Zakaz aborcji: to nie koni
To jeszcze nie koniec, czekają nas kolejne zaostrzenia zakazu
Przedstawiciel prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry prokurator Robert Hernand dołożył cegiełkę do prawniczej argumentacji, lekko strofując wnioskodawców, że nie chodzi o ochronę życia, ale o godność. Jak go zwał, tak go zwał, skutek ten sam.
I po tym zaczęło się coś dziwnego i nieoczekiwanego. Dla nieprawniczego ucha może nieistotnego, ale w sumie bardzo znaczącego. Najpierw sędzia dubler Justyn Piskorski – sprawozdawca w tej sprawie, więc postać kluczowa dla późniejszego werdyktu, a jednocześnie znany fundamentalista katolicki – zadał dwa pytania, które oceniam jako zabójcze.
Po pierwsze (uwaga, moja parafraza): skoro tak troszczycie się o płody upośledzone, to co robicie, jeśli chodzi o pomoc i ochronę dla już urodzonych osób z niepełnosprawnościami? Przedstawicielka Sejmu posłanka Barbara Bartuś musiała
◄ wykrztusić trochę partyjnej propagandy: 500 plus itp. I drugie pytanie, jeszcze bardziej mordercze: dlaczego sam Sejm nie podjął działań ustawowych, jeśli większość parlamentarna ma tak niskie mniemanie o obecnym prawie?
To fundamentalne pytanie. Dlaczego PiS idzie do TK, prosząc o unieważnienie złego – zdaniem tej partii – prawa, skoro ma większość i może w ciągu 24 godzin przeprowadzić takie zmiany prawa, jakie tylko chce? Bardziej generalnie stawia to kwestie relacji między ustawodawstwem w parlamencie – w świetle jupiterów – a kontrolą konstytucyjności ustaw, czyli pomocą ze strony mgr Przyłębskiej.
Wątek ten został pociągnięty przez zbuntowanego sędziego Piotra Pszczółkowskiego. – Jesteście dziś prawodawcami – powiedział, zwracając się do przedstawiciela wnioskodawców. Dlaczego więc nie usunęliście „błędu” ustawowe▲