Kto z ABW staranował kobiety
Oficer, który wjechał w demonstrantki ze Strajku Kobiet i uciekł, pracuje w wydziale ds. zwalczania ekstremizmów – ustaliła „Wyborcza”. Jego dane ze śledztwa mogą być pseudonimem ►
Funkcjonariusz ABW, który wjechał w demonstrantki ze Strajku Kobiet i uciekł, pracuje w specjalnym wydziale ds. zwalczania ekstremizmów – ustaliła „Wyborcza”. Oficjalna funkcja, jaką pełni w służbie, a nawet nazwisko, które podał w śledztwie, mogą być tzw. danymi legalizacyjnymi przyjmowanymi dla lepszej konspiracji
Od chwili gdy ujawniliśmy, że sprawca incydentu z 26 października, który potrącił dwie protestujące kobiety i uciekł, pracuje w służbach specjalnych, jego tożsamość i pełniona funkcja są ukrywane.
W dodatku ma odpowiadać tylko za wykroczenie drogowe, choć pierwotnie prokuratura postawiła mu poważne zarzuty.
„Ekstremiści” od zadań specjalnych
Oficjalnie mężczyzna nazywa się Paweł K., ma 44 lata i jeździ bmw zarejestrowanym w jednym z mazowieckich miast. Kiedy okazało się, że pracuje w ABW, rzecznik koordynatora służb Stanisław Żaryn oświadczył, że nie będzie w tej sprawie komentarza, a zdarzenie „nie miało związku ze służbą”.
Odpowiedzi na swoje pytania nie dostał też senator Krzysztof Brejza, który zwrócił się w tej sprawie do Mariusza Kamińskiego, szefa MSWiA i koordynatora służb.
Według źródeł „Wyborczej” powodem ochrony, jaką dostał Paweł K., może być to, co robi w Agencji. Zdaniem naszych rozmówców oficer wchodzi w skład grupy potocznie nazywanej „ekstremistami”. To elitarny oddział ulokowany w strukturach Kontrwywiadu (Departament II), którego początki sięgają jeszcze Urzędu Ochrony Państwa, poprzednika ABW.
Pracujący w nim oficerowie zajmują się rozpracowywaniem m.in. skrajnych organizacji prawicowych i lewicowych, których działanie może zagrażać porządkowi konstytucyjnemu. Struktura jest głęboko utajniona, a jej funkcjonariusze używają fałszywej tożsamości stworzonej na potrzeby wykonywanych zadań.
To właśnie „ekstremiści” zajmowali się sprawą naukowca Brunona Kwietnia skazanego za próbę zamachu na Sejm i neofaszystów ze Śląska, o których film trzy lata temu zrobił TVN (chodziło m.in. o świętowanie urodzin Hitlera).
– Teraz każą im się zajmować opozycją uliczną. Może kolega za bardzo przejął się rolą i postanowił działać na własną rękę – ironizuje nasz informator.
Dotarliśmy też do obu pokrzywdzonych kobiet, w które wjechał funkcjonariusz ABW, a także do sześciu świadków zdarzenia. Wszyscy nasi rozmówcy zastrzegli anonimowość. Część już zeznawała w sprawie, część nie była jeszcze wzywana.
– Byłam blisko. Widziałam, jak kierowca, jeszcze stojąc, dodawał gwałtownie gazu, potem ruszył i celowo wjechał w stojący tłum – opowiada jeden ze świadków. – Zaczął powoli ruszać, jakby strasząc tłum. Potem przyspieszył i z impetem w niego wjechał – mówi inny świadek, który nagrał filmik telefonem. To właśnie jego nagranie opublikowane w mediach społecznościowych pozwoliło na ustalenie sprawcy. Autor filmiku nie został dotychczas przesłuchany przez policję.
– Byłem na wprost przedniej szyby. Widziałem jego twarz, zaciśnięte zęby. Ten człowiek nie myślał o konsekwencjach tego, co robi. Według mnie taka osoba nie powinna już nigdy siedzieć za kółkiem – dodaje inny ze świadków.
Część świadków podkreśla, że kierowca bmw miał otwarte okno i zanim ruszył, dyskutował nerwowo z kilkoma osobami.
– Było słuchać ryk silnika, kierowca dodawał gazu. Ludzie próbowali go powstrzymać, o ile można mówić, że da się powstrzymać „gazujący” samochód. Zanim kierowca uderzył w te dwie kobiety, to innej, która stała mu na drodze, groził. Krzyczał do niej przez otwarte okno coś w stylu, „czy wie, jak to się może skończyć?”. Ta dziewczyna mówiła, że zauważyła u mężczyzny znaczek Konfederacji. Ostatecznie ją ominął i wjechał w następne dwie kobiety – dodaje nasz rozmówca.
– Miał otwartą szybę, nawet jak już nadjeżdżał na nas. Pamiętam, że prawie wpadłam do niego do samochodu przez to okno. Krzyczał coś w stylu, że narażamy się na niebezpieczeństwo, stojąc na drodze – opowiada nam jedna z pokrzywdzonych kobiet.
Dostała ona z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów zawiadomienie o wszczęciu postępowania z datą 27 października. Z pisma wynika, że śledztwo toczy się „w sprawie narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia uczestników demonstracji przy ul. Puławskiej/Goworka poprzez wjechanie przez demonstrantów przez Pawła K. tj. o czyn z art. 177 par1 kk w związku art.160 par.1 kk.”. I – jak mówi – „żadnego innego pisma o zakończeniu postępowania”. Identyczne zawiadomienie dostała także druga, ciężej pokrzywdzona kobieta.
Jedna z pokrzywdzonych kobiet miała stłuczoną rękę i posiniaczoną lewą stronę ciała, druga miała poważniejsze obrażenia, krwawiła i zabrała ją karetka. Obie pokrzywdzone zostały przesłuchane przez policjantów z Mokotowa. Jedna z nich powiedziała „Wyborczej”, że składała nie tylko zeznania, ale też złożyła wniosek o ściganie mężczyzny.
Dziwne działania prokuratury
Przypomnijmy, że według ustaleń „Wyborczej” prowadząca początkowo śledztwo Alicja Gajewska z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów wydała postanowienie o przedstawieniu zarzutów kierowcy bmw.
Chodziło o zarzut bezpośredniego narażenia człowieka na niebezpieczeństwo, utraty życia lub zdrowia (kara do trzech lat więzienia) oraz uszkodzenia ciała lub
rozstroju zdrowia trwające do siedmiu dni (kara do dwóch lat więzienia) – czyli z art. 160 i 157 par. 2 kk.
Prokuratorka miała zaplanowane ogłoszenie zarzutów, ale nie zdążyła tego zrobić, bo sprawę jej błyskawicznie odebrano i przekazano do Prokuratury Okręgowej w Warszawie, ta zaś szybko uznała, że czyn mężczyzny kwalifikuje jako „wykroczenie”.
Co stało się z postanowieniem o przedstawieniu zarzutów: zniszczono je, zaginęło czy też je uchylono? Kto i dlaczego zabrał sprawę na szczebel okręgowy? Na te pytania od dwóch tygodni nie potrafi udzielić odpowiedzi Aleksandra Skrzyniarz, rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Także Prokuratura Krajowa nie odpisała „Wyborczej” na analogiczne pytania.
Nasi informatorzy mówią, że prokurator Gajewska przekazała postanowienie o przedstawieniu zarzutów wraz z opinią lekarską zastępcy prokuratora rejonowego na Mokotowie Dorocie Miszkurce-Sokół. Na tym etapie ślad po dokumencie się urywa.
– Prokurator Gajewska została wezwana do Prokuratury Okręgowej w Warszawie i zobowiązana do złożenia oświadczenia odnośnie do przeniknięcia do prasy informacji o zarzutach – informuje „Wyborczą” jeden z prokuratorów.