkowych w Poznaniu. W ostatniej chwili, bo jego opiekunowie tracili już nadzieję. – Szanse są coraz mniejsze – opowiadali w środę. – To jest zwierzę bardzo płochliwe. To nie pies, który będzie stał i czekał na pomoc. On się przed ludźmi kryje. Może być nawet bardzo blisko nas, będziemy przechodzić tuż obok niego. Ale nie będziemy o tym wiedzieli, bo on się schowa.
Jak to się stało, że półroczny manul uciekł? Wybieg tych kotów składa się z dwóch pomieszczeń. W jednym siedzi matka z młodymi, a w drugim odseparowany ojciec. Łączy je furtka ze śluzą, nad którą znajduje się niewielki fragment bez siatki. Nie można jej tam założyć z powodów konstrukcyjnych, ale nad nią jest elektryczny pastuch, żeby uniemożliwić ucieczkę. Stało się inaczej. – Nie ma możliwości, musiał przejść po tym pastuchu – mówi Małgorzata Chodyła, rzeczniczka zoo.
Kiedy pracownicy zorientowali się, że jednego małego brakuje, od razu rozpoczęli poszukiwania.
– Ale tak naprawdę nie mieliśmy pojęcia, w którą stronę poszedł. Czy jest na naszym terenie czy już poza? Nasz ogród to ok. 120 ha. Już przeczesanie tak dużego obszaru jest niemożliwe, a co dopiero mówić o pobliskich gęstych lasach – mówi Chodyła. Pracownicy ogrodu dostawali wiele sygnałów od mieszkańców Poznania. – Niekiedy wysyłali zdjęcia różnych kotów, mamy całą galerię.
Ale kilka sygnałów dotyczyło rzeczywiście samego manula – opowiada Chodyła.
W poniedziałek wieczorem manul został sfotografowany koło źródełka na Malcie. Później ktoś go widział w rejonie starej warzelni browaru. Aż wreszcie wczoraj został namierzony na działkach przy ul. Krańcowej.
– Jeszcze go nie widzieliśmy tutaj w ogrodzie, ale jest! Wychłodzony i wyczerpany, ale najważniejsze, że się znalazł. Te sygnały, które dostawaliśmy świadczą o tym, że świadomie lub nie był coraz bliżej nas. Jakby chciał wrócić do ogrodu – opowiadała kilka minut po godz. 10 rzeczniczka. Uciekinier – który otrzymał wczoraj imię Magellan – został przewieziony do zoo w transporterze.
Po powrocie został umieszczony w tzw. kotniku, o odrębnym boksie. Po pierwsze dlatego, że potrzebuje spokoju, po drugie – trzeba sprawdzić, czy nie jest chory. Dostał środki na odrobaczenie i na wzmocnienie. Dostał też jeść, ale był tak zmęczony, że zasnął w trakcie posiłku. Manule w naturze żyją w górach środkowej Azji, są zagrożone wymarciem.
l