Testujemy nie tych, co trzeba
Gdybyśmy chcieli ukryć prawdziwą liczbę zakażonych, wymyślilibyśmy dokładnie taki system testowania, jaki obowiązuje w Polsce – ze skierowaniem od lekarza, po rozpoznaniu kilku objawów COVID-19. Testujemy wyłącznie tych, którzy są ewidentnie chorzy. To za mało, by skutecznie kontrolować rozprzestrzenianie się epidemii.
Oto przykłady z życia wzięte.
Młoda para. Stan podgorączkowy, kaszel. Kiedy tracą węch, są już niemal pewni, że to COVID-19. Nawet nie próbują dzwonić do sanepidu czy lekarza, odstraszają ich kolejki.
Starsza osoba. Zmęczenie, gorączka, trudności w oddychaniu. To może być COVID-19, ale strach przed szpitalem i niewydolną służba zdrowia jest silniejszy. Po trzech tygodniach jest tak źle, że w końcu kontaktuje się z lekarzem. Test daje wynik ujemny – organizm zwalczył już koronawirusa, lecz szalejący stan zapalny uszkodził płuca.
Starsza osoba. Kaszel, problemy z oddychaniem. W szpitalu wynik testu na COVID-19 jest dodatni. To było dwa tygodnie temu. Do dzisiaj nikt z sanepidu nie skontaktował się z domownikami.
Mówimy o chorych, z objawami. Tymczasem 80-90 proc. zakażonych może nie zachorować albo mieć objawy łagodne i je zlekceważyć. To oni głównie zakażają innych. Nasz system gubi nawet tych, którzy ciężko przechodzą chorobę. Część z nich umiera w domach, bez rozpoznania COVID-19 jako przyczyny śmierci. Wskazują na to dane z Rejestru Stanu Cywilnego o liczbie wystawionych aktów zgonu – jedyne rzetelne liczby opisujące rozmiar epidemii w Polsce i obecną zapaść służby zdrowia. W październiku było ich o połowę więcej niż przeciętnie, dziś – już dwa razy więcej.
Przy czym oficjalne ofiary śmiertelne koronawirusa to połowa nadmiarowych zgonów. Pozostałe osoby albo umarły na COVID-19, ale choroba nie została u nich stwierdzona, albo z innych powodów, ale służba zdrowia sama w stanie krytycznym nie mogła im pomóc.
Kiedy więc minister zdrowia ekscytuje się spadkiem liczby zakażeń, warto spytać: na jakiej podstawie? Bo oficjalne dane są kompletnie niewiarygodne.
Od wczesnej wiosny było wiadomo, że najlepszymi sposobami na kontrolę epidemii są masowe testowanie populacji i szybkie izolowanie rozpoznanych zakażeń (alternatywa to ostry lockdown). W Finlandii, która jest jednym z krajów europejskich najlepiej radzących sobie z koronawirusem i COVID-19, testują każdego chętnego.
W Polsce wolimy zaklinać rzeczywistość. Czy rządzący naszym krajem celowo zaniedbali walkę z epidemią, czy też po prostu tak im wyszło, bo są niekompetentni?
+
Nasz system gubi nawet tych, którzy ciężko przechodzą COVID-19. Część z nich umiera w domach