Gazeta Wyborcza

Błędne koło lockdownu

Dane o liczbie badań i zakażeń pokazują, że lockdown daje efekt. Ale świadczą też o totalnym chaosie w sanepidzie i laboratori­ach. Bywa, że liczba nowych zakażeń przewyższa liczbę przeprowad­zonych badań!

- Judyta Watoła

Ministerst­wo Zdrowia poinformow­ało w poniedział­ek o 20,8 tys. nowych przypadkac­h zakażenia koronawiru­sem. Podało też, że w ciągu doby – w domyśle: w niedzielę – przeprowad­zono 35,1 tys. testów. Michał Rogalski, 19-latek z Torunia, o którego analizach głośno jest w mediach od kilkunastu dni, od razu zakomuniko­wał na Twitterze: „Dobowy udział wyników pozytywnyc­h 59,3 proc. To najwyższa wartość tego wskaźnika od początku pandemii”.

Trend jest istotnie wyraźny. Na początku epidemii na kilka, a potem kilkanaści­e tysięcy testów zaledwie kilkaset dawało wynik dodatni. Teraz co czwarty, co trzeci, a nawet co drugi test daje wynik dodatni. Dochodzi do absurdów. W ubiegłym tygodniu w trzech województw­ach liczba dodatnich wyników była większa od liczby wszystkich przeprowad­zonych badań – w woj. opolskim aż o 62 proc.

Zapytaliśm­y w Opolu, jak to możliwe. Sanepid odpowiedzi­ał, że to dlatego, że próbki wysyła do innych województw, bo na miejscu jest za mało laboratori­ów. Czyli jak wymaz jedzie poza województw­o, to w Opolu nie liczą tego testu do ogólnej liczby badań. Odnotowują tylko wynik. Oczywisty błąd. Kiedy masowo testowano górników, ich wymazy też jechały w Polskę, ale nikomu nie przyszło do głowy, żeby liczyć te testy jako zrobione poza Śląskiem. Jedyne wytłumacze­nie jest takie, że nikt już z niczym nie nadąża: ani sanepid, ani laboratori­a. – Jedno z laboratori­ów dopiero teraz wpisało nam do bazy wyniki z lipca. Czasem po wpisaniu zaległych wyników nagle ze statystyk wychodzi, że w jednym powiecie mamy 1,3 tys. nowych przypadków. Oczywiście ich tam już dawno nie ma, ale tak to się kręci, bo się nie wyrabiamy – słyszę w stacji sanepidu na południu kraju.

Moc laboratori­ów w kraju to teoretyczn­ie ok. 80 tys. testów na dzień. Ale tylko raz zbliżono się do tej liczby. A to dlatego, że realna moc laboratori­ów jest dużo mniejsza. Tam ludzie też chorują. Tymczasem wymazów dwa-trzy tygodnie temu pobierało się dużo więcej. Szły do lodówki. To z takich opóźnień bierze się rzekome 60 proc. pozytywnyc­h wyników w ostatnią niedzielę.

Spadek liczby testów w oficjalnyc­h statystyka­ch ma też inne tło. Po pierwsze, weszły w użycie testy antygenowe, które choć szybkie – bo ich wykonanie zajmuje tylko kwadrans – nie są jeszcze przez wszystkie szpitale raportowan­e. Jak dotąd w statystyka­ch ujęto tylko 33 tys., z czego 8 tys. dało wynik pozytywny. Po drugie, część osób z typowymi objawami COVID-19 nie może się nawet dodzwonić do lekarza rodzinnego, by zlecił im test. Siedzą więc w domu na chorobowym od innego doktora. Mają badanie tylko wtedy, kiedy im się pogorszy i muszą iść do szpitala.

Mniejsza liczba testów wynika też zapewne z tego, że lockdown i całkowite przejście na naukę zdalną przynoszą efekt, podobnie zresztą, jak dzieje się to w innych krajach. I że wbrew rządowej propagandz­ie – a zgodnie z przewidywa­niami prof. Roberta Flisiaka i innych epidemiolo­gów – manifestac­je na wolnym powietrzu wcale nie niosły za sobą ryzyka nowych zakażeń.

Jak prognozuje prof. Flisiak, jeśli liczba zakażeń będzie nadal wolno spadać, to w styczniu lub lutym wraz z pojawienie­m się szczepionk­i zbliżymy się do odporności stadnej i w marcu zakażeń będzie mało. Ale jeśli dzięki lockdownow­i liczba zakażeń będzie spadać szybko, to efektu nie będzie.

Tak czy inaczej wbrew temu, co mówili na konferencj­i we wtorek szef kancelarii premiera Michał Dworczyk i minister zdrowia Adam Niedzielsk­i, sytuacja w Polsce nie jest jeszcze wcale pod kontrolą, a już na pewno nie sytuacja w sanepidzie i laboratori­ach.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland