Skąd brak łóżek w szpitalach
Prywatne szpitale udostępnią tysiąc łóżek na potrzeby pacjentów z COVID-19. A tych przybywa. W obawie, że zabraknie dla nich miejsc, chcą od razu znaleźć się szpitalu, nawet bez poważnych objawów.
W czwartek Ministerstwo Zdrowia poinformowało o ponad 12 tys. 107 nowych zakażeniach. Rekord jest też w szpitalach, w których przebywa aktualnie 10,1 tys. zakażonych. Chętnych jest jeszcze więcej.
– Mam telefony od ludzi, którzy właśnie dowiedzieli się, że mają pozytywny wynik testu. Pytają, jak można się dostać do naszego szpitala. Można wyczuć, że boją się, że w razie jak im się pogorszy, to już nie będzie dla nich łóżka – mówi Jarosław Madowicz, wiceprezes szpitala Megrez w Tychach, który od początku epidemii zajmuje się chorymi z COVID-19. W dwa dni szpital udostępnił dla pacjentów z COVID 20 nowych łóżek. Zapełniły się w kilka godzin. – To się samo napędza. Im więcej jest medialnych doniesień o tym, że brakuje łóżek w szpitalach, tym więcej jest wystraszonych ludzi, którzy bardzo by się chcieli u nas znaleźć – słyszymy w innym szpitalu.
Proszę nie wypisywać
Prof. Piotr Kuna, pulmonolog z Uniwersytetu Medycznego w Łodzi mówi, że miał około 100 pacjentów, którzy dowiedziawszy się, że mają wirusa, dzwonili, by się go poradzić. Tylko jeden wymagał hospitalizacji, ale on akurat nie chciał do szpitala iść. Zdecydował się dopiero, kiedy zobaczył, że nie może przejść nawet do łazienki, tak mu brakuje oddechu. Teraz jest już zdrowy. Ale wielu innych z lekkimi objawami bardzo chciało się w szpitalu znaleźć. – Ludzie myślą magicznie. Jakby szpital miał szklaną kulę, która po wypowiedzeniu życzenia natychmiast ich wyleczy. Ale dla chorego bez ciężkich objawów najbezpieczniejsze jest leczenie w domu. W szpitalu dostanie dodatkową porcję wirusa. Szpital powinien być ostatecznością dla pacjentów z ciężką niewydolnością oddechową i zmianami zapalnymi w płucach. Pacjenci z lżejszymi objawami niewydolności mogą być leczeni w domu. Wystarczy zaopatrzyć ich w koncentratory tlenu i pulsoksymetry do pomiaru utlenowania krwi, zapewnić wizyty pielęgniarki. To zawsze będzie tańsze niż pobyt w szpitalu – przekonuje.
Prof. Robert Flisiak, prezes Polskiego Towarzystwa Epidemiologów i Lekarzy Chorób
Zakaźnych, a jednocześnie kierownik Kliniki Chorób Zakaźnych i Hepatologii Uniwersytetu Medycznego w Białymstoku, zwraca uwagę na inne zjawisko: – Zdarzają się pacjenci hipochondrycy, ale więcej jest pacjentów, którzy nie chcą być wypisani do domu. To często starsi ludzie, słabsi niż przed chorobą. Zamiast budować szpitale polowe, można by dla nich stworzyć miejsca opieki.
Pomogą prywatni
Problem mają tak zwane szpitale koordynujące, czyli trzeciego stopnia. W założeniu powinny zajmować się tylko tymi pacjentami z COVID-19, którzy wymagają specjalistycznego leczenia z powodu innych chorób, np. zawału serca. Pozostali powinni trafić do szpitali drugiego i pierwszego stopnia. – Mamy teraz na SOR trzech pacjentów, którzy mają tylko COVID i nie powinni u nas leżeć – mówi „Wyborczej” dyrektor jednego ze szpitali koordynujących.
Nie wszędzie tak się dzieje. – Szpitalem koordynującym na Podlasiu jest szpital MSWiA w Białymstoku. Dla pacjentów z COVID ma zadeklarowanych 158 łóżek, z tego zajętych 70, i już nie przyjmuje. Czyli łóżek jeszcze nie brakuje – zwraca uwagę prof. Flisiak.
Na początku tygodnia minister zdrowia Adam Niedzielski zapowiedział podwojenie bazy łóżkowej z 15 tys. do 30 tys. W czwartek ogłosił, że jest już ponad 18 tys. i że od piątku do dyspozycji chorych będzie też tysiąc miejsc z szpitalach prywatnych. Trwają prace na stworzeniem szpitali tymczasowych. Pierwszy ma powstać na Stadionie Narodowym w Warszawie. Na stronie szpitalnarodowy.pl są ogłoszenia o pracy. „Chcesz włączyć się do wyjątkowej walki z koronawirusem i pomagać chorym? Masz wykształcenie medyczne? Nie boisz się nowych wyzwań? Dołącz do nas!” – zachęca szpital, a jego szef dr Artur Zaczyński, wicedyrektor szpitala MSWiA w Warszawie, zapewnia: „Praca w tym szpitalu będzie dla Państwa ciekawym i wyjątkowym doświadczeniem zawodowym. Szukamy ludzi z pasją zaangażowanych i pełnych entuzjazmu”.
W internecie pojawiły się komentarze, że to kpina, by taki szpital zachęcał do pracy jak korporacja. – Ja bym się już tego nawet nie czepiał. Gorsze jest to, że rząd przespał kilka miesięcy. Strategia, którą ogłosił, to hasła pisane na kolanie – uważa poseł Porozumienia Andrzej Sośnierz. Jego zdaniem z powodu niewydolności sanepidu, który pozbawiony środków nie wysyła jak należy ludzi na kwarantannę, sytuacja wymknęła się spod kontroli. – Niestety, nadal nie widać jasnej koncepcji. Są chaotyczne działania. Z jednej strony minister się chwali, że załatwił tysiąc nowych łóżek COVID w szpitalach prywatnych. Z drugiej zaś, mówi, że będzie zamieniać na szpitale stadiony i centra kongresowe, bo wtedy można wielu chorych umieścić w dużej hali, i to ułatwi opiekę nad nimi przy mniejszej liczbie personelu. Skoro tak, to chodzi nam o skupienie opieki w jednym miejscu czy jej rozproszenie w mniejszych szpitalach? Zastanawiam się zresztą, czy nie chodzi o jakąś pokazówkę z tymi stadionami. Mamy przecież gotowe szpitale, nowe, ale jeszcze nieczynne albo zamknięte, bo nie dostały kontraktu z NFZ. Sale są wyposażone, mają instalacje gazów medycznych, inną aparaturę. Gdyby wiosną i latem rząd nie marnował czasu, tylko przyjrzał się tym budynkom i wyposażeniu, to miałby teraz bazę w każdej chwili gotową przyjąć nowych pacjentów – zauważa Sośnierz.
To się samo napędza. Im więcej jest medialnych doniesień o tym, że brakuje łóżek w szpitalach, tym więcej jest wystraszonych ludzi, którzy bardzo by się chcieli u nas znaleźć
JAROSŁAW MADOWICZ wiceprezes szpitala Megrez w Tychach