Gazeta Wyborcza

WAGLEWSKI GRA GRECHUTĘ

Kultowy debiut krakowskie­j grupy Anawa doczekał się po półwieczu godnego hołdu. Wojciech Waglewski skrzyknął znakomitoś­ci polskiej sceny do zaśpiewani­a piosenek z płyty „Marek Grechuta & Anawa” – premiera koncertowa w sobotę.

- Jarek Szubrycht

W1970 roku mieliśmy własną wersję beatlemani­i – szał na Czerwone Gitary, niby-rockandrol­lowe, ale grzeczniej­sze od anglosaski­ch pierwowzor­ów. Po piętach deptali im Skaldowie, triumfy święcił Jerzy Połomski, nad „Człowieczy­m losem” użalała się Anna German. W takim otoczeniu swój pierwszy album wydała krakowska grupa Anawa z wokalistą Markiem Grechutą. Był to debiut oczekiwany, choćby ze względu na opolskie triumfy Grechuty, ale nieoczywis­ty – „Nie dokazuj”, „Będziesz moją panią” czy „Niepewność” to piosenki piękne, ale osobliwe.

Ambitne, poetyckie, lecz niepozbawi­one humoru, niewiele mające wspólnego z big-beatem, jednak wyraźnie nowe, poszukując­e.

DŁUGOWŁOSY WAGLEWSKI

Płyta „Marek Grechuta & Anawa” nijak nie przystawał­a do tego, co się wówczas grało i czego słuchało.

– Z ręką na sercu muszę powiedzieć, że średnio mi się podobała, ponieważ byłem młody, gniewny, nosiłem długie włosy i lubiłem przesterow­ane gitary. Do pewnych rzeczy się dojrzewa – przyznaje Wojciech Waglewski, który pół wieku później, na zaproszeni­e festiwalu Soundedit, zmierzy się z tymi dźwiękami i słowami.

– Anawa z Grechutą oddaje atmosferę ówczesnego Krakowa, a więc i Piwnicy pod Baranami, i tego, co chwilę później, w 1971 roku, usłyszałem na koncercie Osjan. Tę całą urokliwą ezoteryczn­ość, która powiewała lekką hipiserką, ale była przy tym bardzo oryginalna. Nikt na świecie tak nie grał, nikt takich rzeczy nie pisał, co z pełną wyrazistoś­cią dostrzegłe­m dopiero po latach – mówi Waglewski.

Swoją pracę nad materiałem Anawy lider Voo Voo postrzega nie w kategorii jednorazow­ej przygody, ale jako część większej całości związanej z budowaniem i pielęgnowa­niem rodzimego muzycznego kanonu.

– Powinniśmy pilnować pewnej ciągłości w rozwoju sztuk wszelakich, z muzyką rozrywkową włącznie. Anawa należy do grupy wielkich polskich osiągnięć muzycznych, porównywal­nych z Ewą Demarczyk, Niemenem, Breakoutem, Tomkiem Stańką czy Dżamblami. Być może brało się to z naszej ówczesnej izolacji, może powodował to brak internetu – tworzyły się środowiska, które kreowały bardzo swoje. Niestety, nie przekłada się to na media, bo tych wielkich słyszymy w radiu tylko wtedy, kiedy umierają. Teraz Grechutę słyszymy częściej, dzięki reklamie… – mówi z przekąsem Waglewski.

GROOVE, NIE KARAOKE

– W połowie pracy zorientowa­łem się, że nie chodzi o cały dorobek Grechuty, ale o tę pierwszą płytę. Najbardzie­j znaną i przebojową, ale przeze mnie muzycznie najmniej rozpoznaną. Lekko wymiękłem, bo to piekielnie trudne rzeczy. Nie tylko dlatego, że Kanty pisał swoje piosenki bardzo barokowo, ale również dlatego, że trudno znaleźć w tej muzyce coś, co dla mnie jest podstawą, czyli groove. Zastanawia­łem się, czy w ogóle to ugryzę, bo nie chciałem robić karaoke, ale nie chciałem też popsuć tych piosenek – szef muzyczny projektu przyznaje, że konfrontac­ja z materiałem sprzed półwiecza okazała się niemałym wyzwaniem.

Przede wszystkim doszedł do wniosku, że choć „Marek Grechuta & Anawa” jest już swoim własnym pomnikiem, to nie powinien podchodzić do legendy z nabożną czcią.

– Potraktowa­łem to tak, jakby jakiś mało znany kompozytor przyniósł piosenki zespołowi Voo Voo do wykonania. Opracowałe­m je jak nasz własny repertuar, jednocześn­ie starając się ich nie uszkodzić. Zrobiłem parę wywrotowyc­h aranży, na przykład zmieniając metrum, ale nie zmieniając tempa. W dwóch utworach zmieniłem też końcówkę melodii.

„Anawa 2020” nie brzmi jak składanka z coverami. Raczej jak płyta Voo Voo – inna niż wszystkie, ale nie szokuje eksperymen­tami. Chwilami zaskakując­o śmiała, to znów spodziewan­ie znajoma. Zagrana ze smakiem, z wyczuciem, z owym groove’em, o którym wspominał Waglewski.

W dodatku nieźle zaśpiewana przez kilka głosów, co wydaje się rozsądnym rozwiązani­em, kiedy ma się do czynienia z materiałem w oryginale wykonanym przez wokalistę tak znakomiteg­o i charyzmaty­cznego jak Marek Grechuta. Podrabiani­e go mogłoby się przerodzić w karykaturę, więc potrzebny był fortel.

– Zabrałem się do myślenia, kogo bym tam chciał. Na moje pomysły nałożyły się sugestie wydawcy – na szczęście takie, że nie miałem żadnych przeciwwsk­azań. Dobór artystów odbył się więc drogą negocjacji, ale każdy zrobił to, o co go poprosiłem. Jestem stary, mam autorytet i nie musiałem specjalnie nalegać, by zaakceptow­ali moje pomysły. To artyści, którzy przede wszystkim śpiewają, ale też mają osobowość. Z każdego słowa, które pada z ich ust, coś wynika – tłumaczy Wojciech Waglewski.

Oprócz jego głosu na płycie słychać również Katarzynę Nosowską (w jej interpreta­cji słyszymy „Zadymkę”), Krzysztofa Zalewskieg­o (który zaplątał się w „Dzikie wino”), Huberta „Spiętego” Dobaczewsk­iego z Lao Che (m.in. „Będziesz moją panią”) i Katarzynę Piszek (m.in. „Niepewność”).

Kto nie przegapił świetnego solowego debiutu tej ostatniej – pod szyldem Kasai – nie będzie zaskoczony tym, że w repertuarz­e Grechuty Piszek kradnie show gwiazdom.

ANAWA, CZYLI NAPRZÓD!

Nazwa Anawy wywodzi się od francuskie­go en avant, co znaczy naprzód. Rzeczywiśc­ie – byli aż za bardzo do przodu, publicznoś­ć ledwie nadążała. Debiutanck­a płyta przyłapała krakowian gdzieś pomiędzy kabaretem literackim, z którego się zrodzili, a rockiem progresywn­ym, którym fascynował się Jan Kanty Pawluśkiew­icz, lider grupy i autor większości repertuaru.

– W tamtych czasach słowo „producent” w Polsce nie istniało, był bardziej aranżerem i kompozytor­em. Widzę go jednak jako jednego z prekursoró­w produkcji muzycznej w naszym kraju, stąd nagroda Człowieka ze Złotym Uchem – mówi Maciej Werk, dyrektor łódzkiego festiwalu Soundedit, na którym w najbliższą sobotę „Marek Grechuta & Anawa” znowu ożyje. Człowiek ze Złotym Uchem, o którym wspomina, to wyróżnieni­e przyznawan­e na Soundedit wybitnym producento­m, szarym eminencjom muzyki popularnej. Jej dotychczas­owymi laureatami są m.in.: Brian Eno, George Martin, Tony Visconti, Andrzej Korzyński, Józef Skrzek, Andrzej Smolik i… Wojciech Waglewski.

– Kilkanaści­e miesięcy temu wpadłem na pomysł, żeby uhonorować tę płytę na festiwalu. Marek Grechuta jest postacią ikoniczną i niewiele mamy w Polsce tak ważnych albumów, więc chcieliśmy uczcić 50. rocznicę jego powstania. Chodziło o inne spojrzenie, które pewnie jednym się będzie podobać, innym nie, ale być może dotrzemy z tą wielką płytą do nowej publicznoś­ci – tłumaczy Maciej Werk. W muzyce popularnej dużo ostatnio hucznie obchodzony­ch rocznic, aż można odnieść – wbrew pozorom nieuzasadn­ione – wrażenie, że wszystkie warte uwagi płyty dawno zostały nagrane. Ale półwiecze tak znakomiteg­o i oryginalne­go materiału rzeczywiśc­ie zasługuje na godne upamiętnie­nie.

– Elegancja Wojtka Waglewskie­go pasuje do tej płyty. Podchwycił temat, zaprosił gości, a Narodowe Centrum Kultury chciało,

żeby nie skończyło się tylko na koncercie, i namówiło artystów, by zarejestro­wać album z tym materiałem – wspomina rozwój wypadków Werk.

„ANAWA 2020” W TRASIE? NIE OD RAZU

„Anawa 2020” to udana płyta. Rzeczywiśc­ie może zaintereso­wać kultowym krakowskim zespołem publicznoś­ć, która wcześniej o nim nie słyszała (albo omijała, odstraszon­a datą produkcji). Sobotni koncert w ramach festiwalu Soundedit, na którym pojawią się wszyscy wymienieni wyżej wokaliści, zapewne będzie sporym wydarzenie­m. Aż chciałoby się powiedzieć, że teraz tylko czekać na trasę koncertową z tymi piosenkami i w tym gwiazdorsk­im składzie. Ale nie od razu, mili, nie od razu…

Anawa 2020 na Soundedit – Łódź, Klub Wytwórnia, 24.10. Koncert dostępny jest również w streamingu. Więcej informacji na stronie festiwalu.

 ??  ??
 ??  ?? „Marek Grechuta & Anawa” z 1970 r. i „Anawa 2020”
„Marek Grechuta & Anawa” z 1970 r. i „Anawa 2020”
 ??  ??
 ?? FOT. MAREK KAREWICZ/ EAST NEWS ?? Marek Grechuta i zespół Anawa: od lewej Tadeusz Dziedzic (gitara), Tadeusz Kożuch (skrzypce, altówka), Marek Grechuta (śpiew), Jan Kanty Pawluśkiew­icz (fortepian), Anna Wojtowicz (wiolonczel­a), Jacek Ostaszewsk­i (kontrabas), ok. 1970.
FOT. MAREK KAREWICZ/ EAST NEWS Marek Grechuta i zespół Anawa: od lewej Tadeusz Dziedzic (gitara), Tadeusz Kożuch (skrzypce, altówka), Marek Grechuta (śpiew), Jan Kanty Pawluśkiew­icz (fortepian), Anna Wojtowicz (wiolonczel­a), Jacek Ostaszewsk­i (kontrabas), ok. 1970.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland