SROKA: BYŁAM SZANTAŻOWANA
Minister kultury nie miał podstaw do odwołania Magdaleny Sroki z funkcji dyrektorki Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej – potwierdził sąd. – Szantażowano mnie, żebym sama zrezygnowała – ujawnia Sroka. Była szefowa PISF kontra PiS
Zwolnienie mnie było naruszeniem prawa pracy. Nie można odwoływać kogoś w sposób tak niechlujny – mówi nam Magdalena Sroka, dyrektorka PISF w latach 2015-17. W październiku 2017 r. minister kultury Piotr Gliński odwołał ją ze stanowiska. 25 września 2020 r. Sroka wygrała w sądzie pracy drugiej instancji sprawę o bezpodstawne zwolnienie jej z pracy. Sąd uznał, że zwolnienie było bezprawne - zasądził przyznanie jej odszkodowania w wysokości trzykrotności wynagrodzenia oraz odsetki, zwrot kosztów procesu i kosztów zastępstwa procesowego w instancji odwoławczej. Wyrok jest prawomocny.
HISTORIA PEWNEGO LISTU
Minister kultury i dziedzictwa narodowego nie może odwołać szefa PISF, bo ma takie widzimisię. Kadencję szefa instytutu, zgodnie z ustawą o PISF, może przerwać: jego śmierć, ciężka choroba, rezygnacja, skazanie prawomocnym wyrokiem za przestępstwo umyślne, niezatwierdzenie rocznego sprawozdania finansowego PISF, negatywna opinia Rady PISF oraz działanie z naruszeniem prawa.
W październiku 2017 r. MKiDN opublikowało list, który w czerwcu tamtego roku szefowa PISF wysłała do Christophera J. Dodda, prezesa Stowarzyszenia Amerykańskich Producentów Filmowych. List kiepskim angielskim miała napisać pracownica PISF, a Sroka nie znała jego treści.
Co w nim było? „To przerażające, jak szybko możemy wrócić do absurdalnej cenzury, prowadzeni przez ksenofobicznych nacjonalistów w cieniu figury Chrystusa króla Polski, wymazując z podręczników szkolnych Lecha Wałęsę i nazywając go zdrajcą” – czytamy.
Sroka deklaruje, że bierze odpowiedzialność za wysłanie listu. Według niej nie wyrządził on szkody instytutowi, a Dodd, wpływowy demokratyczny polityk, dziś doradca Joe Bidena, po otrzymaniu przeprosin za błędy językowe wynikające z pośpiechu i braku sprawdzenia treści przed wysłaniem przez Srokę, zapewnił, że PISF nie ma za co przepraszać.
List stał się jednak pretekstem do rozprawienia się ze Sroką. Prorządowe media rzuciły się na dyrektorkę PISF, określając list m.in. „donosem na państwo polskie”.
A Gliński poprosił Radę PISF o zaopiniowanie decyzji o odwołaniu Sroki. Jako powód podał „naruszenie obowiązków i przepisów prawa”. Rada stanęła po stronie Sroki. Kilka dni później Gliński odwołał ją jednak ze stanowiska.
Sroka wytoczyła ministerstwu proces. Sąd pracy pierwszej instancji odrzucił powództwo, uznając, że podstawą do zwolnienia była utrata zaufania do dyrektorki. Tak decyzję ministra argumentowali w mediach przedstawiciele MKiDN, m.in. wiceminister Jarosław Sellin.
– W samym odwołaniu, które podpisał minister Gliński, ta przyczyna nie była wymieniona – mówi nam Sroka. – Z kolei na stronie MKiDN w odwołaniu przytoczono list do Dodda. Napisano, że przyczyną zwolnienia było naruszenie wizerunku instytutu. W rzeczywistości wizerunek w żaden sposób nie został narażony na szwank; w tym liście nie ma negatywnego słowa na temat środowiska tworzącego polskie kino.
W październiku 2017 r. ówczesny wiceminister Paweł Lewandowski, odpowiedzialny za film (dymisję złożył 12 października, po rekonstrukcji rządu), mówił w tvp.info.pl, że Sroka „działała umyślnie na szkodę instytutu”.
KLASYCZNE PRÓBY NACISKU
Według Sroki o liście – i to przed jego wysłaniem – wiedzieli jednak pracownicy MKiDN. – Były przesłanki, włącznie z ich wypowiedziami, że znali treść listu przed skierowaniem go do adresata. Dlaczego więc nie interweniowali zawczasu? To sugeruje, że ta operacja była realizowana w porozumieniu z pracownikami PISF, którym w zamian obiecano pełnienie określonych funkcji w PISF pod rządami nowego dyrektora – mówi Sroka.
Twierdzi też, że najpierw próbowano wymusić na niej dobrowolną dymisję: – Próbowano dotrzeć do mnie przez ludzi ze środowiska, np. Jerzego Barta, mojego zastępcę, który został przez MKiDN poinformowany o liście. Klasyczne próby nacisku.
– Od końcówki czerwca przez lipiec i sierpień regularnie toczyłam rozmowy z przedstawicielami ministerstwa. Wiceminister Lewandowski domagał się mojej natychmiastowej rezygnacji – mówił, że tego oczekuje minister Gliński. Szantażował mnie, że jeśli nie zrezygnuję z funkcji, to opublikują list. Finalnie doszło do spotkania z ministrem Glińskim w obecności m.in. dyrektora jego gabinetu – panowie byli przygotowani na to, że podpiszę rezygnację ze stanowiska, co było dość zabawne, bo nigdy nie wyraziłam takiej woli. Dałam jasno do zrozumienia, że nie złożę rezygnacji, a szantażowanie mnie jest bezprawne. Wtedy opublikowano list i zaczął się serial medialny, który miał dowieść, że rzeczywiście należało mnie odwołać – mówi Sroka.
NARRACJA O WIELKIEJ POLSCE
Sroka przyznaje, że od początku kadencji Glińskiego otrzymywała sygnały o tym, że może zostać odwołana. – Były rozmo
wy, które sugerowały, że jestem obserwowana i jeśli pojawi się pretekst, to zostanę zwolniona. Ludzie z MKiDN próbowali pokazać „pozytywne oblicze”, karykaturalnie rozumianą szlachetność. Gliński mówił mi wprost: „Naciskano na mnie, żebym panią odwołał, ale na razie nie widzę powodu”.
– Nie chciałam konfliktów – mówi Sroka. – Ale toczyłam debaty, np. na temat ekspertów, którzy oceniają projekty do dofinansowania, powoływanych przez pana ministra.
I dodaje: – Minister zawsze proponował ekspertów ze swojego środowiska. Ich kompetencje były czasem niskie. W myśl benedyktyńskiej zasady uznałam jednak, że praca uszlachetnia i wspólne bycie w komisjach pozytywnie wpłynie na ekspertów ministerialnych – w dużej mierze tak się działo. Przychylnie patrzyli na jakościowe projekty. Walecznie bronili jednak projektów programowych, a więc tworzących narrację o wielkiej Polsce.
W grudniu 2017 r. nowym dyrektorem PISF został Radosław Śmigulski, wcześniej m.in. członek zarządu Totalizatora Sportowego, działacz stowarzyszenia Republikanie założonego przez Przemysława Wiplera (były poseł PiS, w 2015 r. współzałożyciel partii KORWiN) i dyrektor Agencji Filmowej TVP. MKiDN przeprowadziło kontrolę działalności PISF w latach 2016-17. Co odkryło? Chaos organizacyjny, brak lub błędy w zawieranych umowach, błędy w wypłacanych pensjach czy niewłaściwości w księgowaniu dotacji z MKiDN.
Według kontrolerów często zdarzało się, że pracownicy zatrudniani byli na etat, a jednocześnie podpisywali umowy-zlecenia na wykonywanie takich samych usług.
– Część osób pracowała na umowach śmieciowych, ale to nie wina instytucji, tylko MKiDN, które jest jedynym źródłem finansowania wydatków bieżących instytutu – wyjaśnia Sroka. – W 2005 r. filmów powstawało kilkanaście, a w 2016 r. – kilkadziesiąt. Było zdecydowanie więcej pracy, którą musiała wykonywać taka sama liczba osób. Nie było możliwości zwiększenia zatrudnienia, bo ministerstwo nie zwiększyło dotacji, choć sygnalizowaliśmy ten problem wielokrotnie. Musieliśmy radzić sobie przez podpisywanie umów śmieciowych.
TO BYŁA FARSA
Wiele uwagi kontrolerzy poświęcili samej Sroce. Oskarżano ją m.in. o nepotyzm. – Ponad połowa załogi zatrudniona została ze względu na powiązania rodzinne. Funkcjonowały tam całe klany – twierdził wiceminister Lewandowski.
Zdaniem Śmigulskiego powiązania rodzinne dotyczyły przynajmniej 30 osób. – Relacje między pracownikami nie wypaczały idei pracy – mówi nam Sroka. – Regulamin nie przekreśla możliwości pobrania się przez dwóch pracowników instytutu czy tego, że w dwóch różnych działach będą pracowały kuzynki. Ale pracownicy nigdy nie decydowali o tym, kogo zatrudnialiśmy. Wszystkie osoby, które pracowały w PISF, a posiadały jakieś powiązania rodzinne, były zatrudnione przed moim powołaniem i wszystkie wykonywały rzetelnie swoją pracę, co mogłam zweryfikować.
Sroka podkreśla, że nie było podstaw prawnych, aby wyciągnąć przeciwko niej konsekwencje: – Wyniki kontroli zostały przekazane do rzecznika dyscypliny finansów publicznych, który po zapoznaniu się z moimi wyjaśnieniami nawet nie wszczął postępowania w tej sprawie. To była próba zebrania materiału, który miałby uzasadniać decyzję o zwolnieniu. Rzucenie cienia podejrzeń na mnie miało przykryć temat i wygasić protesty środowiska, które mnie wspierało. To była farsa – ludzie, którzy nie mieli wglądu do materiałów z kontroli, rzeczywiście mogli nabrać podejrzeń, że ta instytucja nie funkcjonowała prawidłowo. To przykre, że trzeba było czekać trzy lata, aby powiedzieć lojalnemu środowisku filmowemu, że popierali ludzi, którzy nie popełniali błędów.
Pod koniec października zapytaliśmy MKiDN o to, czy minister Gliński lub któryś z pracowników MKiDN znał treść listu do Christophera Dodda przed jego wysłaniem, czy wiceminister Lewandowski szantażował szefową PISF i zmuszał ją do dobrowolnego odejścia ze stanowiska pod groźbą opublikowania listu. Do wczoraj nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.
Wyniki kontroli w PISF przekazano do rzecznika dyscypliny finansów publicznych, który nawet nie wszczął postępowania