SZKOŁY ROZNOSZĄ KORONAWIRUSA?
W kwestii szkół i roznoszenia koronawirusa uczeni miotają się od ściany do ściany. Gdy zaczyna dominować jedno stanowisko, pojawiają się argumenty za drugim.
Od początku pandemii uczeni zajmują się sprawdzaniem, w jakim stopniu dzieci są podatne na zakażenie się koronawirusem i na ile mogą nim zakażać innych. Na początku września Europejskie Centrum Kontroli Chorób i Prewencji (ECDC) stało na stanowisku, że ogniska szkolne nie są istotnym elementem pandemii COVID-19, głównie ze względu na fakt, że u większości dzieci nie występują objawy zakażenia wirusem lub mają one bardzo łagodną postać choroby. Jak podawało ECDC: „Nie znaleziono dowodów sugerujących, że dzieci są głównymi czynnikami powodującymi przenoszenie wirusa SARS-CoV-2. Jednak badania wykazały, że mogą się zakazić i przenosić wirusa na dorosłych, gdy mają objawy infekcji”.
ECDC podkreślało, że środki, których należy przestrzegać w środowisku szkolnym, to zwiększona odległość fizyczna, lepsza wentylacja, regularne mycie rąk i stosowanie masek, jeśli to możliwe. To prawdopodobnie zmniejszy przenoszenie się wirusa w szkołach i pomoże złagodzić wpływ innych infekcji dróg oddechowych w nadchodzącym sezonie jesienno-zimowym.
Centrum twierdziło, że jak dotąd dostępne dowody sugerują, że szkoły nie różnią się od innych środowisk pod względem ryzyka rozprzestrzeniania się wirusa.
Powoływano się również na niski odsetek przeciwciał przeciwko koronawirusowi we krwi dzieci, który może wskazywać, że są one mniej podatne na ciężką infekcję niż dorośli, a zatem odgrywają mniejszą rolę w rozprzestrzenianiu się zarazka.
Jednocześnie ECDC zauważało, że dowody te opierają się głównie na wykrywaniu przypadków objawowych. To oznacza, że prawdopodobnie niedoszacowuje się liczby zakażonych bezobjawowych, potencjalnie zakaźnych dzieci podczas epidemii.
Mimo to uczeni stali na stanowisku, że dzieci chodzące do szkoły nie są głównymi czynnikami powodującymi transmisję COVID-19 na dorosłych. Za to szkoły są istotną częścią społeczeństwa i życia dzieci. Powszechne ich zamykanie – według ECDC – powinno być ostatecznością.
ZAKAŻAJĄ BARDZIEJ
Ledwo trzy tygodnie po opublikowaniu wytycznych ECDC specjaliści z Kanady ostrzegli, że dzieci mogą jednak odgrywać większą rolę w rozprzestrzenianiu się koronawirusa, niż przypuszczano.
– Wczesne sugestie, że dzieci są znacznie mniej ważne w przenoszeniu SARS-CoV-2 niż dorośli, nie znajdują potwierdzenia w nowszych badaniach – ostrzegała grupa ekspertów w raporcie opublikowanym w „Canadian Medical Association Journal”.
Według Kanadyjczyków dzieci w wieku powyżej 10 lat są równie narażone na zakażenie oraz z równym prawdopodobieństwem zakażają innych jak dorośli.
– Jeśli chodzi o młodsze dzieci, sytuacja jest mniej jasna. Nie mamy wystarczającej liczby danych – mówi dr Peter Jüni, dyrektor naukowego panelu doradczego COVID-19 w Ontario.
Jego zdaniem dzieci były „dramatycznie niedoreprezentowane” w liczbie zakażeń COVID-19, ponieważ rzadziej niż dorośli wykazują objawy i z tego powodu zakażenia nie były u nich wykrywane.
MNIEJ RECEPTORÓW
Dr Jüni odnosił się też do badania przeciwciał u dzieci, o którym wspominało ECDC.
– Badania te mogą być równie mylące. Szkoły były już zamknięte, kiedy badania zostały dokończone, więc odkrycie, że dzieci miały mniej przeciwciał przeciwko wirusowi niż dorośli, może co najwyżej odzwierciedlać to, że były mniej narażone na infekcję SARS-CoV-2 – tłumaczył Kanadyjczyk.
Zgadza się za to z twierdzeniem, że małe dzieci mogą mieć pewną ochronę biologiczną przed SARS-CoV-2. Wirus wykorzystuje receptory enzymu ACE2 w błonie śluzowej nosa jako wejście do naszych komórek, a badania wykazały, że małe dzieci mają mniejszą gęstość tych receptorów.
Dr Jüni ostrzegał jednak, że nikt nie wie, czy małe dzieci są mniej zaraźliwe, bo z innych badań wynika, że mają podobne miano wirusa w wymazach z nosa jak starsze dzieci i dorośli.
– Błędne interpretacje wczesnych badań nad zamykaniem szkół jeszcze bardziej zaciemniły obraz roli dzieci w pandemii. Przegląd prac na ten temat, opublikowany w kwietniu, nie dostarczył dowodów i argumentów za zamykaniem szkół. Jednak niektóre media błędnie uznały to za dowód, że zamykanie szkół nie działa. Pomieszali brak dowodów z brakiem skuteczności – wyjaśniał dr Jüni.
Kanadyjczycy ostrzegali więc, że ponowne otwarcie szkół bez bardzo ścisłych środków ochrony i kontroli zakażeń „może wiązać się z większą liczbą zakażeń.
POLSCY EKSPERCI TEŻ PODZIELENI
Część polskich epidemiologów uważa, że otwarcie szkół jest jednym z powodów dużych wzrostów zakażeń, które obserwujemy w tej chwili w Europie.
Takiego zdania jest m.in. dr Paweł Grzesiowski, pediatra, immunolog i ekspert ds. zakażeń.
– Szkoły mają bardzo duży wpływ na rozprzestrzenianie się epidemii. Dzieci są rezerwuarem wirusa. Żaden rozsądny ekspert nigdy nie mówił, że dzieci nie zakażają, a co najwyżej, że zakażają mniej niż dorośli. To dlatego, że nie mają objawów, nie kaszlą, czyli nie rozprzestrzeniają dużej ilości wirusa – tłumaczył dr Grzesiowski.
I dodawał: – Jednak gdy zmierzy się w śluzie nosa ilość wirusa u dziecka i dorosłego, to w mililitrze śluzu jest tyle samo cząstek wirusa. Okazji do zakażania się dorosłego od dziecka jest mniej, ale to nie znaczy, że dziecko nie zakaża w ogóle.
– Na pewno większość dzieci do 15 lat przechodzi zakażenie bezobjawowo – mówił z kolei PAP prof. Leszek Szenborn, kierownik Katedry i Kliniki Pediatrii i Chorób Infekcyjnych Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu. Dodawał, że w 11 ośrodkach klinicznych w całej Polsce od 1 marca 2020 roku do końca września zgłoszono 560 hospitalizowanych przypadków COVID-19 u dzieci, które zostały potwierdzone dodatnim wynikiem badania PCR w kierunku SARS-CoV-2 – dodawał.
– W tej chwili z dostępnych danych wynika, że zaraźliwość dzieci jest rzeczywiście mniejsza niż w przypadku osób dorosłych – mówiła podczas posiedzenia Senatu prof. Magdalena Rosińska, członkini zespołu PAN ds. COVID, współautorka raportu „Zrozumieć COVID-19”.
– Z danych nadzoru epidemiologicznego wiemy, że dzieci zakażają koronawirusem w 20-30 proc. tego, co dorośli. Jednakże to jest nadal za mało, by nie doświadczyć wzrostu spowodowanego otwarciem szkół. Niestety, musimy zwiększyć działania kontrolne, jeśli chcemy skontrować wirusa i zakażalność, która ma miejsce z powodu otwarcia szkół – podkreślała.
Według prof. Rosińskiej kluczowe jest testowanie. Wciąż za mało jest osób zakażonych rozpoznawanych, nie ma dobrej kontroli epidemii poprzez kwarantannowanie osób, które miały kontakt z osobą zakażoną.
ZNÓW ZAMIESZANIE
Tymczasem „Financial Times” publikuje nowe badania, które znowu podają w wątpliwość rolę szkół w rozprzestrzenianiu się koronawirusa.
Według „Financial Times” brytyjskie dane pokazały, że 46 proc. angielskich szkół średnich miało co najmniej jednego ucznia izolującego się z powodu potencjalnego kontaktu z zarazkiem.
Ale badania niemieckie opublikowane w zeszłym tygodniu przez Instytut Ekonomiki Pracy (ILE) w Bonn dowodzą, że liczba nowych przypadków SARS-CoV-2 w tym kraju nie wzrosła, gdy szkoły zostały ponownie otwarte po wakacjach.
Ingo Isphording, Marc Lipfert i Nico Pestel, autorzy raportu, stwierdzili, że liczba nowo potwierdzonych przypadków stopniowo malała w niemieckich landach, które ponownie otworzyły szkoły, w porównaniu z tymi, które tego nie zrobiły.
W Niemczech odnotowano gwałtowny wzrost liczby nowych infekcji w ostatnich tygodniach, ale badanie przeprowadzone przez niemiecką grupę medialną RND wśród ministerstw edukacji w 16 landach Niemiec wykazało, że nie ma dowodów na to, że to szkoły stały się rozsadnikami wirusa.
Od czasu ponownego otwarcia szkół tylko 0,04 proc. uczniów zostało zakażonych w Nadrenii Północnej-Westfalii – czyli 853 z około 2 mln uczniów. Szlezwik-Holsztyn i Bawaria miały również współczynnik 0,04 proc., podczas gdy w Berlinie był on nieco wyższy i wyniósł 0,07 proc.
Badacze ILE przypisywali niski poziom infekcji w szkołach rygorystycznym środkom, w tym noszeniu masek, nauczaniu w małych, stałych grupach oraz szybkim testom i kwarantannie w klasach, w których uczeń lub nauczyciel uzyskał wynik pozytywny.
WHO – DZIECI NIE SĄ PROBLEMEM
Z kolei Norweski Narodowy Instytut Zdrowia Publicznego podał, że większość przypadków zgłaszanych w norweskich szkołach dotyczyła uczniów zakażonych przez dorosłych, a nie przez inne dzieci w szkole.
Opublikowane zaś badania dotyczące epidemii COVID-19 w szkołach na całym świecie, przeprowadzone przez Brytyjczyków sugerują, że jakość dowodów na potencjał zakaźny dzieci jest niska, tak samo jak wskaźniki infekcji w szkołach (niższe wśród uczniów niż pracowników).
Co na to Światowa Organizacja Zdrowia i ECDC? Nadal twierdzą, że u większości dzieci objawy nie występują, a dowody na przenoszenie zarazka w szkołach są niewielkie.
Dr Gwen Knight z londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej, która tworzy bazę danych o ogniskach zakażeń na świecie, powiedziała „Financial Times”, że trudno jest znaleźć bezpośrednie dowody transmisji koronawirusa w środowisku szkolnym, nie wykonujemy wystarczającej liczby testów, by to ustalić.