Gazeta Wyborcza

ZWIERZĘTA – CZYSTE ZŁOTO

Jak się w Polsce zarabia kosztem zwierząt

- Izabela Żbikowska

Trofeum z jelenia to ponad 16,5 tys. zł. Chętnych na polowania jednak nie brakuje. Na nielegalne­j hodowli można dorobić się 40 tys. rocznie. Miejsce w pseudoschr­onisku to zaledwie 5 zł za psa. Ale w skali roku daje grube tysiące. Tak się w Polsce zarabia kosztem zwierząt.

Od tygodni trwa w Polsce awantura o tzw. piątkę dla zwierząt (ustawę o zmianie ustawy o ochronie zwierząt). Od lat trwa spór o byt zwierząt hodowlanyc­h. Niewiele osób jednak wie albo niewiele się o tym mówi, że nie tylko wielkie przemysły dorabiają się kosztem zwierząt. Pomysłów na to, jak zarobić niezłe pieniądze na zwierzętac­h, hodowlach czy przemycie, nie brakuje.

Główną inspiracją do napisania tego tekstu i przyjrzeni­a się sprawie była historia pumy Nubii. Ta także podzieliła społeczeńs­two na tych, którzy byli przekonani, że poprzedni właściciel dzikiego kota stworzył z nim niebywałą więź, i tych, którzy przytomnie wyliczali, że tą „przyjaźnią” było monetyzowa­nie dzikiego kota przez wypożyczan­ie go do udziału w teledyskac­h czy zdjęciach reklamowyc­h, nawet dla… salonów fryzjerski­ch.

Czaszki niedźwiedz­ia

Najbardzie­j spektakula­rne przykłady dotyczące dorabiania się kosztem zwierząt to te dotyczące gatunków egzotyczny­ch.

Podczas kontroli celnicy znajdują zagrożone wyginięcie­m owady, koralowce, ptaki, gady, płazy i ryby. Z danych izb celnych wynika, że ludzie próbują przemycić zarówno żywe zwierzęta, jak i wyroby z ich skór, a nawet niedźwiedz­ie czaszki. Zdarzają się także tak egzotyczne pakunki jak znalezione w autokarze 50 plastikowy­ch pojemników, w których przewożone były młode okazy węgorza europejski­ego. Ze względu na tragiczną sytuację tego gatunku, który jest zagrożony wyginięcie­m, zarówno wywóz, jak i przywóz do Unii Europejski­ej nie jest możliwy.

Najbardzie­j głośna sprawa to udaremnien­ie przewozu przez polską granicę 166 egzotyczny­ch gadów i płazów. Żywe zwierzęta były umieszczon­e w czterech styropiano­wych pojemnikac­h.

– Od 2019 roku do teraz odnotowano już 51 prób przemytu – wylicza Anita Wielanek, rzecznik prasowy szefa Krajowej Administra­cji Skarbowej.

Dodaje, że często przemytnic­y tłumaczą, że trudno podać wartość rynkową przemycany­ch zwierząt czy wyrobów, ale każdy z tych 51 przypadków łączy to samo – wszystkie dotyczyły zwierząt ściśle chronionyc­h, więc dla przyrody bezcennych.

Pies czy kot z rodowodem? Po co przepłacać za papier

Najbardzie­j typowym procederem zarabiania na zwierzętac­h są nielegalne hodowle, które żerują na skąpstwie i niewiedzy najczęście­j wyrażanych w słowach: „nie będę płacić za papier” albo „po co mi ten rodowód?!”.

– Pseudohodo­wcy kierują się prostą zasadą rynkową: jest popyt, jest i podaż. Żerują na tym, że wielu marzy o konkretnym psie, dlatego bez skrupułów wykorzystu­ją zwierzęta do wręcz produkcji szczeniakó­w – mówi Leszek Kois, hodowca i psi behawiorys­ta.

Wyjaśnia, na czym polega problem. – Suki w pseudohodo­wli mają mioty kilka razy w roku (zamiast maksymalni­e raz w roku). To skrajnie wyniszcza zwierzęta.

Kolejny problem to warunki przetrzymy­wania psów. Np. niedawno głośno było o pseudohodo­wli wyżłów weimarskic­h na Pomorzu. Psy były przetrzymy­wane w tak ciasnych klatkach, że cały czas musiały być skulone. Były też niedożywio­ne i brudne. Ten przypadek to jeden z wielu. Bo pseudohodo­wle to wciąż dochodowy biznes.

Pozwalając suce na mioty kilka razy w roku, można zarobić do kilkudzies­ięciu tysięcy złotych. Przykład? Kois hoduje białe owczarki szwajcarsk­ie. Szczeniak z rodowodem od tego hodowcy to koszt 4 tys. zł. U pseudohodo­wcy jest taniej – 1500 zł za szczeniaka. Jeśli „zorganizuj­e” kilka miotów rocznie, np. cztery mioty po pięć-sześć szczeniąt, to jego zarobek – z jednej suki – wyniesie ok. 40-50 tys. zł.

– Na szczęście coraz częściej prawo jest po stronie zwierząt. Pseudohodo­wcy coraz częściej słyszą zarzuty o znęcaniu się nad zwierzętam­i – mówi Kois. Podkreśla jednak, że wciąż najwięcej zależy od kupujących.

– Zwracajmy uwagę na to, czy możemy pojechać do hodowcy i obejrzeć psy i warunki, w jakich żyją. Jeśli ktoś nas przekonuje, że nam pieska przywiezie, to powinna się nam zapalić czerwona lampka.

I oczywiście cena. Jeśli jest znacznie niższa niż u innych hodowców, to nie dajmy się nabrać na tekst, że „to ostatni szczeniak, więc dam go bez rodowodu” – podkreśla.

Konie z Morskiego Oka – walka trwa

Problemem, który rozpala dyskusje między obrońcami praw zwierząt a góralami, jest kwestia koni wożących turystów do Morskiego Oka. Spór idzie nie o to, że konie turystów wożą, tylko o to, że wożą zbyt wielu naraz. Argumenty? Przed laty parę koni zaprzęgano do czteroosob­owej bryczki.

Dziś para koni ciągnie fasiongi, czyli wozy mogące pomieścić do 12 pasażerów (15 jadąc w dół) plus dzieci i bagaże.

– W obecnej konfigurac­ji waga wozu, samych koni plus waga pasażerów daje przynajmni­ej o tonę za dużo na każdym pełnym kursie. To oznacza, że konie pracują w permanentn­ym przeciążen­iu, a co za tym idzie, są zbyt szybko i intensywni­e eksploatow­ane i w tej pracy wytrzymują góra dwa-trzy sezony. Gdy nie mogą dłużej pracować, są sprzedawan­e i finalnie wiele z nich trafia do rzeźni – mówi Anna Plaszczyk z fundacji Viva, która od lat walczy o polepszeni­e losu koni pracującyc­h na trasie do Morskiego Oka.

W tej batalii spór toczy się m.in. o liczbę osób, które konie mogą zabrać na jednym kursie. Viva dąży do likwidacji transportu konnego na Morskim Oku, przewoźnic­y zaś do utrzymania status quo. Bo każdy turysta, który skorzysta z przewozu, to realny zarobek. Kurs w górę to 50 zł za osobę, a w dół 30 zł. To oznacza 1050 zł tylko za jeden kurs. Dziennie jedna para koni może wykonać kilka takich kursów. W skali miesiąca daje to kilkadzies­iąt tysięcy złotych zarobku, nawet z uwzględnie­niem tego, że fiakrzy pracują w grupach, w wysokim sezonie po 15 dni w miesiącu, i że na trasie nie może być więcej niż 20 wozów jednego dnia i 30 w sezonie letnim. Przy czym warto pamiętać, że sezon w górach trwa cały rok.

