Szpital widmo
– Przyjechałem walczyć z pandemią, a mieszkam w pięciogwiazdkowym hotelu i siedzę w pustym szpitalu – mówi dr M., rezydent, w wywiadzie dla „Polityki”. – Chcę o tym opowiedzieć, bo mi wstyd, że w tym uczestniczę
Powstał na początku listopada. To pierwszy szpital tymczasowy uruchomiony w Polsce. Docelowo ma przyjąć 1,2 tys. pacjentów covidowych. Teraz to 300 łóżek i ledwie 27 pacjentów.
Pacjentów jak na lekarstwo
Powstawał z wielką propagandową pompą. Premier Morawiecki w świetle kamer pokazywał się tu kilka razy. Na stronie kancelarii premiera lista sukcesów: ułożono 45 km przewodów elektrycznych i 5 km rur miedzianych do tlenu, ustawiono 300 łóżek, w tym 45 stanowisk intensywnej terapii.
Rząd zapewniał, że „opieka w tym szpitalu w niczym nie będzie odbiegać od tej w obiektach stacjonarnych. (…) Szpital ma 4 mobilne aparaty RTG, 2 USG, 160 kardiomonitorów, 3 wytwornice tlenu, aż 45 respiratorów i inne specjalistyczne urządzenia”.
Jednak się zaraz okazało, że przyjmowani tu będą jedynie lekko chorzy.
Dr Artur Zaczyński, wicedyrektor szpitala MSWiA w Warszawie i szef szpitala na Narodowym, przyznaje, że kryteria przyjęć są wyśrubowane. – To nowa jednostka, która wymaga dotarcia. Nie możemy przyjąć 300 osób naraz, z których potem połowa umrze – tłumaczy.
Wywiad Pawła Reszki z dr. M. pokazuje, że faktycznie na Narodowym nie ma kogo leczyć. Dr M. nie kryje, że zgłosił się do pracy, by dorobić. – Oszczędzamy z żoną na mieszkanie. Zapisałem się na 84 godz. Za godzinę płacą lekarzowi 200 zł, a takiemu jak mnie – w trakcie specjalizacji – 150 zł. Nieźle. To w sumie ponad 12 tys.
Polowy czy potiomkinowski?
Dr M.: – Zespół podzielony jest na dwie grupy. Jedna pracuje 3 godz., druga odpoczywa. Potem zmiana. Szpital podzielony jest na sektory A, B, C i tak dalej… w każdym po 32 łóżka. W sumie blisko 300 łóżek. Na każdy sektor przypada jeden lekarz plus personel medyczny i pomocnicy: pielęgniarki, ratownicy, sanitariusze, opiekunowie medyczni, sekretarki medyczne. Tylko pacjentów brakuje…
– Na ostatnią trzygodzinną zmianę na przykład na stronę brudną zeszło 5 lekarzy, 12 pielęgniarek, 7 ratowników medycznych. Czyli 24 osoby personelu na 25 chorych. Jeśli zsumować dwie zmiany, to wyjdzie na to, że personelu medycznego jest dwa razy więcej niż chorych – relacjonuje dr M. – A jeszcze salowe, ochroniarze, żołnierze WOT.
W niedzielę rano dr Zaczyński w TVN 24 potwierdził, że na Narodowym leży 27 pacjentów, bo „to szpital zapasowy, a w macierzystej placówce nadal dostępne są łóżka”. Macierzysta placówka to MSWiA w Warszawie.
Opłaca się nie leczyć?
– Szpitale tymczasowe tworzono na całym świecie. Niektóre kraje wykorzystywały je w niewielkim stopniu, w innych bardzo się przydały. Nie wiemy, czy pandemia przybierze na sile w Polsce – mówił Zaczyński. Zapewniał, że szpital jest gotów „odciążyć system”.
PO żąda zwołania specjalnego posiedzenia komisji zdrowia. – Tajemnice szpitala na Narodowym będzie musiała wyjaśnić komisja śledcza – mówi „Wyborczej” Bartosz Arłukowicz, poseł PO, lekarz i były minister zdrowia. – Kto go budował? Czy były przetargi? Jak to możliwe, że temu szpitalowi opłaca się nie leczyć? Te 500 pustych łóżek i 60 niewykorzystanych respiratorów generuje miesięcznie ok. 18 mln zł zysku! Oczekuję, że albo na Narodowym zaczną leczyć pacjentów wymagających respiratorów, albo oddadzą je tym, którzy ich potrzebują i potrafią je obsługiwać.
Wydaje Agora SA nr indeksu 348198
Personelu medycznego jest tu dwa razy więcej niż chorych
DOKTOR M.
„Wyborcza” wielokrotnie pisała, że budowany i otwierany z wielką pompą szpital na Stadionie Narodowym to raczej horrendalnie drogie izolatorium. W sobotę Paweł Reszka, autor reporterskich książek, m.in. o zapaści polskiej służby zdrowia, opublikował wstrząsający wywiad z lekarzem, który tam, pracuje. – Chciałem panu o tym opowiedzieć, bo mi wstyd, że w tym uczestniczę – tłumaczy lekarz.
Pierwsze zaskoczenie Pawła Reszki dotyczy miejsca spotkania z medykiem – to pięciogwiazdkowy Regent Warsaw Hotel (dawniej Hyatt Warszawa) – jeden z droższych w Warszawie. Najtańszy pokój to 325 zł za dobę.
Dr. M. mieszka w apartamencie większym niż mieszkanie, które wynajmuje z żoną. – Salon, sypialnia, wielka łazienka. Nie spodziewałem się tego. Myślałem, że będę mieszkał w kilkuosobowym pokoju. W jakimś akademiku.
Bohater wywiadu mówi, że na Narodowym praktycznie nie ma chorych. – Zdarza się, że jeden z lekarzy był posyłany do sektora C, w którym nie było ani jednego pacjenta – opowiada lekarz.
Dzieje się tak przez wyśrubowane kryteria przyjęć na Narodowy. – Pacjent musi mieć COVID potwierdzony testem PCR albo antygenowym. Nie może mieć ostrych i przewlekłych stanów klinicznych i chorób współistniejących, nie przyjmuje się z niestabilnością krążeniowo-oddechową wymagającą intensywnego nadzoru… – przyznaje lekarz.
Co porabiają lekarze, którzy nie mają kogo leczyć?
– Nudno… Jest internet. Można posłuchać muzyki, obejrzeć coś na YouTube. Samotnie nie jest, bo siedzę tam ja, sekretarka medyczna, ratownik i dwóch strażaków. W sumie 5 osób. Po trzech godzinach schodzimy. Prysznic i wchodzi następna zmiana – opowiada. – Można się przespać w części wypoczynkowej, zjeść obiad albo kolację w zależności od pory. Całkiem dobre jedzenie, które dostarcza firma zewnętrzna. Powiem, że na stadionie karmią nawet lepiej niż w hotelu. Kawa, herbata, czasem nawet piwo bezalkoholowe.
Narodowy nie przyjmuje pacjentów, choć ma kilkaset wolnych łóżek, a inne szpitale odsyłają chorych, bo nie mają wolnych łóżek. Jak to możliwe?
– Nie mam pojęcia, co chodzi. Szpital narodowy jest doskonale wyposażony. Stoi tam tomograf za kilka milionów złotych, drogie aparaty RTG, maszyna do USG, są nowoczesne respiratory, instalacja tlenowa – opowiada lekarz. – Działają urządzenia optiflow do natleniania pacjentów. Taka maszyna dostarcza 50 litrów tlenu na minutę. Więcej niż respirator. Instalacja to wytrzymuje, więc nie w tym problem… Musi pan zrozumieć, że tam zainwestowano ciężkie miliony złotych. Aparaty, przewody, kilometry miedzianych kabli… Wszystko stoi. Gigantyczna kasa. Tyle, że szpital chyba nie jest nastawiony na to, żeby kogokolwiek tam kłaść.
