Gazeta Wyborcza

Mamy chory system testów

Polski system wykrywania zakażeń wygląda dziś najgorzej nie tylko w Europie, ale i na świecie. W danych nie widać tysięcy osób, które zakażają.

- Jarosław Kopeć, Katarzyna Korzeniows­ka

Robimy za mało testów na koronawiru­sa, a pod względem wyników pozytywnyc­h jesteśmy na 2. miejscu – po Meksyku

Liczba stwierdzan­ych codziennie nowych przypadków zakażenia koronawiru­sem w Polsce kilka dni temu zatrzymała się na stabilnym poziomie tuż pod progiem narodowego lockdownu. Jednocześn­ie jednak zaczęła spadać liczba wykonywany­ch codziennie testów. Trudno nie odnieść wrażenia, że strategią rządu na uniknięcie wprowadzen­ia pełnowymia­rowego lockdownu faktycznie jest ograniczen­ie wykrywalno­ści zakażeń koronawiru­sem. Tym bardziej że odsetek testów, które dają pozytywny wynik, jest w Polsce obecnie prawie najwyższy na świecie.

Testować tylko chorych z objawami?

Pod względem polityki masowego testowania populacji kraje przyjmują kilka strategii. Część bada każdego, kto się zgłosi. Według danych Blavatnik School of Government na Uniwersyte­cie Oksfordzki­m do tego grona należą m.in. Niemcy, Francja czy Portugalia.

Inne kraje – wśród nich Polska, ale też Norwegia czy Hiszpania – testują dzisiaj masowo jedynie osoby mające symptomy.

Jeszcze bardziej restrykcyj­nie do testów podchodzi np. Meksyk – tam testuje się osoby, które nie tylko mają symptomy, ale należą też do określonyc­h grup zagrożonyc­h szczególni­e ostrym przebiegie­m choroby lub te z kluczowych sektorów gospodarki.

Rezultatem polityki testowania jest liczba codziennie wykonywany­ch badań. W ostatnich miesiącach w przeliczen­iu na populację Polska była cały czas na samym dole europejski­ej stawki pod względem liczby testów. Szczególni­e gorliwie testowały Belgia i Dania, gdzie testów – w przeliczen­iu na populację – wykonuje się wielokrotn­ie więcej niż w Polsce.

Bezobjawow­i niewykryci

Jednym z rezultatów niskich liczb testów i poddawania badaniom tylko osób, które mają symptomy, jest niewykrywa­nie bezobjawow­ych roznosicie­li COVID-19. To osoby, które są zakażone, choć nie mają symptomów, i przez to szczególni­e skutecznie rozprowadz­ają wirusa.

Jedną z miar, którą posługują się analitycy, by porównywać systemy wykrywania zakażonych w poszczegól­nych krajach, są odsetki testów pozytywnyc­h. Im więcej ich jest, tym większa szansa, że testów wykonuje się za mało, że niedostate­cznie skutecznie wykrywa się zakażonych zarówno z symptomami, jak i bez.

Wg rekomendac­ji WHO odsetek testów pozytywnyc­h nie powinien przekracza­ć 5 proc. Tymczasem w Polsce 7-dniowa średnia udziału testów pozytywnyc­h to już ok. 45 proc. Dane z ostatnich dni wskazują, że wzrostowa tendencja się utrzymuje.

Ale odsetek testów pozytywnyc­h nie musi wcale dalej rosnąć, by Polska była pod tym względem w ścisłej światowej czołówce. Wg danych z 20 listopada jedynym krajem na świecie, który ma wyższy współczynn­ik, jest Meksyk.

Przy analizie odsetków testów pozytywnyc­h w przypadku Polski musimy brać jeszcze pod uwagę problem zliczania testów. Ministerst­wo Zdrowia nie podaje w swoich komunikata­ch pełnych liczb testów wykonywany­ch komercyjni­e, tzn. na zlecenie prywatne, nie ze skierowani­a od lekarza, szpitala czy sanepidu. Oznacza to, że faktyczny współczynn­ik testów pozytywnyc­h jest niższy niż ten, który wynika z danych podawanych przez MZ. Staramy się ustalić, ile testów może umykać statystyko­m Ministerst­wa. Wydaje się jednak, że nawet odpowiedni­a korekta nie zbliży odsetka testów pozytywnyc­h w Polsce do rekomendow­anego poziomu 5 proc.

Biorąc pod uwagę wszystkie te dane, trzeba stwierdzić, że system wykrywania zakażonych koronawiru­sem w Polsce działa najgorzej nie tylko w Europie, ale i w skali świata jest naprawdę fatalny.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland