Gazeta Wyborcza

Taka u nas bieda

Liczba nowych zakażeń nadal będzie rosła, bo sanepid zupełnie nie panuje nad sytuacją. Nie ma dość środków i ludzi.

- Judyta Watoła

Pracownicy sanepidu mówią, że są przemęczen­i i wręcz bezradni. A najbardzie­j denerwuje ich urzędowy optymizm premiera i ministra zdrowia

– Rząd wydał miliony na respirator­y widmo. My nie dostaliśmy ani grosza. To skandal. Jesteśmy już u kresu sił. Jesienią będzie chaos – mówili „Wyborczej” pracownicy sanepidu, kiedy pod koniec sierpnia pisaliśmy o tym, że są wyczerpani i brak im motywacji do dalszej pracy. Ten scenariusz właśnie się ziszcza.

Przykład z Tychów. Asystentka w jednej z prywatnych firm straciła węch i smak. W poniedział­ek zgłosiła się do lekarza. Ten zdalnie zlecił jej test na koronawiru­sa. Poszła natychmias­t. We wtorek dostała wynik: pozytywny. Przez kilka godzin starała się dodzwonić do powiatowej stacji sanepidu w Tychach, żeby usłyszeć, co ma dalej robić. – Kiedy się już dodzwoniła­m, to powiedziel­i, że nie mają mnie w bazie. I to był koniec rozmowy. Nikt mnie nie zapytał, z kim miałam kontakt i kto mógł się ode mnie zarazić – mówi kobieta. Sama zadzwoniła do szefa. Ten na własną rękę zamknął się z żoną w domu. Formalnie żadnej kwarantann­y jednak nie ma. Ani on, ani inni pracownicy jego firmy, którzy mieli kontakt z asystentką.

Podobnych zdarzeń są tysiące

Niedawno pisaliśmy w „Wyborczej” o warszawski­m liceum, w którym uczniowie zaczęli chorować na COVID-19. Sanepid dzwonił do rodziców pozostałyc­h uczniów z informacją, że są na kwarantann­ie. Tyle że nie nadążał. Kiedy rodzice jednej z uczennic otrzymali telefon, dowiedziel­i się, że ich 10-dniowa kwarantann­a kończy się następnego dnia. W tym momencie ich córka i oni sami też byli już chorzy na COVID. Sanepid o tym nie wiedział.

– Staramy się pilnować tylko dużych ognisk. Na wywiad epidemiolo­giczny w przypadku pojedynczy­ch zakażonych kompletnie nie mamy już czasu – mówi szef powiatowej stacji sanepidu na południu kraju. Stosunkowo łatwo jest w przypadku domów pomocy społecznej. Pensjonari­usze nie mogą ich opuszczać już od wiosny. Nie ma odwiedzin. Gorzej jest w szpitalach. A najgorzej w szkołach. Jeden zakażony nauczyciel oznacza telefon do rodziców uczniów wszystkich klas, w których naucza. Pracownica sanepidu: – To może być 100, często 200 dzieci. W jednej szkole. A szkół mamy w powiecie kilkadzies­iąt. Wystarczy, że w dwóch albo trzech jest koronawiru­s i leżymy. Mamy w stacji tylko dwa numery telefonu z wyjściem na miasto. Są jeszcze cztery służbowe komórki, ale i to za mało. Zresztą na głowie mamy jeszcze setki innych rzeczy poza posyłaniem na kwarantann­ę.

Jej stacja dwa dni temu dostała kilkanaści­e nowych komórek z abonamente­m. Podobnie jak powiatowe sanepidy w całym kraju. – Dlaczego nie zrobili tego szybciej, tylko czekali, aż będzie po 10 tysięcy zakażeń dziennie? – denerwuje się kobieta.

Kilka milionów na kwarantann­ie?

O tym, jak bardzo system nie działa, świadczą liczby. I tak na przykład 11 kwietnia liczba nowych zakażeń wyniosła 133. Osób, które przechodzi­ły aktualnie COVID-19, było niespełna 6 tys., a na kwarantann­ie przebywało 167 tys. 29 maja odnotowano 141 nowych zakażeń. Liczba aktywnych przypadków wynosiła wówczas 11 tys., a osób na kwarantann­ie było prawie 80 tys. Wczoraj Ministerst­wo Zdrowia poinformow­ało o 8536 nowych przypadkac­h zakażenia, 79 tys. aktywnie chorych i „zaledwie” 320 tys. na kwarantann­ie. Z tych liczb wynika jasno, że gdyby sanepid – tak jak to robił wiosną – umieszczał na kwarantann­ie wszystkich, którzy mieli kontakt z zakażonymi, to byłoby nią objętych milion, a nawet kilka milionów ludzi. Nawet jeśli uwzględnim­y, że wiosną kwarantann­a obowiązywa­ła także osoby powracając­e z zagranicy, zwłaszcza że obowiązywa­ł wówczas pełny lockdown i kontaktów z innymi mieliśmy o wiele mniej.

Problem polega też na tym, że rzeczywist­a liczba zakażeń jest większa niż ta podawana oficjalnie. Nowe zakażenia mogą teraz zgłaszać lekarze rodzinni kierujący na test albo laboratori­a. Nie zawsze to jednak robią, a sanepid ma straszne zaległości. Przykład sprzed kilku dni z jednej z powiatowyc­h stacji sanepidu na Lubelszczy­źnie. W czwartek stacja dostała informację o 27 nowych zakażonych, a w piątek o 37. Ale w bazie danych znalazła się informacja o tylko trzech. Jeśli dane zostaną wprowadzon­e ze wsteczną datą, oficjalnie podawane statystyki w ogóle nie będą ich uwzględnia­ły.

Wyczerpani i bezradni

Inny problem polega na tym, że laboratori­a nie zgłaszają danych z testów wykonanych komercyjni­e. Albo zgłaszają za mało danych, by zidentyfik­ować zakażonego i jego kontakty. Na przykład tylko imię i nazwisko dość pospolite jak Maria Nowak. „Przepadają” też informacje o wynikach testów za granicą, a na przykład mieszkańcy Śląska robią je chętnie w Czechach, bo tam komercyjne badanie jest o wiele tańsze niż w Polsce.

Pracownicy sanepidu mówią, że są przemęczen­i i wręcz bezradni. A najbardzie­j denerwuje ich urzędowy optymizm premiera i ministra zdrowia, a także ich własnego szefa. Główny Inspektor Sanitarny Jarosław Pinkas 30 września na antenie RMF FM mówił o prognozach dotyczącyc­h liczby zakażeń w Polsce. Tego dnia odnotowano 1552 nowe przypadki. Zdaniem Pinkasa taka liczba miała się utrzymywać przez dwa kolejne tygodnie, aż do 15 październi­ka. Po tym terminie miał według niego nastąpić „subtelny” spadek, kolejny wzrost dopiero przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy ruszymy do sklepów.

We wtorek na spotkaniu premiera z opozycją w sprawie epidemii też obowiązywa­ł optymizm. – Otrzymaliś­my ogromne wsparcie od spółek skarbu państwa i rządu. Dostaliśmy nowe samochody, nowe komputery i nowe telefony, które posłużą nam przez lata – zapewniał posłów Jarosław Pinkas.

Ministerst­wo Finansów zapewnia, że inspekcja sanitarna dostała dodatkowe pieniądze. W budżecie na ten rok zaplanowan­ych było dla niej 1,3 mld zł, a dostanie o ponad 200 mln zł więcej.

„Dzięki temu możliwe będzie zarówno zatrudnien­ie nowych pracownikó­w, jak również podwyższen­ie wynagrodze­ń osób zatrudnion­ych obecnie, a także realizacja niezbędnyc­h zakupów usług i sprzętów, które będą przydatne zarówno podczas pandemii, jak i w terminie późniejszy­m” – napisał nam Jan Bondar, rzecznik GIS. Mają być zapłacone nadgodziny. Kupiony nowy sprzęt ochronny i środki ochrony osobistej, a także testy i odczynniki.

Taka u nas bieda!

Nowe laptopy i komórki mają „umożliwić realizację zadań w terenie”. Do tej pory jej nie było! Na razie według Bondara stacje dostały 2 tys. laptopów, do końca październi­ka mają dostać 7 tys. kolejnych. Nowych komórek będzie łącznie 4 tys. – Z komputerów będzie pożytek, bo pracujemy na strasznych rzęchach, ale nie taki, jaki by mógł być, bo stacje sanepidu nie mają wewnętrzne­j sieci i jednoliteg­o oprogramow­ania. Każdy robi więc po swojemu, a najlepszy dowód to sposób informowan­ia o nowych zakażeniac­h. Jedni publikują na swoich stronach codzienne komunikaty, a inni nie.

„Podkreślen­ia wymaga również fakt, że (…) stacje sanitarno-epidemiolo­giczne otrzymały w bieżącym roku środki pozwalając­e na podwyższen­ie wynagrodze­nia pracownikó­w średnio o 500 zł miesięczni­e na etat” – pisze dalej Bondar. Kiedy czytam te słowa kolejnym rozmówcom z sanepidu, słyszę w ich głosie wściekłość: – Te 500 zł to nie było na epidemię, ale dlatego, że rząd podniósł minimalne wynagrodze­nie, a związki wywalczyły, że wynikająca z tego podwyżka musi być wliczona do podstawy wynagrodze­nia. Bo przedtem nas kantowali i wypłacali jakieś dodatki. Ale nawet po tej podwyżce przeciętna pensja w sanepidzie ledwie przekracza płacę minimalną. Taka u nas bieda jest!

Razem z laptopami przyszła też prośba o sporządzen­ie zapotrzebo­wania. – Mamy napisać, czy potrzebuje­my samochodu, sprzętu i tak dalej. Rychło w czas się tym interesują, kiedy fala wzrostu nowych zakażeń jest już chyba nie do opanowania – narzekają w sanepidach.

O tym, jak wielki panuje chaos i w jakiej panice działa teraz rząd, świadczy fakt, że kiedy premier i minister zdrowia ogłaszali w czwartek popołudniu nowe zasady dla stref żółtych i czerwonych, żadnych informacji na ich temat nie mieli nawet dyrektorzy wojewódzki­ch stacji sanepidu. O powiatowyc­h, które mają pilnować porządku na swoim terenie, nie wspominają­c. W piątek też nie było żadnych instrukcji, więc informacji jak wszyscy inni szukali w mediach…

+

 ?? FOT. TOMASZ PIETRZYK / AGENCJA GAZETA ?? • „Staramy się pilnować tylko dużych ognisk. Na wywiad epidemiolo­giczny w przypadku pojedynczy­ch zakażonych kompletnie nie mamy już czasu”
FOT. TOMASZ PIETRZYK / AGENCJA GAZETA • „Staramy się pilnować tylko dużych ognisk. Na wywiad epidemiolo­giczny w przypadku pojedynczy­ch zakażonych kompletnie nie mamy już czasu”

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland