ProteGo Safe wciąż w niszy
Blisko 2,6 proc. osób w Polsce ściągnęło do tej pory rządową aplikację ProteGo Safe do śledzenia kontaktów z osobami zakażonymi koronawirusem.
„Było DDM. Jest DDMA, czyli dystans, dezynfekcja, maseczki, aplikacja. Ta aplikacja to STOP COVID – ProteGO Safe. Do dziś pobrało ją 1 009 840 Polaków. Im więcej z nas będzie z niej korzystać, tym lepiej” – podawał w ubiegłym tygodniu rząd.
Oznacza to, że ProteGo mogło dotychczas ściągnąć ok. 2,6 proc. osób w Polsce. Niemiecka bliźniacza aplikacja Corona-Warn-App została od lipca do września pobrana ponad 18 mln razy oraz 400 tys. razy za granicą. Z populacji liczącej ok. 83 mln osób mogło ją więc zainstalować 22 proc. osób. Tamtejszy rządowy panel ekspertów jako minimalny próg jej skutecznego działania wyznaczył 33-proc. adopcję w społeczeństwie.
Opublikowane we wrześniu badania naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego i Google’a pokazują jednak, że nawet 15-proc. adopcja aplikacji do śledzenia kontaktów może istotnie ograniczyć liczbę zakażeń i zgonów.
„Skuteczność praktycznie żadna”
– Tylko że jeżeli w tej chwili w Polsce już nie można dodzwonić się do sanepidu, to co taka osoba, która dostaje notyfikację o kontakcie, może zrobić? Aplikacja ma sens jako dodatek do wydolnego systemu, w którym człowiek potencjalnie zakażony wie, jak ma działać, może w sensownym terminie zrobić test i otrzymać wynik – komentuje Jarosław Potiuk, inżynier i programista zaangażowany w pracę nad ProteGo Safe na wczesnym etapie.
– W połowie września wprowadzono zmianę na serwerach ProteGo Safe uzasadnioną zwiększeniem anonimowości systemu. Uniemożliwia ona sprawdzenie, ile osób wysyła w danym dniu zgłoszenie o swoim zakażeniu – dodaje programista Tomasz Zieliński, autor bloga Informatykzakladowy.pl. – Można jednak sprawdzić, w których dniach nie było żadnych zgłoszeń. I tak sprawdziłem, że w ciągu pierwszych dziesięciu dni października było pięć dni, w czasie których nikt ze zdiagnozowanych osób nie zgłosił tego przez ProteGo Safe. A wtedy było już od 2 do 4 tys. zakażeń dziennie. Oznacza to, że z aplikacji korzysta bardzo mały odsetek osób w Polsce.
Niemcy: 1,2 mln testów przez aplikację
Jednak skuteczność niemieckiej aplikacji mimo dużej liczby pobrań też jest kwestionowana. Również nie ma oficjalnych danych dotyczących liczby osób, które zostały poinformowane, że mogły mieć kontakt z zakażonym. Największe stowarzyszenie prywatnych niemieckich laboratoriów podaje, że tylko 3-6 proc. analizowanych testów jest skutkiem ostrzeżeń wysyłanych przez Corona-Warn-App.
Bo Corona-Warn-App ma tę przewagę nad ProteGo, że za jej pośrednictwem przekazywane są wyniki testów na koronawirusa. Na smartfony otrzymało je już ok. 1,2 mln osób.
Niemiecka aplikacja nie wysyła jednak automatycznie ostrzeżeń do osób, z którymi miał kontakt zakażony użytkownik. Musi on na to wyrazić zgodę. We wrześniu niemiecki minister zdrowia Jens Spahn powiedział, że tylko 5 tys. osób użyło aplikacji, żeby ostrzec spotkane przez siebie osoby. Czyli połowa osób, które otrzymały pozytywny wynik testu przez aplikację, i tylko 10 proc. spośród wszystkich infekcji w Niemczech od momentu uruchomienia Corona-Warn-App.
Według badań przeprowadzonych przez politechnikę w Monachium 51 proc. ankietowanych nie wierzy, że aplikacja może mieć realny wpływ na przebieg pandemii. W czerwcu, przed uruchomieniem Corona-Warn-App, tylko 41 proc. osób nie wierzyło w aplikację.
ProteGo Safe miała być sukcesem przed wyborami
Zadaniem Potiuka ludzie na początku przestraszyli się ProteGo Safe, bo aplikacja została wypuszczona w pośpiechu, nerwowo i miała być odtrąbionym sukcesem przed wyborami.
– Ministerstwo Cyfryzacji bardzo się spieszyło, ludzie pracowali nad nią nocami i weekendami. Popełniono przez to bardzo dużo błędów na poziomie intencji. Na początku chcieli, żeby w aplikacji obowiązkowo podawać numer telefonu. Wtedy nie byłoby mowy o żadnej prywatności i nikt nie chciałby tego zainstalować. Ministerstwo Rozwoju wyskoczyło też z pomysłem, żeby do sklepów powyżej określonej liczby osób wpuszczać tylko osoby posiadającego ProteGo. To były pomysły z kosmosu, nieprzemyślane, dlatego ludzie nie zaufali aplikacji – mówi Potiuk.
„Aplikacja jest niepotrzebna”
Według Potiuka aplikacja ProteGo Safe jest tak naprawdę niepotrzebna. – Czekam, kiedy będzie można przystąpić do tego systemu bez konieczności jej instalowania, bo technicznie jest to możliwe i dzieje się już np. w USA, gdzie w ogóle nie trzeba mieć aplikacji, żeby dostać anonimowe ostrzeżenie o kontakcie z zakażonym. Zostało to zrobione na poziomie systemu operacyjnego Google i Apple, które wypuściły moduł dostępny na każdym nowszym telefonie – tłumaczy Potiuk.
Dodaje, że być może dopiero gdy nie trzeba będzie instalować i obsługiwać odrębnej aplikacji, wykrywanie siatki zakażeń dzięki urządzeniom mobilnym w końcu będzie miało sens. Kiedy tak będzie w Polsce? – To jest najprawdopodobniej decyzja ministerstwa i kwestia ustaleń z Google’em i Apple’em. Może wtedy wystarczająco dużo osób dołączyłoby do systemu ostrzegania innych? Ale czy ministerstwo mogłoby wówczas ogłosić swój sukces? – zastanawia się.
Bo tak naprawdę rządowa aplikacja jest tylko nakładką na protokół Google’a i Apple’a, do której dodano moduł samooceny zdrowia. Na stronie kancelarii premiera napisano: „Naprawdę warto uzupełniać dostępny w STOP COVID – ProteGO Safe dziennik zdrowia. To intuicyjne i bardzo pomocne narzędzie. Jak sama nazwa wskazuje, w dzienniku codziennie można notować wysokość swojej temperatury, brak lub występowanie takich objawów jak katar, kaszel, dreszcze i ból mięśni”.
– Kompletnie bezużyteczne. Nikt z tego nie korzysta, bo kto będzie codziennie oceniał się w dzienniczku? Gdyby była w ProteGo taka funkcja jak w Niemczech, że dostajesz wynik testu, to wtedy miałoby to sens – ocenia Potiuk.
l