Koniec wegeburgerów?
Parlament Europejski zagłosuje w czwartek lub piątek (zmiana ze środy) nad zakazaniem nazywania wegańskich produktów tak jak zwierzęcych.
Najpierw z półek musiało zniknąć sojowe, migdałowe czy kokosowe mleko. Na jego miejscu pojawił się „napój”, choć zmiana dotyczy wyłącznie nazwy – to ciągle ten sam produkt. Taki był efekt działań lobby przemysłu mleczarskiego, który nie życzył sobie, by „mlekiem” nazywać produkty, które tradycyjnym mlekiem – czyli krowim czy kozim – nie są.
Teraz ważą się losy wegeburgerów, roślinnych kiełbasek czy wegańskiego smalcu. Producenci odzwierzęcych produktów lobbują, by zakazać używania tradycyjnych nazw dla ich wegańskich alternatyw. Niedozwolone miałyby być nawet nazwy sugerujące oryginał, jak „o smaku masła” czy „w typie jogurtu”.
Naciąganie konsumentów
Powód? Prezes związku Polskie Mięso Witold Choiński w rozmowie z OKO.press mówi: „Firmy mięsne latami pracowały nad wypracowaniem pewnych nazw produktowych. A teraz duża część firm zajmujących się produkcją roślinną chce wykorzystać ten dorobek do sprzedaży swoich produktów. Podszywają się, by łatwo wejść na rynek i szybko zdobyć dużą jego część”.
Do tego używanie mięsnych nazw ma wprowadzać w błąd konsumentów, którzy mogą przez pomyłkę kupić produkt alternatywny.
– Wykorzystywanie tradycyjnych nazw produktów mięsnych czy mlecznych do nazw produktów roślinnych to nadużycie i naciąganie. Klient może czuć się zdezorientowany – mówi Anna Zubków z grupy roboczej Copa Cogeca, Jaja i Drób, reprezentująca branżę producentów w konsultacjach w Komisji
Europejskiej (Copa Cogeca to europejska organizacja zrzeszająca rolnicze związki zawodowe, m.in. autor kampanii „To nie jest burger”).
Igor Sadurski z firmy Bezmięsny ma nadzieję, że nowe przepisy, jeśli wejdą w życie, nie popsują wegańskiego rynku. Jak mówi, wprowadzenie „napojów” zamiast alternatywnego „mleka” nie zatrzymało rozwoju tego rynku. – Rewolucja trwa i postępuje szybciej, niż się wydaje. Ustawy tego nie zmienią – mówi. Jego firma rozwija się szybko, a obroty zwiększają się o 300 proc. rocznie.
„Próba obrony przed rzeczywistością”
Marta Dymek, autorka bloga Jadłonomia i książek kucharskich z przepisami roślinnymi, krytykuje pomysł, by zakazywać korzystania z tradycyjnych nazw przez producentów zamienników. Argument, że alternatywne i zwierzęce produkty mogą się ludziom mylić, uważa za groteskowy. – Próba wprowadzenia tego zakazu to próba obrony przed rzeczywistością – przed zwrotem ku zdrowemu, zrównoważonemu i racjonalnemu żywieniu – podkreśla.
Zwraca uwagę, że gdybyśmy mieli tak poważnie traktować tradycyjne nazwy żywności, to trzeba byłoby też ocenzurować bardzo wiele produktów, których skład się zmienia, ale nazwy – nie. I wcale nie dotyczy