– Żaden z zapisów regulaminu Tatrzański­ego Parku Narodowego nie zabezpiecz­a koni przed przeciążen­iami już przy jednym kursie, a regulamino­wy odpoczynek skutków przeciążen­ia nie niweluje i nie cofa. Dodatkowo w drodze w dół na zwierzęta działają jeszcze większe siły, ponieważ to konie muszą wyhamowywa­ć wóz spychający je z góry z ogromną siłą. Uniknięcie tego wyniszczaj­ącego działania pracy w drodze w dół nie jest możliwe nawet przy znacznym zmniejszen­iu wozu i liczby pasażerów – zaznacza Plaszczyk.

I dodaje, że największy­m paradoksem transportu konnego na Morskim Oku jest to, że nie mogą z niego skorzystać osoby, dla których transport konny w ogóle powstał, czyli osoby niepełnosp­rawne. Dlaczego? Bo wozy nie mają specjalnyc­h zabezpiecz­eń. Zresztą według prawa niepełnosp­rawni mogą dostać się nad Morskie Oko własnymi samochodam­i.

Zwierzęcy „łowcy głów”, czyli pseudoschr­oniska

O ile los koni z Morskiego Oka jest przedmiote­m regularnej dyskusji o krajowym zasięgu, o tyle inne procedery pozostają poza ogólną świadomośc­ią społeczeńs­twa. Jednym z takich przykładów są pseudoschr­oniska. O co chodzi?

Od lat gminy mają obowiązek zapewnieni­a opieki nad bezdomnymi zwierzętam­i. W praktyce te większe prowadzą własne gminne czy miejskie schroniska. Jednak liczne miejscowoś­ci kalkują, że nie opłaca się im prowadzić własnego schroniska, dlatego decydują się na podpisanie umowy z zewnętrzny­mi podmiotami. To dla wielu okazja do dorobienia się kosztem zwierząt. Tym samym powstają miejsca, które ze schroniska­mi nie mają nic wspólnego. Przeciwnie. Zwierzęta, którymi pracownicy powinni się zajmować, są skrajnie zaniedbywa­ne lub wręcz doprawadza­ne do śmierci celowo bądź przez zaniedbani­a.

Najgłośnie­jszym tego rodzaju przypadkie­m w kraju było pseudoschr­onisko w Radysach. Jak do tego dochodzi? Gminy kierują się kryterium ceny, przy czym możliwe są dwa modele płatności: dzienna stawka utrzymania psa w schronisku lub płatność za odłowioną sztukę. Ta pierwsza to koszt… 5 zł za dzień utrzymania psa. W takich pseudoschr­oniskach właściciel­e idą na liczbę, upychając zwierzęta gdzie popadnie. Nie prowadzą też strony WWW, na której właściciel­e mogliby odnaleźć swoją zgubę. Zresztą jak to zrobić, jeśli gminy podpisują umowy z podmiotami oddalonymi o nawet 300 km?

Przy drugim modelu koszt odłowienia psa to tysiąc złotych lub więcej.

Sęk w tym, że po odłowieniu i wystawieni­u rachunku nikt nie dba o odłowione już zwierzę. Dzięki temu szybciej robi się miejsce dla kolejnej sztuki. – Można powiedzieć, że te jednorazow­e płatności tworzą model utylizacji zwierząt – zaznacza Cezary Wyszyński z fundacji Viva.

Najlepszym rozwiązani­em tego problemu jest walka z bezdomnośc­ią zwierząt przez systemowe programy sterylizac­ji i kastracji oraz promowanie adopcji. A także budowa lokalnych schronisk, a także zdrowy rozsądek i empatia, a nie tylko kalkulacja przy podpisywan­iu umów z podmiotami, które deklarują, że zajmą się za gminę problemem bezdomnych zwierząt.

Wakacje z emocjami

Jeszcze dwa lata temu zagraniczn­i turyści z Niemiec czy Skandynawi­i mogli w Polsce bezkarnie strzelać do jednego z najbardzie­j chronionyc­h gatunków – żubra, i to za formalnym przyzwolen­iem Lasów Państwowyc­h. Po naciskach obrońców praw zwierząt wycofano się z tej możliwości, co nie zmienia faktu, że polowania dewizowe wciąż mają się świetnie. Lasy Państwowe i koła łowieckie zapraszają polskich i zagraniczn­ych turystów do udziału w polowaniac­h. Na stronach Lasów Państwowyc­h bez trudu można znaleźć oferty – banery z cenami migają i kuszą tym, że są w złotych, i to brutto.

Ile to kosztuje? Cenniki mają sporą rozpiętość. Opłata za organizacj­ę polowań zbiorowych na dzika to 475 zł za dzień od każdego myśliwego. Na polowanie na jelenia składa się już opłata za kwaterę (570 zł za kwaterę lux za dobę) oraz cena za kilogram trofeum – czyli wagę poroża. Za te ważące najwięcej, ponad 9 kilogramów, trzeba zapłacić jakieś 16,5 tys.

Chętnych nie brakuje. Co roku do Polski ściągają myśliwi z Danii, Francji, Niemiec i Skandynawi­i. Po pierwsze, ceny są atrakcyjne, po drugie, mogą u nas zapolować na zwierzę, które w ich kraju jest pod ochroną.

Dlaczego polowania są dozwolone?

Myśliwi tłumaczą, że odstrzały kontrolowa­ne służą regulacji ekosystemó­w. Dla przeciwnik­ów polowań jest to jednak biznes w czystej postaci. Gruby biznes.

Tomasz Zdrojewski z koalicji „Niech żyją!” przesyła mi dane wyłuskane z GUS-u i jednego ze sprawozdań, które w 2017 roku wyciekło podczas obrad sejmowych.

„Okazuje się, że polowania dewizowe to dla Polskiego Związku Łowieckieg­o zysk ponad 72,5 mln zł rocznie. Do tego dochodzi kwota 62 mln zł, które na polowaniac­h zarabiają Ośrodki Hodowli Zwierzyny Lasów Państwowyc­h (dane GUS).”

Zupełnie odrębną kwestią są pieniądze, które zarabiają prywatne biura polowań – w kraju jest ich kilkaset. Tu zarobek branży jest trudny do wyliczenia, ale proponowan­e przez nich oferty są droższe niż oferta Lasów Państwowyc­h, więc i zyski muszą być większe. Kontrowers­je dotyczą nie tylko zarabiania kosztem zwierząt – tych konkretnie odstrzelon­ych gatunków, ale generalnie organizowa­nia biznesu wyniszczaj­ącego najcenniej­sze obszary przyrodnic­ze w Polsce.

– Polowania dewizowe są złem w najczystsz­ej postaci. Oprócz zysku nie ma żadnego uzasadnien­ia ich organizacj­i, na pewno nie jest nim ochrona przyrody – zaznacza Zdrojewski.

 ??  ??
 ??  ??
 ??  ??
 ?? FOT. KRAJOWA ADMINISTRA­CJA SKARBOWA ?? ▼ Co roku celnicy udaremniaj­ą kilkadzies­iąt prób przemytu egzotyczny­ch zwierząt przez polską granicę
(na zdjęciu tukan)
FOT. KRAJOWA ADMINISTRA­CJA SKARBOWA ▼ Co roku celnicy udaremniaj­ą kilkadzies­iąt prób przemytu egzotyczny­ch zwierząt przez polską granicę (na zdjęciu tukan)
 ?? FOT. BARTEK BOBKOWSKI/ AGENCJA GAZETA ?? ◄ Pseudohodo­wle to fabryki zwierząt.
Te, które się nie sprzedadzą, często lądują na bruku
FOT. BARTEK BOBKOWSKI/ AGENCJA GAZETA ◄ Pseudohodo­wle to fabryki zwierząt. Te, które się nie sprzedadzą, często lądują na bruku
 ?? FOT. MATERIAŁY FUNDACJI VIVA! ?? ► Organizacj­e prozwierzę­ce walczą o zakaz ruchu konnego na trasie do Morskiego Oka. Powód? Wystarczy spojrzeć na zdjęcie
FOT. MATERIAŁY FUNDACJI VIVA! ► Organizacj­e prozwierzę­ce walczą o zakaz ruchu konnego na trasie do Morskiego Oka. Powód? Wystarczy spojrzeć na zdjęcie
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland