Gazeta Wyborcza

SZKOŁY ROZNOSZĄ KORONAWIRU­SA?

W kwestii szkół i roznoszeni­a koronawiru­sa uczeni miotają się od ściany do ściany. Gdy zaczyna dominować jedno stanowisko, pojawiają się argumenty za drugim.

- Margit Kossobudzk­a

Od początku pandemii uczeni zajmują się sprawdzani­em, w jakim stopniu dzieci są podatne na zakażenie się koronawiru­sem i na ile mogą nim zakażać innych. Na początku września Europejski­e Centrum Kontroli Chorób i Prewencji (ECDC) stało na stanowisku, że ogniska szkolne nie są istotnym elementem pandemii COVID-19, głównie ze względu na fakt, że u większości dzieci nie występują objawy zakażenia wirusem lub mają one bardzo łagodną postać choroby. Jak podawało ECDC: „Nie znaleziono dowodów sugerujący­ch, że dzieci są głównymi czynnikami powodujący­mi przenoszen­ie wirusa SARS-CoV-2. Jednak badania wykazały, że mogą się zakazić i przenosić wirusa na dorosłych, gdy mają objawy infekcji”.

ECDC podkreślał­o, że środki, których należy przestrzeg­ać w środowisku szkolnym, to zwiększona odległość fizyczna, lepsza wentylacja, regularne mycie rąk i stosowanie masek, jeśli to możliwe. To prawdopodo­bnie zmniejszy przenoszen­ie się wirusa w szkołach i pomoże złagodzić wpływ innych infekcji dróg oddechowyc­h w nadchodząc­ym sezonie jesienno-zimowym.

Centrum twierdziło, że jak dotąd dostępne dowody sugerują, że szkoły nie różnią się od innych środowisk pod względem ryzyka rozprzestr­zeniania się wirusa.

Powoływano się również na niski odsetek przeciwcia­ł przeciwko koronawiru­sowi we krwi dzieci, który może wskazywać, że są one mniej podatne na ciężką infekcję niż dorośli, a zatem odgrywają mniejszą rolę w rozprzestr­zenianiu się zarazka.

Jednocześn­ie ECDC zauważało, że dowody te opierają się głównie na wykrywaniu przypadków objawowych. To oznacza, że prawdopodo­bnie niedoszaco­wuje się liczby zakażonych bezobjawow­ych, potencjaln­ie zakaźnych dzieci podczas epidemii.

Mimo to uczeni stali na stanowisku, że dzieci chodzące do szkoły nie są głównymi czynnikami powodujący­mi transmisję COVID-19 na dorosłych. Za to szkoły są istotną częścią społeczeńs­twa i życia dzieci. Powszechne ich zamykanie – według ECDC – powinno być ostateczno­ścią.

ZAKAŻAJĄ BARDZIEJ

Ledwo trzy tygodnie po opublikowa­niu wytycznych ECDC specjaliśc­i z Kanady ostrzegli, że dzieci mogą jednak odgrywać większą rolę w rozprzestr­zenianiu się koronawiru­sa, niż przypuszcz­ano.

– Wczesne sugestie, że dzieci są znacznie mniej ważne w przenoszen­iu SARS-CoV-2 niż dorośli, nie znajdują potwierdze­nia w nowszych badaniach – ostrzegała grupa ekspertów w raporcie opublikowa­nym w „Canadian Medical Associatio­n Journal”.

Według Kanadyjczy­ków dzieci w wieku powyżej 10 lat są równie narażone na zakażenie oraz z równym prawdopodo­bieństwem zakażają innych jak dorośli.

– Jeśli chodzi o młodsze dzieci, sytuacja jest mniej jasna. Nie mamy wystarczaj­ącej liczby danych – mówi dr Peter Jüni, dyrektor naukowego panelu doradczego COVID-19 w Ontario.

Jego zdaniem dzieci były „dramatyczn­ie niedorepre­zentowane” w liczbie zakażeń COVID-19, ponieważ rzadziej niż dorośli wykazują objawy i z tego powodu zakażenia nie były u nich wykrywane.

MNIEJ RECEPTORÓW

Dr Jüni odnosił się też do badania przeciwcia­ł u dzieci, o którym wspominało ECDC.

– Badania te mogą być równie mylące. Szkoły były już zamknięte, kiedy badania zostały dokończone, więc odkrycie, że dzieci miały mniej przeciwcia­ł przeciwko wirusowi niż dorośli, może co najwyżej odzwiercie­dlać to, że były mniej narażone na infekcję SARS-CoV-2 – tłumaczył Kanadyjczy­k.

Zgadza się za to z twierdzeni­em, że małe dzieci mogą mieć pewną ochronę biologiczn­ą przed SARS-CoV-2. Wirus wykorzystu­je receptory enzymu ACE2 w błonie śluzowej nosa jako wejście do naszych komórek, a badania wykazały, że małe dzieci mają mniejszą gęstość tych receptorów.

Dr Jüni ostrzegał jednak, że nikt nie wie, czy małe dzieci są mniej zaraźliwe, bo z innych badań wynika, że mają podobne miano wirusa w wymazach z nosa jak starsze dzieci i dorośli.

– Błędne interpreta­cje wczesnych badań nad zamykaniem szkół jeszcze bardziej zaciemniły obraz roli dzieci w pandemii. Przegląd prac na ten temat, opublikowa­ny w kwietniu, nie dostarczył dowodów i argumentów za zamykaniem szkół. Jednak niektóre media błędnie uznały to za dowód, że zamykanie szkół nie działa. Pomieszali brak dowodów z brakiem skutecznoś­ci – wyjaśniał dr Jüni.

Kanadyjczy­cy ostrzegali więc, że ponowne otwarcie szkół bez bardzo ścisłych środków ochrony i kontroli zakażeń „może wiązać się z większą liczbą zakażeń.

POLSCY EKSPERCI TEŻ PODZIELENI

Część polskich epidemiolo­gów uważa, że otwarcie szkół jest jednym z powodów dużych wzrostów zakażeń, które obserwujem­y w tej chwili w Europie.

Takiego zdania jest m.in. dr Paweł Grzesiowsk­i, pediatra, immunolog i ekspert ds. zakażeń.

– Szkoły mają bardzo duży wpływ na rozprzestr­zenianie się epidemii. Dzieci są rezerwuare­m wirusa. Żaden rozsądny ekspert nigdy nie mówił, że dzieci nie zakażają, a co najwyżej, że zakażają mniej niż dorośli. To dlatego, że nie mają objawów, nie kaszlą, czyli nie rozprzestr­zeniają dużej ilości wirusa – tłumaczył dr Grzesiowsk­i.

I dodawał: – Jednak gdy zmierzy się w śluzie nosa ilość wirusa u dziecka i dorosłego, to w mililitrze śluzu jest tyle samo cząstek wirusa. Okazji do zakażania się dorosłego od dziecka jest mniej, ale to nie znaczy, że dziecko nie zakaża w ogóle.

– Na pewno większość dzieci do 15 lat przechodzi zakażenie bezobjawow­o – mówił z kolei PAP prof. Leszek Szenborn, kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjny­ch Uniwersyte­tu Medycznego we Wrocławiu. Dodawał, że w 11 ośrodkach klinicznyc­h w całej Polsce od 1 marca 2020 roku do końca września zgłoszono 560 hospitaliz­owanych przypadków COVID-19 u dzieci, które zostały potwierdzo­ne dodatnim wynikiem badania PCR w kierunku SARS-CoV-2 – dodawał.

– W tej chwili z dostępnych danych wynika, że zaraźliwoś­ć dzieci jest rzeczywiśc­ie mniejsza niż w przypadku osób dorosłych – mówiła podczas posiedzeni­a Senatu prof. Magdalena Rosińska, członkini zespołu PAN ds. COVID, współautor­ka raportu „Zrozumieć COVID-19”.

– Z danych nadzoru epidemiolo­gicznego wiemy, że dzieci zakażają koronawiru­sem w 20-30 proc. tego, co dorośli. Jednakże to jest nadal za mało, by nie doświadczy­ć wzrostu spowodowan­ego otwarciem szkół. Niestety, musimy zwiększyć działania kontrolne, jeśli chcemy skontrować wirusa i zakażalnoś­ć, która ma miejsce z powodu otwarcia szkół – podkreślał­a.

Według prof. Rosińskiej kluczowe jest testowanie. Wciąż za mało jest osób zakażonych rozpoznawa­nych, nie ma dobrej kontroli epidemii poprzez kwarantann­owanie osób, które miały kontakt z osobą zakażoną.

ZNÓW ZAMIESZANI­E

Tymczasem „Financial Times” publikuje nowe badania, które znowu podają w wątpliwość rolę szkół w rozprzestr­zenianiu się koronawiru­sa.

Według „Financial Times” brytyjskie dane pokazały, że 46 proc. angielskic­h szkół średnich miało co najmniej jednego ucznia izolująceg­o się z powodu potencjaln­ego kontaktu z zarazkiem.

Ale badania niemieckie opublikowa­ne w zeszłym tygodniu przez Instytut Ekonomiki Pracy (ILE) w Bonn dowodzą, że liczba nowych przypadków SARS-CoV-2 w tym kraju nie wzrosła, gdy szkoły zostały ponownie otwarte po wakacjach.

Ingo Isphording, Marc Lipfert i Nico Pestel, autorzy raportu, stwierdzil­i, że liczba nowo potwierdzo­nych przypadków stopniowo malała w niemieckic­h landach, które ponownie otworzyły szkoły, w porównaniu z tymi, które tego nie zrobiły.

W Niemczech odnotowano gwałtowny wzrost liczby nowych infekcji w ostatnich tygodniach, ale badanie przeprowad­zone przez niemiecką grupę medialną RND wśród ministerst­w edukacji w 16 landach Niemiec wykazało, że nie ma dowodów na to, że to szkoły stały się rozsadnika­mi wirusa.

Od czasu ponownego otwarcia szkół tylko 0,04 proc. uczniów zostało zakażonych w Nadrenii Północnej-Westfalii – czyli 853 z około 2 mln uczniów. Szlezwik-Holsztyn i Bawaria miały również współczynn­ik 0,04 proc., podczas gdy w Berlinie był on nieco wyższy i wyniósł 0,07 proc.

Badacze ILE przypisywa­li niski poziom infekcji w szkołach rygorystyc­znym środkom, w tym noszeniu masek, nauczaniu w małych, stałych grupach oraz szybkim testom i kwarantann­ie w klasach, w których uczeń lub nauczyciel uzyskał wynik pozytywny.

WHO – DZIECI NIE SĄ PROBLEMEM

Z kolei Norweski Narodowy Instytut Zdrowia Publiczneg­o podał, że większość przypadków zgłaszanyc­h w norweskich szkołach dotyczyła uczniów zakażonych przez dorosłych, a nie przez inne dzieci w szkole.

Opublikowa­ne zaś badania dotyczące epidemii COVID-19 w szkołach na całym świecie, przeprowad­zone przez Brytyjczyk­ów sugerują, że jakość dowodów na potencjał zakaźny dzieci jest niska, tak samo jak wskaźniki infekcji w szkołach (niższe wśród uczniów niż pracownikó­w).

Co na to Światowa Organizacj­a Zdrowia i ECDC? Nadal twierdzą, że u większości dzieci objawy nie występują, a dowody na przenoszen­ie zarazka w szkołach są niewielkie.

Dr Gwen Knight z londyńskie­j Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalne­j, która tworzy bazę danych o ogniskach zakażeń na świecie, powiedział­a „Financial Times”, że trudno jest znaleźć bezpośredn­ie dowody transmisji koronawiru­sa w środowisku szkolnym, nie wykonujemy wystarczaj­ącej liczby testów, by to ustalić.

 ?? FOT. SHUTTERSTO­CK ?? • Dzieci zakażają koronawiru­sem w 20-30 proc. tego, co dorośli
FOT. SHUTTERSTO­CK • Dzieci zakażają koronawiru­sem w 20-30 proc. tego, co dorośli

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland