JAK PAN MOŻE, PROFESORZE?
Gdyby nie marzenia Jerzego Gwizdały o tytule profesora zwyczajnego, zapewne jeszcze długo nie wydałoby się, w jaki sposób rektor Uniwersytetu Gdańskiego kopiował fragmenty prac innych autorów i publikował jako własne.
Uniwersytet Gdański świętuje w tym roku 50 lat istnienia. Jubileuszowi towarzyszy prawdopodobnie największy skandal w historii uczelni, z którym równać się może afera z 2004 r., kiedy „Wyborcza” ujawniła, że na wydział prawa przyjmowano dzieci VIP-ów dzięki protekcji, a nie na podstawie punktów z egzaminu.
Pod koniec września 2020 r. rektor Jerzy Gwizdała podał się do dymisji po ujawnieniu poważnych dowodów, z których wynikało, że kopiował prace innych autorów i dzięki nim budował swój dorobek naukowy. Jako rektor zarabiał 27,5 tys. zł brutto. Pensja przysługuje do momentu wygaszenia mandatu, co może nastąpić najwcześniej pod koniec października. Pełniący obowiązki rektora prof. Krzysztof Bielawski uspokaja, że uczelnia pracuje normalnie. Poprosił kadrę, aby nie komentować publicznie „nadzwyczajnej sytuacji”. W ostatnich dniach senat UG zaapelował, aby „oceny pracy byłego rektora nie sprowadzać jedynie do ostatnich wydarzeń (...). Piętnując przewiny, nie zapominajmy o zasługach”.
O KROK
OD PROFESURY ZWYCZAJNEJ
63-letni Jerzy Gwizdała miał tytuł doktora habilitowanego ekonomii i był profesorem uczelnianym. Na UG osiągnął niemal wszystko, pełnił funkcję dyrektora administracyjnego, kanclerza, a od 2016 r. rektora. Otrzymał Brązowy i Srebrny Krzyż Zasługi oraz Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Brakowało mu tylko tytułu profesora belwederskiego.
Skandal wybuchł we wrześniu br. po tekście „Wstrzymana profesura” autorstwa dr. hab. Marka Wrońskiego, który na łamach „Forum Akademickiego” wymienił przykłady przepisanych przez Gwizdałę fragmentów pracy. Wkrótce okazało się, że rektor miał większy rozmach. W 2018 r. Gwizdała postanowił zrobić profesurę na podległym mu wydziale zarządzania, u dziekana prof. Mirosława Szredera. Podwładni rektora wyrazili niemal jednogłośne poparcie.
Podstawą starań Gwizdały o profesurę były podrozdziały w pracach zbiorowych, artykuły oraz książka wydana przez UG „Instrumenty ograniczenia ryzyka w instytucjach finansowych” zawierająca 14 artykułów wcześniej opublikowanych w czasopismach krajowych.
Pięcioro recenzentów z innych uczelni wydało opinie o dorobku rektora – wniosku o profesurę nie poparł jedynie prof. Jan Krzysztof Solarz. Wytknął
Gwizdale wiele błędów merytorycznych i korzystanie z materiałów sprzed habilitacji. Zwrócił uwagę, że choć 13 artykułów opublikowano po angielsku, to brakuje informacji o aktywności Gwizdały na konferencjach zagranicznych.
Cztery pozostałe opinie były pozytywne.
• Prof. Andrzej Gospodarowicz udzielił „pełnego poparcia”.
• Prof. Janina Harasim napisała, że „pozytywy mają niewielką przewagę nad słabościami”. Chwaliła działalność dydaktyczną i organizacyjną Gwizdały. „Zdecydowanie bardziej krytyczna ocena dotyczy publikacji naukowych oraz ich cytowalności” – podkreśliła.
• Prof. Monika Marcinkowska oceniła naukowy dorobek Gwizdały jako „znaczący zarówno pod względem jakościowym, jak i ilościowym”. Chwaliła, że dużo wniósł do nauk ekonomicznych.
• Prof. Małgorzata Zaleska stwierdziła, że dorobek Gwizdały jest wystarczający do zdobycia tytułu profesorskiego.
W kolejnym kroku Rada Wydziału Zarządzania UG poparła wniosek Gwizdały. Następnie pozytywną opinię wydała Centralna Komisja do spraw Stopni i Tytułów.
„Już po pozytywnej decyzji Centralnej Komisji do kancelarii prezydenta Andrzeja Dudy wpłynął list naukowca, w którym pośrednio zarzucono, iż dorobek kandydata jest słaby, zaś połowa z czternastu artykułów tworzących monografię profesorską odpowiada treści podrozdziałów pracy habilitacyjnej Jerzego Gwizdały” – napisał w swoim tekście Marek Wroński.
W czasie, gdy ważyły się losy profesury, Jerzy Gwizdała wykonał wiele gestów wobec PiS. Na budynku wydziału prawa odsłonił tablicę upamiętniającą prezydenta Lecha Kaczyńskiego, byłego wykładowcę UG. Następnie wystawił pomnik marszałka Sejmu Macieja Płażyńskiego (także zginął w katastrofie smoleńskiej), którego syn jest obecnie posłem PiS z Gdańska.
PODEJRZANY O PLAGIAT WYGRYWA WYBORY
W 2019 r. Kancelaria Prezydenta wstrzymała procedurę nadania tytułu. Sprawa trafiła do Komisji ds. Etyki w Nauce Polskiej Akademii Nauk. Gdy postępowanie trwało, Gwizdała szykował się do wyborów na drugą kadencję rektorską. W kwietniu 2020 r. – ukrywając swoje kłopoty – wygrał. Wiedzę o sprawie w komisji miało jednak kilka osób. Na przykład dr nauk prawnych Marek Głuchowski, przewodniczący Rady UG. Gdy wybuchł skandal, mecenas Głuchowski przyznał, że „nieformalne informacje (pogłoski) pojawiły się w tak newralgicznym momencie dla społeczności akademickiej, jakim jest okres wyborczy na stanowisko rektora”, ale on postanowił o nich milczeć. „Doświadczenie uczy mnie, że bardzo łatwo jest zniszczyć czyjeś dobre imię, natomiast trudno je potem odzyskać po udowodnieniu niewinności, więc staram się nie wydawać wyroków i nie rozpowszechniać pomówień na podstawie niepełnych danych” – napisał Głuchowski w oświadczeniu.
NAGANNY
BRAK CUDZYSŁOWÓW
Wśród materiałów, które miały Gwizdale zapewnić profesurę, był artykuł „Metoda szacowania
VaR w zarządzaniu ryzykiem banku” opublikowany w roku 2011. To niemal w całości wierna kopia tekstu Katarzyny Ewy Kuziak „Koncepcja wartości zagrożonej VaR (Value at Risk)” z roku 2003.
Odkrycie to stało się podstawą unieważnienia postępowania o nadanie Gwizdale tytułu profesora. Decyzję podjęło prezydium Centralnej Komisji do spraw Stopni i Tytułów. W opinii prof. Andrzeja Górskiego, przewodniczącego Komisji do spraw Nauki, „treść obu artykułów jest bardzo zbliżona”.
„Obserwuje się brak staranności niektórych autorów w odpowiednim cytowaniu tych danych, czego przykładem jest dr hab. J. Gwizdała. W Jego monografii profesorskiej, będącej zbiorem 14 artykułów (5 w j. angielskim), jest 7 artykułów odpowiadających treścią podrozdziałom Jego pracy habilitacyjnej z pewnymi modyfikacjami redakcyjnymi (praca jest cytowana). Brak cytowania innych autorów, niezależnie od niekiedy przypadkowych przyczyn, jest naganne” – napisał prof. Górski.
Gwizdała milczy. A wątpliwości dotyczą także innych jego tekstów i prac naukowych. Sam twierdził, że istnieje jedynie „pozorna zbieżność pewnych fragmentów tekstów z pracami innych autorów”, a wynika ona „z istnienia dla nich wszystkich, w tym dla moich prac, wspólnego pierwotnego (najczęściej anglojęzycznego) źródła w bibliografii z zakresu ekonomii lub finansów”.
„Fragmenty te nie stanowią intelektualnego dorobku ani mojego, ani autorów, których prace zestawiono z moimi, lecz są charakterystyką problemu lub metodyki badawczej wywodzącej się z wcześniejszych opracowań, najczęściej sprzed wielu lat” – przekonywał.
Na tłumaczenia zareagował dr Błażej Kochański, adiunkt w Zakładzie Statystyki Katedry Nauk Ekonomicznych Politechniki Gdańskiej.
„Wczoraj wieczorem nie poszedłem spać, zamiast tego zacząłem porównywać artykuł rektora UG z moim doktoratem. Wygląda na to, że w artykule rektora Gwizdały, opublikowanym 5 lat temu w »Problemach Zarządzania«, a następnie przetłumaczonym na angielski i zamieszczonym na stronach 33-44 monografii profesorskiej, plagiatem jest (…) całość artykułu”.
Kochański dodał na Facebooku, że zdania, które nie pochodzą z jego doktoratu, można policzyć na palcach jednej ręki. „W którymś momencie już nie wiedziałem, co pochodzi skąd, bo całe akapity były praktycznie identyczne. Co ciekawe, nawet moje niezgrabności stylistyczne zostały w dużej części skopiowane. Trzeba jednak zaznaczyć, że trochę usterek plagiator dodał od siebie”.
Kochański napisał doktorat w 2014 r. Promotorem była dr hab. Anna Rzeczycka, prof. Politechniki Gdańskiej, zaś jednym z dwóch recenzentów był właśnie Jerzy Gwizdała. Co ciekawe, w swojej bardzo pozytywnej recenzji Gwizdała wytknął Kochańskiemu drobne braki. „W pracy nie zostały sformułowane w sposób syntetyczny tezy, co uważam za słabą stronę” – napisał. Ale gdy przepisywał w roku 2015 pracę Kochańskiego, praktycznie niczego nie zmienił.
– Jesteśmy zaniepokojeni doniesieniami o możliwym powieleniu dorobku naukowego naszego pracownika, dr. Błażeja Kochańskiego – mówi Maciej Dzwonnik, rzecznik prasowy Politechniki Gdańskiej. – Dołożymy starań, żeby zabezpieczyć interesy dr. Kochańskiego związane z pracą nauczyciela akademickiego, a on sam może liczyć na wsparcie ze strony władz uczelni i naszych radców prawnych.
Dzwonnik dodaje, że PG podejmie decyzję, gdy zakończy się oficjalne postępowanie wyjaśniające. Na razie nie jest jasne, kto je będzie prowadził. W ubiegłym tygodniu Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego wszczęło postępowanie dyscyplinarne w sprawie Gwizdały.