Socjal przygniata PiS
Rząd Mateusza Morawieckiego rozsadzają koronawirus i kłopoty gospodarcze. Bo nie ma pieniędzy.
„Trzeba odejść od polityki dawania pieniędzy z budżetu Państwa, w stronę niezabierania pieniędzy z rynku do budżetu Państwa. Pieniądze są własnością tych, którzy je zarabiają, a Państwo za pomocą pieniędzy z podatków wykonuje tylko niektóre usługi (np. zapewnienie bezpieczeństwa)” – ogłosił poseł partii rządzącej Paweł Lisiecki.
Zjednoczona Prawica sypie się przede wszystkim dlatego, że rozpada się rzeczywistość finansowa, z jaką do tej pory rząd miał do czynienia. Zamiast rządzić w dobrobycie, musi rządzić w kryzysie. Zamiast nieustającego dopływu nowych pieniędzy do budżetu wywołanego doskonałą koniunkturą jest finansowy problem za problemem.
Nie ma jak przyciągać wyborców, notowania partii są słabe (najgorsze od pięciu lat). Według badań CBOS, w których rządzący zawsze wypadają lepiej niż opozycja, aż 58 proc. respondentów uważa, że polityka gabinetu Mateusza Morawieckiego nie stwarza szansy poprawy sytuacji gospodarczej (wzrost o 11 pkt proc.). Przeciwnego zdania jest 30 proc. (spadek o 11).
Z wcześniejszych badań wynika, że Polacy są przekonani, iż PiS za dużo wydawał na programy socjalne, a za mało na służbę zdrowia.
A to dopiero początek problemów ekonomicznych. PiS przez ostatnie miesiące gasił wszelkie problemy, pożyczając pieniądze na bezprecedensową skalę.
Rośnie zadłużenie Polski
Ale po kolei. Rok 2019 – według statystyk krajowych zadłużenie wynosi 991 mld zł. Według unijnych jest o 54 mld zł większe.
Rok 2020 – statystyki krajowe mówią o 1,132 bln zł długu. Według unijnych jest aż o 259 mld zł większy.
I rok przyszły. Statystyki krajowe przewidują 1,246 bln zł. Według unijnych dług będzie wyższy o 278 mld zł.
O ile jeszcze za rządów koalicji PO-PSL każdy z nas, 38 mln obywateli, miał do spłacenia ok. 22 tys. zł, o tyle w przyszłym roku będzie to prawie 40 tys. zł.
– Nominalnie to 7,5-krotność środków dla Polski na transformację energetyczną, 15 oryginalnych „tarcz finansowych”, 15 lotnisk na miarę CPK, 36 lat wypłat programu „Rodzina 500+”, 62 bloki jądrowe, ok. 28 tys. km autostrad. Patrząc z perspektywy ostatnich wydarzeń: Polska chce zawetować środki w wysokości jednej piątej-jednej szóstej naszego długu – tłumaczy dr Sonia Buchholtz, ekspertka ekonomiczna z Konfederacji Lewiatan.
Buchholtz wyjaśnia, że sama kwota nie rozstrzyga, czy poziom jest bezpieczny. Kluczowe jest to, czy nasza gospodarka jest w stanie swoje długi spłacić bez szkody dla obywateli.
– Wiceminister finansów Piotr Patkowski jest zdania, że dopóki są chętni do finansowania naszego zadłużenia, to nie ma obaw. To tylko po części prawda – najtaniej zadłużają się gospodarki, które pożyczki nie potrzebują, oraz te, których perspektywy rozwojowe są bardzo dobre – mówi Buchholtz.
Tyle że zdaniem ekonomistki Polska obecnie stoi przed wieloma wyzwaniami, które rozstrzygną, czy te perspektywy nadal będą dobre. Straty po COVID-19: skala bankructw firm, upadki całych gałęzi, bezrobocie – to jedna strona, a próba wyjścia z recesji, wymagająca ogromnych inwestycji transformacja energetyczna i cyfrowa – to druga strona.
– W pesymistycznym scenariuszu zadłużymy się pod korek, ale spłacać będziemy musieli w czasach złej koniunktury i przy wyższych odsetkach – ostrzega Buchholtz.
O spłacie długów nikt w dzisiejszej światowej rzeczywistości gospodarczej nie myśli. Liczy się terminowe regulowanie odsetek.
Płacimy więcej niż Grecja
Dr Sławomir Dudek, główny ekonomista Pracodawców RP, na Twitterze wylicza, że według Komisji Europejskiej nasz dług w przyszłym roku będzie bliski 60 proc. PKB. To jeden z lepszych wskaźników w UE – daje nam miejsce w okolicach pierwszej dziesiątki krajów z najniższym długiem.
Ale o faktycznej pozycji gospodarczej kraju mówią koszty obsługi długu, czyli ile musi płacić za pożyczone pieniądze. I te koszty obsługi będą w przyszłym roku piąte najwyższe w UE. Trzy razy wyższe, niż mają Niemcy. I blisko dwa razy wyższe niż w Grecji.
Mniej za obsługę, i to sporo, będą płacić Czesi, Hiszpanie, Słowacy i Litwini. Więcej – Węgrzy i Rumuni, którzy poszli drogą jeszcze hojniejszych obietnic niż PiS.
Dług rośnie, gospodarka się kurczy, luka VAT rośnie, kurczą się wpływy z podatków. A PiS na dodatek wmieszał się w aferę z wetem dla budżetu europejskiego. PiS tu uspokaja, że pieniądze będą wypłacane na podstawie prowizorium budżetowego.
Blokada oznacza jednak, że nie wiadomo, co będzie dalej z Funduszem Odbudowy po koronawirusie. W UE padają pomysły, aby go konstruować bez Polski i Węgier.
To ten sam fundusz, o którym rząd z dumą pisał pod koniec września: „Polska z Funduszu Odbudowy w latach 2021-2022 dostanie ok. 18,9 mld euro dotacji, a w 2023 r. dodatkowe, do 4,1 mld euro. Razem będzie to więc blisko 23 mld euro na wszystkie priorytetowe obszary”.
Doszliśmy do momentu, gdy obecny rząd już nie ma z czego dawać, trzeba będzie zabierać. Nie można będzie obniżać podatków, trzeba je będzie podwyższać, i to mocno.
PiS się miota. Ciąć wydatki na 13. i 14. emeryturę? To by oznaczało potężny spadek sondaży. Przyciąć 500+ pod hasłem: eliminujemy z programu bogatych?
Ścinać wydatki na obronność? Ograniczać publiczne inwestycje? Każde z tych rozwiązań jakoś uderzy w partię.
+