Inwalida za kratkami
Za zmienianie pampersów nikt mi nie płaci. Poza tym to nie jest zakład leczniczy
– mówi więzienny wychowawca.
Drzwi do celi nie są zamykane i można się swobodnie poruszać po całym ośrodku, ale co z tego, skoro jestem na pierwszym piętrze, a nie mogę chodzić po schodach? Nie wychodzę na spacery, żeby wyjść do łaźni, muszę prosić o pomoc
Widać, że się męczy, ledwie chodzi, ale co mam zrobić? Za zmienianie pampersów nikt mi nie płaci. Poza tym to nie jest zakład leczniczy – mówi więzienny wychowawca. Poruszający się na wózku Dariusz John to jeden z kilkuset niepełnosprawnych w polskich zakładach karnych.
Przed wypadkiem Dariusz był dekarzem. W domu się nie przelewało, bo od kiedy ojciec odszedł, na utrzymaniu było siedem osób. On, mama i piątka rodzeństwa. Dariusz czasem dorabiał po sąsiadach jako złota rączka. Kran naprawił, ścianę podtynkował czy wymienił koło w taczce. Ale czasem pracy było za mało.
– Mieszkaliśmy w Chrząstowicach koło Opola. Niedaleko były stare magazyny po opuszczonych PGR-ach – wspomina Dariusz. – Od lat nikt tam nie zaglądał. Szyby powybijane i drzwi na oścież otwarte. Co jakiś czas, jak był ciężki tydzień, szło się do magazynu i kradło. Głównie druty elektryczne, bo leżały ich tam całe tony – dodaje.
DLA NIEPEŁNOSPRAWNYCH NIE MA NIC
Którymś razem wydał go kierownik skupu złomu, w którym sprzedawał kable. Dariusz się przyznał, z uwagi na niską szkodliwość czynu uniknął kary. Potem była zabawa w kotka i myszkę. Na pięć razy raz go złapali. W końcu sprawa trafiła do sądu, Dariusz dostał pierwszy wyrok, ale po kilku miesiącach zwolnili go warunkowo. – Starałem się więcej pracować, ale z mojej wypłaty nie dało się utrzymać rodziny. Znów mnie złapali, tym razem nie stawiłem się do więzienia, bo wiedziałem, że nikt nie utrzyma rodziny – wspomina.
Kilka miesięcy później wracał z kolegą autem do domu. Zajął miejsce pasażera, nie zapiął pasów. Kierowca zbyt szybko wszedł w zakręt, wpadł w poślizg, podczas dachowania Dariusz wypadł przez szybę. – Kiedy się ocknąłem, myślałem, że obcięło mi nogi. Nie czułem nic od pasa w dół. W szpitalu operowali kręgosłup, ale uszkodzenie było tak silne, że lekarze mówili, bym zapomniał o chodzeniu. Po trzech latach na wózku i wyczerpującej rehabilitacji w końcu wstałem. Dziś chodzę o kulach, a raczej człapię, bo chodzenia to nie przypomina. Wciąż nie czuję mięśni pośladków, ud i nic od kolan w dół. Przewracam się, kiedy jest ciemno i ślisko. Przejdę sto, dwieście metrów, dalej tylko wózkiem – mówi Dariusz.
W 2017 r., kiedy myślał, że sąd o nim zapomniał, w mieszkaniu w Chrząstowicach odwiedziła go policja. Powiedzieli, że sąd połączył mu kilka wyroków w zawieszeniu w jeden. Dostał 3,5 roku więzienia. – Najpierw osadzili mnie w zakładzie zamkniętym w Kluczborku. Dostałem celę dla niepełnosprawnych. W toalecie były poręcze, umywalka była niżej niż w innych, a we wspólnej łaźni było specjalne siodełko – wylicza osadzony. – Potem przenoszono mnie jeszcze kilka razy, a po wybuchu pandemii trafiłem do Grodkowa. Tu dla niepełnosprawnych nie ma nic – dodaje.
„JESTEM U KRESU SIŁ”
Oddział zewnętrzny w Grodkowie zakładu karnego w Brzegu jest jednostką penitencjarną typu półotwartego dla recydywistów. Może tu przebywać 96 osadzonych, ale żadna z cel nie jest przystosowana do przyjęcia osoby z niepełnosprawnością.
– Co prawda drzwi do celi nie są zamykane i można się swobodnie poruszać po całym ośrodku, ale co z tego, skoro jestem w celi na pierwszym piętrze, a nie mogę chodzić po schodach? Nie wychodzę na spacery, żeby wyjść do łaźni, muszę prosić o pomoc. Nie kontroluję zwieraczy, więc wypadki zdarzają mi się często. Za każdym razem powinienem się umyć, ale do łaźni mogę zejść tylko raz dziennie – opowiada osadzony. – Pampersy dostaję z zakładu, ale nie mam opiekuna, który mógłby mi pomóc się przebrać i zmienić pieluchę. To upokarzające, ale muszę o to prosić współosadzonych. Płacę im za to papierosami, kartą telefoniczną albo kawą. Wszystkie towary kupuję z własnych pieniędzy w kantynie. Koledzy z celi pomagają mi też w praniu, sprzątaniu, przynoszą posiłki i wynoszą śmieci, ale nikt tego nie robi za darmo. Jak nie mam czym zapłacić, to siedzę w brudach cały dzień – dodaje Dariusz.
Mężczyzna zaznacza, że od początku kary nie korzysta z rehabilitacji, dlatego porusza się coraz gorzej. – Na wolności korzystałem m.in. z zabiegów w sanatorium, pięć kąpieli w Suchym Borze w miesiącu i raz w roku czterotygodniowy turnus w sanatorium. Od trzech lat nie miałem żadnych zajęć. Kręgosłup i stawy bolą mnie każdego dnia. Oprócz tego leczę się na serce, mam nadciśnienie i arytmię. Nie ma dnia, w którym nie musiałbym brać leków przeciwbólowych – wylicza.
Z powodu pandemii służba więzienna wstrzymała widzenia z osadzonymi. Dariusz nie widuje się z partnerką ani z dziećmi. Ma ich czwórkę. – Tęsknota jest nie do opisania. Zostaje nam 30 minut raz w tygodniu przez Skype’a – przyznaje.
Osadzony złożył wniosek o zwolnienie warunkowe, ale sąd się na to nie zgodził. – Jestem u kresu sił. Boję się, że dłużej nie wytrzymam – dodaje.
OSADZONY JEDZIE, KULE ZOSTAJĄ
Pod koniec sierpnia Dariusz napisał skargę do Rzecznika Praw Obywatelskich. Pismo skwitował dwoma zdaniami: „Chciałbym być traktowany jak osoba czująca i żyjąca. Pragnę odbyć karę w warunkach przystosowanych do moich potrzeb, które wynikają ze stanu zdrowia, a nie wymysłów”.
– Badamy tę sprawę. Z powodu epidemii koronawirusa nie możemy pojechać na miejsce z kontrolą, ale czekamy na ustosunkowanie się do zagadnień przez dyrekcję okręgowego inspektoratu Straży Więziennej w Opolu – mówi dr Ewa Dawidziuk, dyrektorka zespołu do spraw wykonywania kar w biurze Rzecznika Praw Obywatelskich.
Dodaje, że każdego roku do biura RPO przychodzi kilkadziesiąt podobnych skarg. – Osadzeni piszą o nieprzystosowanych celach lub braku odpowiedniego sprzętu. Jedną z ostatnich była skarga rodziny więźnia, któremu dyrekcja zakładu odmówiła wózka inwalidzkiego, wskazując, że mężczyzna może poruszać się o lasce. Kolejnemu osadzonemu dyrekcja odebrała kule podczas transportu do innego zakładu. Stwierdzono, że sprzęt nie może wyjechać poza teren jednostki penitencjarnej. To narusza zasadę humanitarnego traktowania osadzonego i czyni go zależnym od funkcjonariuszy SW.
Pracownicy biura RPO każdą ze skarg analizują indywidualnie. Jeśli stwierdzą, że jest zasadna, osadzony może potraktować ją jako dowód w postępowaniu o zadośćuczynienie.
SŁUŻBA WIĘZIENNA BEZ STANDARDÓW
Według danych Służby Więziennej na koniec czerwca w jednostkach penitencjarnych w Polsce przebywało blisko 70 tys. osadzonych. Wśród nich 111 poruszających się na wózkach i 455 korzystających z kul. – Jeszcze do niedawna Służba Więzienna nie miała pojęcia o specjalnych potrzebach takich osadzonych. Osoby z niepełnosprawnością nie mogły liczyć na żadne udogodnienia poza szerszymi wejściami do celi i łazienką z prysznicem – zaznacza Przemysław Kazimirski, dyrektor Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur.
I dodaje: – Cztery lata temu przeprowadziliśmy audyt 17 zakładów penitencjarnych w Polsce. W każdym znaleźliśmy wiele uchybień. Cele, w których przebywali osadzeni, były lokowane na wyższych piętrach, do których prowadziły tylko schody. W wielu miejscach osadzeni nie mogli samodzielnie pokonać drogi z celi do biblioteki, pokoju wychowawców lub na plac spacerowy. Do tego zbyt wąskie korytarze lub nierówność podłoża na placu spacerowym. Nigdzie nie było opiekunów, którzy mogliby zadbać o potrzeby osadzonych. Więźniowie byli skazani na kolegów z celi. Nie było też żadnych szkoleń dotyczących potrzeb osób z niepełnosprawnościami ani standardów technicznych dotyczących wielu detali, chociażby wysokości włączników świateł, montowania uchylnych luster w łazience czy zastępowania pokręteł łatwymi do poruszenia uchwytami w kranach. Dopiero po naszym audycie w niektórych obiektach zaczęto wprowadzać zmiany, jednak w dominującej większości jest jeszcze sporo do zrobienia. Dodatkową przeszkodą w realizacji naszych zaleceń jest fakt, że część jednostek wyznaczonych jako te, w których mogą odbywać karę pozbawienia wolności osoby poruszające się na wózkach inwalidzkich, mieści się w obiektach zabytkowych. To sprawia, że likwidacja barier architektonicznych jest często niemożliwa.
Dyrekcja zakładu w Brzegu nie odpowiada na pytania, dlaczego osadzony dostał celę na piętrze, ani dlaczego nie korzysta z rehabilitacji. Magdalena Antoszczyszyn, rzeczniczka prasowa dyrektora zakładu, w odpowiedzi wysyła mailem lakoniczny komunikat. Pisze w nim m.in., że w myśl przepisów „skazanemu zapewnia się bezpłatne świadczenia zdrowotne, leki i artykuły sanitarne”, że osadzeni mają zapewnioną „optymalną opiekę lekarza ogólnego jak i specjalistyczną, adekwatną do rozpoznanych jednostek chorobowych”, a wszyscy skazani „mogą liczyć na pomoc funkcjonariuszy, wychowawców, psychologów, terapeutów oraz służby zdrowia”.