• Lempart: Degrengolada w PiS będzie narastać 10
Widzimy przerażenie Kaczyńskiego, który zdał sobie sprawę, że być może tak będzie wyglądało każde posiedzenie Sejmu do końca kadencji. Sejm jest otoczony barierkami, a on za każdym razem nie będzie wiedział, czy ma większość – mówi Marta Lempart z Ogólnop
ROZMOWA Z z Ogólnopolskiego Strajku Kobiet
WALDEMAR PAŚ, ANITA KARWOWSKA: Była pani jedną z wielu osób, wobec których podczas protestu w środę wieczorem policja użyła gazu łzawiącego. Jak się pani czuje?
MARTA LEMPART: – Dostałam gazem po rękach, po oczach, twarzy. Wciąż mam tę maź we włosach. Ale najgorsze, że tego gazu się napiłam. Boli głowa, pieką oczy. Zmywałyśmy sobie skórę mlekiem, to trochę łagodzi pieczenie. Najgorzej jest z ręką, bo dopiero w nocy, po powrocie do biura zorientowałam się, że tam też dostałam i teraz zmagam się z oparzeniem. Klementyna Suchanow dostała, ucierpiało mnóstwo osób.
Nigdy wcześniej policja nie potraktowała was tak brutalnie jak wczoraj. Tłumaczy dziś, że reagowała na agresywne zachowanie uczestników, a samo zgromadzenie było nielegalne.
– Wczorajszy protest tym różnił się od wcześniejszych, że zastosowaliśmy się do polecania policji, by się rozejść. Do tej pory scenariusz był taki, że policja wzywała do rozejścia, po czym robiła wokół protestujących kordon uniemożliwiając rozejście, więc ludzie zostawali na miejscu. Za to policja wlepiała mandaty albo kierowała sprawy do sądu. W większości przypadków przegrywała. Wczoraj po komunikacie o rozejściu się ludzie postanowili to wykonać mimo otaczającego ich kordonu. Policjanci, przestańcie kłamać, że deeskalujecie cokolwiek, skoro wzywacie nas do rozejścia się, a później uniemożliwiacie nam wyjście.
Co się dokładnie działo?
– Najpierw zamknęli nas w kotle na placu Powstańców. Kordon policji został przerwany w kilku miejscach. Wtedy został użyty wobec nas gaz, zostali nim potraktowani również dziennikarze i posłanka Magda Biejat.
Drugim trudnym momentem był sytuacja, kiedy tajniacy zaczęli wyciągać pojedyncze osoby z tłumu. Tę władzę szczególnie wścieka, kiedy śmiejemy się z TVP. To, że tam wczoraj poszliśmy, i że powtarzamy, że to nie media, a partyjna agencja, budzi ich furię. Stąd szczególnie ostre działania policji właśnie przed siedzibą TVP.
– Wyciągali ludzi z tłumu i dokądś ich wynosili. W pewnym momencie zaczęli nas bić. Najprawdopodobniej informacje, które dostawałyśmy podczas poprzednich marszów, że czają się wokół nas narodowcy, w rzeczywistości dotyczyły tajniaków.
Jeden z nich miał wczoraj pałkę teleskopową.
– I bił nią protestujących. Nie jedyny, bo takich bijących pałkami było więcej. Wybiegali zza umundurowanych funkcjonariuszy, atakowali i znów chowali się za kordonem policji. Policja mówi, że musieli interweniować. Ale to nie były żadne interwencje, to były prowokacje.
Ilu ich było?
– Szacujemy, że ok. 50-60. W pewnym momencie byli doskonale widoczni, zgrupowani po kilku.
Spodziewałyście się ich?
– Tajniacy są zawsze, właśnie po to, by prowokować lub tak jak wczoraj napierdalać ludzi.
Jak interpretuje pani wczorajsze wydarzenia?
– Przed tą demonstracją Jarosław Kaczyński kazał zamknąć całą okolicę wokół Sejmu, obstawił ją barierkami na nieznaną wcześniej skalę i wyznaczył siły policyjne, jakich wcześniej nie widzieliśmy. Gabriela Lazarek pytała wczoraj stołecznych urzędników, czy cokolwiek na temat tej blokady miasta wiedzą. Odbyło się to poza ratuszem.
Kaczyński się przestraszył. Ustawa o policji mówi, że mają prawo odmówić wykonania rozkazów w określonych okolicznościach. I to była taka sytuacja. A jednak kilka tysięcy policjantów zgodziło się na pilnowanie Kaczyńskiego. W momencie, kiedy stanęli przy tych barierkach, stali się policją partyjną.
Rzecznik stołecznej policji tłumaczył dziś rano, że policja musiała użyć siły, bo protestujący byli agresywni.
– Nie byliśmy agresywni. Ale ludzie mają świadomość, że ta policja to już nie służba, która stosuje prawo i chroni obywateli, ale faceci w mundurach działający na rozkazy Kaczyńskiego. I tak teraz będzie, bo policja nie ma autorytetu, nie jest uznawana za służbę państwową, a partyjną.
Czy protestujący bili się z policją?
– Nikt się nie bił z policją, nikt jej nie atakował. Po prostu kiedy ludzie usłyszeli, że mają się rozejść, to starali się to robić. I są relacje w internecie, że to tajniacy rzucali granaty hukowe między karetki.
Jest też relacja w sieci, kiedy przedziera się pani przez tajniaków, oni panią szarpią, a potem jest już ściana umundurowanej policji. – Pobiegłam za człowiekiem, którego bili pałkami. Niestety, nie udało się nam go odzyskać, w chwili gdy rozmawiamy, nie wiemy, co się z nim dalej stało, dokąd go zawieźli. Wiemy o zatrzymanych 23 osobach.
A co wiecie o policjantach prewencji użytych podczas demonstracji?
– Część z nich na pewno była spoza Warszawy, nie wiedzieli nic o topografii miasta.
Byli gotowi do bardzo siłowego rozprawienia się z demonstracją.
– Tak, ale ja nie uważam, że są jacyś „dobrzy policjanci”. Oni są wszyscy tacy sami, wykonują polecenia i są gotowi do wykonania bezprawnych rozkazów. Jak usłyszą, że mają nas napieprzać, to będą to robić.
Jakie będą skutki wczorajszych wydarzeń dla dalszych protestów?
– Dostajemy dużo słów otuchy od osób, które próbują nas wesprzeć. Przekroczyłyśmy kolejną barierę strachu, ludzie coraz mniej się boją.
Ale widzimy też przerażenie Kaczyńskiego, który zdał sobie sprawę, że być może tak będzie wyglądało każde posiedzenie Sejmu do końca kadencji. Sejm jest otoczony barierkami, a on za każdym razem nie będzie wiedział, czy ma większość.
Czy kontaktują się z wami posłowie PiS niezadowoleni z tej sytuacji?
– Nie, ale wiemy, jakie panują wśród nich nastroje. Są zniechęceni, bo oni na to, co się teraz dzieje, się nie pisali, a na pewno nie w takiej skali. Nie chcą uczestniczyć w takim koszmarnym projekcie, w którym przychodzi im brać udział.
Bunt w szeregach wynika też z tego, jak posłowie PiS są traktowani. Nic nie wiedzą, o wielu rzeczach dowiadują się z mediów, czasem, wchodząc na salę obrad, nie mają pojęcia, jak głosować. Muszą się przyglądać temu, co robi pierwszy rząd. Będzie więcej takich sytuacji jak w ostatnich dniach, że ktoś będzie próbował odejść czy założyć własne koło. I dobrze.
Co dalej?
Odliczamy dni do końca roku. Jesteśmy pewne, że degrengolada i bunt w PiS będzie narastać.
•
l