A przecież stawki za leczenie w tym szpitalu są trzykrotnie wyższe niż w innych placówkach. W innych szpitalach, które zajmują się chorymi na COVID-19, stawki za leczenie zależą od stanu pacjenta. Jeżeli chory jest w lepszej kondycji, za dobę opieki nad nim Narodowy Fundusz Zdrowia płaci 330 zł. Jeżeli w gorszej – 630 zł. Tymczasem na Stadionie Narodowym stawka wynosi 1026,40 zł, niezależnie od stanu pacjenta.
– Wiem, to ogromne pieniądze – mówi dr. M. – Tym trudniej się pogodzić z widokiem rzędów pustych łóżek. Ale to nie jest koniec. Na poziomie plus 2 trwa budowa następnych sektorów. Ma być tam ponad 500 łóżek. Więc będzie jeszcze drożej. Nie dziwę się, że personelowi surowo zakazano robienia zdjęć. Nie chcą, żeby ludzie oglądali ten wielki, pusty, smutny obiekt.
Dr. M. mówi, że fatalnie się z tym wszystkim czuje. – Jak frajer. Przyjechałem tu pomagać, ratować ludzi, walczyć z pandemią. Tymczasem mieszkam w 5-gwizdkowym hotelu, siedzę w pustym szpitalu… Czytam komentarze w internecie. Wyszydzają nas. Niesprawiedliwie, bo przecież nikt nie szedł tutaj, żeby się obijać. Wszyscy mieli dobre intencje. Ale trochę szydery nam się należy. Za naiwność. Te konferencje, kamery, występy polityków. Tworzenie Szpitala Narodowego od początku śmierdziało. Jakby przeanalizować na chłodno, można było się domyślić, że chodzi o coś innego niż walka z pandemią. Wystąpiłem w jakimś propagandowym kabarecie i jestem wściekły, bo mnie oszukano.
– To przypadek jednego lekarza, który wyraził swoją opinię. Ja takiej opinii od niego nie słyszałem – odpowiada na te zarzuty dr. Zaczyński. – Czuję się skrzywdzony wypowiedzią pana doktora. Reszta personelu wcale nie jest niechętnie nastawiona do szpitala, jest gotowa, żeby działać.
Szef szpitala polowego na Narodowym tłumaczy, że „szpital jest zorganizowany tak, że są w nim przygotowane łóżka gotowe do przyjmowania pacjentów, natomiast wielkość obsady personelu jest dopasowywana do aktualnych potrzeb wynikających z liczby przebywających w szpitalu pacjentów”.
– Szpital Narodowy w zasadzie nie jest szpitalem, a dużym izolatorium. Tylko taką funkcję spełnia – ocenił w TVN 24 prof. Krzysztof J. Filipiak, kardiolog, były prorektor Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego, przewodniczący Rady Dyscypliny Nauk Medycznych WUM. – Niestety muszę powiedzieć, że to nie było duże zaskoczenie. Rzeczywistość polskich szpitali bardzo różni się od tej kreowanej na konferencjach prasowych.
W niedzielę rano dr Zaczyński w TVN24 opowiadał, że centrum koordynacji ciągle przyjmuje zgłoszenia. – Tych zgłoszeń jest mało – przyznał. – Na początku obserwowaliśmy około 15-20 w ciągu dnia, w tej chwili przy dostępnych miejscach w szpitalach standardowych, tych zgłoszeń jest około 7-8 na dobę.
– Oglądamy dwa alternatywne światy – mówi „Wyborczej” Bartosz Arłukowicz, poseł PO, lekarz i były minister zdrowia. – Ten z kilkuset pustymi łóżkami i 60 nieużywanymi respiratorami na Narodowym i ten z jeżdżącymi na Mazowszu od szpitala do szpitala karetkami z chorymi. W tym drugim SOR-y są przepełnione, a lekarze po dyżurach nie 3-godzinnych, a 24-godzinnych wracają nie do 5-gwiadkowego hotelu, a do domu i drżą o życie swoich bliskich. Kolorowy świat propagandy Morawieckiego zderza się z brutalną prawdą w polskich szpitalach. I mamy ministra zdrowia, który mówi, że można się uśmiechnąć, gdy rośnie liczba dziennych zgonów.