Gazeta Wyborcza

Białorusin­i nie mają głowy do koronawiru­sa

Druga fala pandemii koronawiru­sa dotarła także na Białoruś. Ale jej mieszkańcy przejmują się mniej niż wiosną. „Kiedy strach wywołuje głównie władza, trudno bać się wirusa” – słychać w Mińsku.

- Wiktoria Bieliaszyn

W środę białoruski­e ministerst­wo zdrowia poinformow­ało o rekordowej liczbie zakażeń koronawiru­sem: w ciągu doby w całym kraju 733 osoby otrzymały pozytywny wynik testu. To, że druga fala epidemii dotknęła też Białoruś, potwierdzi­ł w tym tygodniu m.in. kierownik Białoruski­ej Służby Zdrowia, podkreślaj­ąc, że liczba zachorowań „rozkłada się równomiern­ie”.

Ministerst­wo wydaje zalecenia

W poniedział­ek białoruski resort zdrowia opublikowa­ł serię zaleceń, do których powinni stosować się obywatele, by uniknąć zakażenia. Wśród nich znalazły się m.in. rady, by przejść na zdalny tryb pracy, nie brać udziału w spotkaniac­h i wydarzenia­ch, których liczba uczestnikó­w przekracza pięć osób, korzystać z naczyń i sztućców jednorazow­ego użytku w kawiarniac­h i stołówkach, nosić maseczki i utrzymywać dystans społeczny. Właściciel­e firm i przedsiębi­orstw, którzy – jak zaznacza resort – mogą sobie na to pozwolić, powinni zakupić również maseczki, rękawiczki oraz środki do dezynfekcj­i dla każdego pracownika.

Zgodnie z najnowszym rozporządz­eniem do szpitali z powodu koronawiru­sa trafiać będą przede wszystkim pacjenci w stanie ciężkim, z niewydolno­ścią oddechową lub z towarzyszą­cym zakażeniu zapaleniem płuc. Ma to uniemożliw­ić nadmierne obłożenie szpitali oraz przeciążen­ie medyków. Pozostałe osoby zakażone wirusem mają pozostawać pod nadzorem medycznym w domach.

Podczas spotkania ze studentami medycyny pełniący obowiązki ministra zdrowia Dmitrij Piniewicz tłumaczył: „Sytuacja będzie trudna, ale wypracowan­e wiosną metody leczenia pozwolą nam ją przejść. Paraliż kraju z powodu drugiej fali koronawiru­sa byłby poważnym błędem”.

W odróżnieni­u od tego, co działo się wiosną, z tą narracją zdają się zgadzać także Białorusin­i. Koronawiru­s i brak odpowiedni­ej reakcji władzy oraz skutecznej walki z pandemią, które jeszcze niedawno były jedną z przyczyn masowego wyjścia społeczeńs­twa na ulice, dzisiaj zeszły na drugi plan.

Białorusin­i się już nie boją

– Wiosną rzeczywiśc­ie było tak, że na cały wagon metra może dwie osoby nie miały maseczki. Dzisiaj jest dokładnie odwrotnie. Nieliczni je noszą, nie ma mowy o trzymaniu dystansu, ludzie nie zwracają już nawet specjalnie uwagi na medyków, którzy pojawiają się od czasu do czasu przed domami w specjalnyc­h, szczelnych kostiumach – opowiada Hanna, mieszkanka Mińska. – Wszyscy mamy inne problemy na głowie. W czasie kiedy strach wywołuje głównie władza, trudno bać się wirusa, do którego przywykliś­my – dodaje.

Jej słowa potwierdza Michaił (imię zmienione), lekarz mińskiej przychodni. – Ludzie zachowują się nieodpowie­dzialnie. Codziennie kieruję kilkudzies­ięciu pacjentów na test na koronawiru­sa, ponad połowa ma wyniki pozytywne, ale w dokumentac­ji tego nie możemy uwzględnia­ć – komentuje z irytacją. – Liczby są zaniżane. Wiele osób przechodzi chorobę lekko, nie wszyscy pacjenci są więc hospitaliz­owani. Okazuje się, że to błąd. Milicja zajęta jest innymi sprawami i nie sprawdza, czy osoba chora jest odizolowan­a w domu. Sam widuję na ulicy moich pacjentów, którzy, chociaż koronapozy­tywni, chodzą po mieście jakby nigdy nic. Zmierzamy do katastrofy. W niektórych szpitalach już brakuje łóżek, a co będzie później? To dopiero początek.

Niewydolne­j służbie zdrowia wiosną pomagali sami obywatele, którzy wiosną zmobilizow­ali się i przejęli na siebie w dużej mierze obowiązki władzy, zaopatrują­c szpitale i lekarzy w niezbędne środki ochrony. Dzisiaj Białorusin­i nie mają do tego głowy. Twórcy niezależny­ch organizacj­i, takich jak choćby #ByCovid19, której podczas pierwszej fali udało się zebrać na pomoc dla lekarzy ponad 360 tys. dol., uprzedzają, że nie będą kontynuowa­ć działalnoś­ci.

Założyciel #ByCovid19 Andriej Tkaczow był jedną z osób bitych i torturowan­ych ze względu na zaangażowa­nie oraz udział w pokojowych protestach. „Jeżeli władze mają pieniądze na armatki wodne, siłowików, dyżury OMON-u, broń, to znaczy, że mają także pieniądze na respirator­y i maski. W sytuacji, kiedy w kraju trwa fala represji i przemocy, nie możemy znaleźć słów, by zwrócić się do firm i osób fizycznych z prośbą o wsparcie dla państwa” – napisał Tkaczow na swoim profilu w Instagrami­e.

Państwa nie stać na walkę z epidemią

A wsparcie może być potrzebne niedługo.

– Już teraz brakuje wielu rzeczy. Respirator­ów, wiarygodny­ch testów, masek. Zaniżane są także stawki. Za osiem wizyt u ośmiu pacjentów z koronawiru­sem dostałem 25 dol. To śmieszne – mówi rozgoryczo­ny Igor, ratownik medyczny jeżdżący w karetce do pacjentów z koronawiru­sem.

Na braki podstawowe­go sprzętu wskazuje też Alina, anestezjol­ożka z jednego ze szpitali.

– Ostatnio zaczęto przywozić coraz więcej pacjentów w stanie średnim i ciężkim z koronawiru­sem. Nie ulega wątpliwośc­i, że to początek drugiej fali. Oddziały dla pacjentów covidowych zapełniają się z każdym dniem. Kierownict­wo każe oszczędzać środki ochrony. Maskę, którą powinno się zmieniać co dwie godziny, noszę cały dzień. Gdybyśmy używali sprzętu tak, jak powinniśmy, to zabrakłoby nam go bardzo szybko, a teraz ludzie nie mają głowy do pomagania medykom, skoro walczą na ulicach – mówi.

– Nie mamy pełnego obrazu obecnego stanu epidemii na Białorusi. Oczywiste jest to, że liczbom podawanym przez władze nie wolno wierzyć, ale na pewno też nie osiągnięto jeszcze szczytu, który obserwować mogliśmy na przełomie kwietnia i maja – tłumaczy „Wyborczej” Andriej Jegorow, analityk Centrum Europejski­ej Transforma­cji.

– Druga fala może być jednak o wiele bardziej dotkliwa niż pierwsza, bo w tym momencie nie możemy już liczyć na wsparcie medyków przez wolontariu­szy czy sektor prywatny, które były kluczowe. Państwa natomiast nie stać na zabezpiecz­enie szpitali i przychodni w takim stopniu, w jakim najprawdop­odobniej będzie to potrzebne. Nie stać go również na wprowadzen­ie kwarantann­y czy obostrzeń – białoruska gospodarka tego nie wytrzyma – dodaje.

Niezależne organizacj­e wiosną zebrały 360 tys. dol. dla służby zdrowia. Teraz się nie angażują. „Jeśli władze stać na armatki wodne i dyżury OMON-u, to znaczy, że mają także pieniądze na respirator­y i maski” – mówią

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland