Węgierskie władze: Nie oddamy naszej suwerenn
przed każdą kampanią wyborczą w kraju. W poprzednich latach rząd organizował kampanie pod hasłem „Powiedzmy stop Brukseli”, twierdząc, że Unia Europejska próbuje siłowo narzucić zmiany kulturowe i obyczajowe w kraju. Politycy partii opozycyjnych byli zaś przedstawiani jako zwolennicy niekontrolowanej imigracji na Węgry.
Opozycja prawie nie zajęła tym razem głosu w sprawie – partie obecnie zajmuje przede wszystkim planowana przez rządzących poprawka do konstytucji, która w praktyce uniemożliwi im wspólny start w wyborach parlamentarnych za dwa lata. Niewielkie ugrupowanie LMP (Polityka Może Być Inna), mające na sztandarach walkę o ekologię, wydało jedynie oświadczenie, w którym politycy napisali, że postawienie weta przez węgierski rząd to „historyczny błąd”, który „wprowadzi miliony Węgrów w ubóstwo”.
Czechy milczą, Słowacja się dystansuje
Polskiego i węgierskiego weta nie poparli pozostali członkowie Grupy Wyszehradzkiej – Słowacja i Czechy. „Wybory, jakich dokonujemy dzisiaj, świadczą o tym, kim będziemy jutro. (…) Słowacja popiera zasadę, że korzyści powinny wiązać się z odpowiedzialnością” – napisała na Twitterze słowacka prezydent Zuzaná Czaputowa.
Sprawy nie skomentował słowacki premier Igor Matović. Według Martina Ehla, dziennikarza i komentatora czeskiego dziennika „Hospodárské Noviny”, Słowacja nie chce być postrzegana w tej samej kategorii, co Polska i Węgry. – Bratysława dystansuje się od Polski i Węgier i swoje sprawy znacznie chętniej załatwia w bezpośrednich kontaktach, np. z Niemcami, niż za pośrednictwem Grupy Wyszehradzkiej – mówi.
Również wsparcie Polski i Węgier przez Czechy Ehl uważa za mało prawdopodobne. – Czeski rząd nie komentuje tej sprawy, bo popiera stanowisko większości krajów UE, ale chce uniknąć konfliktu z Polską i Węgrami. Innym powodem są również możliwe kłopoty firmy Agrofert Andreja Babisza z unijnymi dotacjami. Kolejnym zaś jego słabnąca pozycja przed przyszłorocznymi wyborami parlamentarnymi. Nie potrzebuje on dodatkowych kłopotów z Unią Europejską. – stwierdza Ehl.
+
• Więcej na: Wyborcza.pl
Choć konflikt pomiędzy Unią Europejską a Polską i Węgrami dotyczy praworządności, to nad Dunajem rząd tłumaczy spór kwestiami światopoglądowymi: „walką o wolność Europy” i „obroną jej chrześcijańskich korzeni”.
– To nie Węgry stworzyły tę sytuację, lecz doprowadzili do niej inni – bronił decyzji o zawetowaniu unijnego budżetu Zoltán Kovács, minister ds. komunikacji międzynarodowej w rządzie Viktora Orbána. Kovács na antenie państwowej telewizji M1 twierdził we wtorek, że w rzeczywistości Brukseli nie chodzi o tak zwaną praworządność, lecz o „związanie wypłat środków unijnych ze spełnieniem ideologicznych warunków”. – To nic innego jak polityczny bat na tych, którzy odstają od tej linii – stwierdził Kovács.
Rządowa narracja o Brukseli chcącej narzucić rozwiązania prawne podszyte ideologią obowiązywała w prorządowych mediach przez cały dzień. Propagandowy portal 888.hu napisał, że gra toczy się o to, czy „kobietę można będzie nazwać kobietą, a mężczyznę mężczyzną”. Sugerował, że za całą sprawą kryje się forsowana przez Unię Europejską zgoda na adopcję dzieci przez pary homoseksualne oraz otwarcie granic dla imigrantów.
Varga: Bruksela nas szantażuje
W podobnym tonie napisała na Facebooku również Judit Varga, węgierska minister sprawiedliwości. „To nie Węgry szantażują Brukselę w sprawie negocjacji budżetowych, ale to Bruksela szantażuje nas” – stwierdziła. „Każdy, kto zna historię Węgier, doskonale wie, że gdy chodzi o przyszłość naszych dzieci i wnuków, węgierski naród i Węgry nie czynią żadnych kompromisów; czy miałaby to być walka o niepodległość, czy proste weto” – stwierdziła.
Według niej za obecną krytyką węgierskiego rządu stoją „niektóre kraje członkowskie oraz opozycja”. „Węgry zgadzają się z ojcami założycielami Unii, że Europa będzie albo chrześcijańska, albo nie będzie jej wcale” – dodała węgierska minister sprawiedliwości.
Varga jako inny powód konfliktu z UE wymieniła politykę migracyjną („To nie Węgry zaatakowały inne kraje członkowskie za politykę migracyjną, lecz stało się odwrotnie”) oraz próbę narzucenia w Unii „modelu federalistycznego”, na który Węgry się nie zgadzają.
Zarzuty te przeciętny Węgier doskonale zna – są bowiem formułowane przez rząd Viktora Orbána oraz należące pośrednio do Fideszu media
Decyzja o uruchomieniu mechanizmu praworządnościowego zależeć będzie od przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen. Czy odważy się na taki krok? Nie wiadomo