Odchodzą z klubu PiS
– Dziś odchodzę z Prawa i Sprawiedliwości – oznajmił poseł Lech Kołakowski. Poszło o „piątkę dla zwierząt”. – Jeżeli dojdzie do rejestracji koła poselskiego, prawdopodobnie PiS utraci większość sejmową – dodał buntownik.
Poseł Lech Kołakowski oznajmił, że z kilkoma kolegami odchodzi od Kaczyńskiego. Czy PiS może utracić większość sejmową? ►
We wrześniu Jarosław Kaczyński zawiesił Kołakowskiego w prawach członka partii za zagłosowanie przeciw ustawie o ochronie zwierząt, forsowanej osobiście przez prezesa PiS. To samo spotkało 14 innych parlamentarzystów na czele z ówczesnym ministrem rolnictwa Janem Krzysztofem Ardanowskim.
To on jako pierwszy publicznie wspomniał, że w Sejmie może powstać koło złożone z buntowników z PiS. Kołakowski jest z kolei pierwszym posłem, który publicznie przyłączył się do wolty Ardanowskiego. We wtorek popołudniu władze partii podjęły decyzję o odwieszeniu buntowników. Poza Ardanowskim i Kołakowskim.
Zła „piątka Kaczyńskiego”
Wygląda na to, że zapowiedź odejścia na antenie RMF FM została wcześniej uzgodniona z prowadzącym audycję Robertem Mazurkiem. Na samym początku rozmowy zapytał on Kołakowskiego, czy zapowiedzieć go jako posła PiS. – Dziś odchodzę z Prawa i Sprawiedliwości – odpowiedział polityk. Dodał, że wypowiada te słowa „z wielkim bólem”.
– Czy odchodzi pan sam, czy będzie jeszcze paru innych uciekinierów? – dopytywał Mazurek.
– Panie redaktorze, to nie są uciekinierzy. To są bohaterowie, którzy walczą o polskie sprawy, o sprawy polskiej wsi. Bardzo szanuję i cenię kolegów za ich stanowiska – stwierdził Kołakowski i dodał, że „rozmawiamy o nazwie koła, ale decyzje są już podjęte”.
Do założenia koła poselskiego potrzeba co najmniej trojga posłów. PiS ma w tej chwili 235 posłów, a do utrzymania większości sejmowej potrzebuje ich 231. To oznacza, że odejście już pięciu posłów spowoduje, że partia rządząca straci większość w Sejmie.
Kołakowski: – Jeżeli dojdzie do rejestracji koła, prawdopodobnie PiS utraci większość rządową. Jest to bardzo trudna decyzja, ale ona została podjęta.
– Pan jest posłem od 15 lat. Z Jarosławem Kaczyńskim i jego partią jest pan związany od 29 lat. I z powodu jednej ustawy pan to wszystko odrzuca i mówi: „Odchodzę”? – dziwił się Mazurek.
– Ta ustawa była kropką nad i. Natomiast wiele złego działo się też w strukturach PiS, walki frakcyjne, w szczególności w województwie podlaskim. Ale czarą goryczy okazała się ustawa o ochronie zwierząt – tłumaczył Kołakowski.
Prezes PiS ma nową ustawę
„Piątka Kaczyńskiego” dla zwierząt w pierwotnej wersji miała m.in. zakazać całkowicie uboju rytualnego poza potrzebami związków wyznaniowych działających w Polsce (czyli oznaczała zakaz eksportu) i hodowli zwierząt na futra. Przepisy miały wejść w życie bardzo szybko.
Przeszła ona w Sejmie tylko dzięki głosom opozycji, bo przeciw była też Solidarna Polska Zbigniewa Ziobry. W Senacie do ustawy wprowadzono wiele zmian (chodziło m.in. o vacatio legis, pomoc dla hodowców i złagodzenie zapisów dotyczących zakazu eksportu mięsa z uboju rytualnego) – także dlatego, że krytykowało ją wielu senatorów PiS. Gdy wróciła do Sejmu, została zamrożona.
– Nie ukrywam, że rozsierdziła mnie zapowiedz nowej „piątki Kaczyńskiego”. Ta ustawa uderza w wieś, nie mogę sobie pozwolić na to, żeby ją poprzeć – tłumaczył „Wyborczej” Kołakowski już po rozmowie w RMF FM. Dodał, że od maja co tydzień prosił o spotkanie z Kaczyńskim, ale prezes PiS ani razu nie znalazł dla niego czasu.
W zeszłym tygodniu „Wyborcza” ujawniła, że Kaczyński nie odpuszcza w sprawie obrony zwierząt. PiS przygotował „nowy-stary projekt” – jak określiła to rzeczniczka partii Anita Czerwińska. Nie podała szczegółów, ale nowe przepisy też nie podobają się zarówno rozłamowcom w PiS, jak i koalicjantom od Ziobry i Porozumienia Jarosława Gowina. W dodatku prezydent Andrzej Duda zapowiada weto.
Do uspokojenia nastrojów w partii oddelegowany został przewodniczący klubu parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki, który w ostatnich tygodniach odbywał z każdym z buntowników rozmowy za zamkniętymi drzwiami. W zdecydowanej większości przypadków nic to jednak nie dało.
Jak dowiedziała się nieoficjalnie „Wyborcza”, we wtorek wieczorem miało odbyć się spotkanie wszystkich potencjalnych rozłamowców. Miały na nim zapaść ostateczne decyzje, kto przechodzi do nowego koła, a kto zostaje w PiS (rozmowy zakończyły się po zamknięciu wydania).
Dobra mina PiS?
Politycy PiS oficjalnie bagatelizowali wczoraj zapowiedzi Kołakowskiego. Ale nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że do posłów wydzwaniał Terlecki.
– Jak ma taką wolę, to nikt mu nie zabroni – stwierdził w rozmowie z „Wyborczą” Krzysztof Jurgiel, pochodzący z Podlasia były minister rolnictwa, a obecnie europoseł PiS. – Na pewno nie stracimy większości, jesteśmy zwarci i gotowi. Spokojna wasza głowa – oświadczył poseł PiS Krzysztof Lipiec.
Inni parlamentarzyści PiS też bagatelizowali słowa Kołakowskiego. Bolesław Piecha: – Zawsze trzeba położyć papiery na stół, a nie zapowiadać. Poniekąd rozumiem tę decyzję, Kołakowski był silnie związany z rolnictwem. Ja z „piątką Kaczyńskiego” nie mam problemu, ale skoro pan poseł Kołakowski ma... no, nie jesteśmy związani z partią na śmierć i życie.
Robert Gontarz: – Nawet jak Kołakowski odejdzie, to nie będzie głosował tak jak totalna opozycja. Jest zawsze obawa, ale to nie jest paniczny strach.
Opozycja też tonowała nastroje o rozpadzie obozu władzy. – Skoro Kołakowski zapowiada, że nadal będzie wspierał PiS, to być może on, ale i inni posłowie pozostawieni na aucie przy ruchach kadrowych czy obsadzaniu stanowisk ministerialnych chcą pokazać, że jeśli Porozumienie i Solidarna Polska mogą stawiać kierownictwu PiS warunki, to oni, działając w kole poselskim, też będą mogli wywierać naciski i coś ugrać – stwierdził poseł Stefan Krajewski, szef PSL na Podlasiu.
Do uspokojenia nastrojów w partii oddelegowany został szef klubu parlamentarnego PiS Ryszard Terlecki, który rozmawiał z każdym z buntowników