Ferie zimowe w domu
Szkoły zamknięte od Bożego Narodzenia. Ferie w domach od 4 do 17 stycznia. Nauczyciele raczej zadowoleni, rodzice nie ►
Szkoły zamknięte do Bożego Narodzenia. Ferie w domach od 4 do 17 stycznia. Nauka w zależności od sytuacji w regionie – hybrydowa dla wszystkich lub zdalna dla starszych i stacjonarna dla klas 1-3. Nauczyciele raczej zadowoleni, rodzice nie.
– Zdecydowaliśmy, że szkoły będą zamknięte do 23-24 grudnia, ferie będą skumulowane w jednym okresie od 4 do 17 stycznia – zapowiedział premier i przedstawił plan działań rządu wobec koronawirusa pod hasłem „100 dni solidarności”. Zakłada on trzy etapy:
• etap odpowiedzialności (będzie obowiązywał od 28.11. do 27.12),
• etap stabilizacji, czyli powrotu do podziału Polski na trzy nowe strefy – czerwoną, żółtą i zieloną (najwcześniej od 28.12 – zależnie od sytuacji epidemicznej),
• ewentualna kwarantanna narodowa (która zostanie wprowadzona w ostateczności, kiedy trzeba będzie natychmiast i radykalnie ograniczyć transmisję wirusa w społeczeństwie).
Co ważne, od 28 grudnia obowiązuje również plan dla szkół: w strefach zielonej i żółtej będzie obowiązywać nauczanie hybrydowe, a w strefie czerwonej edukacja stacjonarna dla klas 1-3, a dla reszty – zdalna. Jeśli więc strategia „100 dni solidarności” po I etapie przyniesie dobre rezultaty i rząd nie wprowadzi kwarantanny narodowej, klasy 1-3 wrócą do nauki stacjonarnej lub – razem z resztą oddziałów – do hybrydowej.
Premier zaapelował również, żeby nie zamawiać żadnych wyjazdów na ferie do Austrii ani do Polski i wspomniał, że o branżę hotelarską rząd zatroszczy się w inny sposób. W tym roku szkolnym uczniowie nie wyjadą w góry. Będzie obowiązywać zakaz organizowania wyjazdów na ferie zimowe.
Przerwa w nauce w całym kraju będzie trwać od 4 do 17 stycznia 2021 r., ale dzieci pozostaną w domach. W niedzielę wicepremier Jarosław Gowin dodał, że „skoro branża turystyczna i hotelarska jest zamknięta, to wydaje się rzeczą samo przez się oczywistą, że będzie to dotyczyć również wyciągów narciarskich”.
„Co, jeśli wszyscy weźmiemy urlop”?
Rodzice są rozżaleni decyzjami rządu. – To najgłupszy pomysł świata – mówi pani Zuzanna z Warszawy. – Przez miesięczną przerwę mój syn, który chodzi do drugiej klasy, zapomni wszystkiego, czego się nauczył. Cała tabliczka mnożenia mu wyparuje. A moja córka, ósmoklasistka, która i tak jest mocno zestresowana egzaminami, też wolałaby mieć te lekcje, by powtarzać materiał – wyjaśnia.
Pani Zuzanna zwraca też uwagę, że przez miesięczną przerwę będzie problem z załatwieniem sobie urlopu w pracy. – Nikt w mojej zachodniej korporacji nie da mi czterech tygodni wolnego z rzędu. Gdy ktoś planował długi urlop, musiał mieć pozwolenie na pół roku wstecz. Ja na ferie zwykle brałam tydzień, na drugi zapisywałam dzieci na półkolonie. Teraz może nie być takiej opcji. Nie wiem, co zrobię. Będę musiała wrócić do pracy zdalnej, a dwoje moich dzieci będzie snuło się po mieszkaniu, albo grało w gry. Do dziadków ich nie wyślę, bo przecież chronimy seniorów – zauważa.
Pani Anna z Krakowa, mama ósmoklasisty, wolałaby, żeby ferii w ogóle w tym roku nie było. – Dzieci i tak dużo straciły na edukacji zdalnej, a egzamin już za pasem – uważa i rozważa urlop, bo ma również młodszą córkę, ale nie jest pewna, czy pracodawca zezwoli na miesięczną nieobecność. – A co, jeśli wszyscy rodzice o to go poproszą? Zakład stanie? I to nie tylko u nas, ale w całej Polsce? Dlaczego rząd robi sobie kwarantannę narodową za darmo, bez zasiłków, za to naszym kosztem, wykorzystując przy tym ferie? – pyta.
ZNP: W końcu decyzja oparta na głosie ekspertów
Zapytaliśmy też praktyków o zdanie. – Moim zdaniem to dobre rozwiązanie. Liczyłam, że ktoś na to wpadnie – mówi Magdalena Grzeszkiewicz-Brzęcka, polonistka z SP nr 15 w Koninie. – W ten sposób dzieci mają prawie miesiąc ferii i czas, żeby odpocząć. A potem wrócić do uczenia się. Miejmy nadzieję, że po 17 stycznia będziemy mogli wrócić do normalnej nauki – mówi i dodaje: – Trochę jednak nie wierzę, że unikniemy wyjazdów na ferie.
Tego samego zdania jest polonistka ze Wschowy. – Uważam, że ferie powinniśmy mieć wszyscy razem. Na pewno nie wpłynie to negatywnie na pracę szkół. Termin wakacji też jest tylko jeden – uważa Kornela Musiał.
Prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego Sławomir Broniarz zaznacza, że decyzja o kontynuowaniu nauki zdalnej do świąt podzieliła nauczycieli. – To decyzja kontrowersyjna, bo nauczyciele tęsknią za szkołą i normalną pracą, ale skoro jest obawa, że uczniowie jednak zakażają, są nosicielami wirusa i nie jest tak, jak chciał minister Dariusz Piontkowski, że „mury nie zakażają”, to jest to dobra decyzja – ocenia i przypomina, że otwarcie szkół wiąże się z transportem, logistyką i przemieszczaniem się 4,5 mln uczniów w całym kraju. – Po raz pierwszy usłyszeliśmy z ust premiera decyzję, która nie jest oparta na podszeptach polityków, tylko na ocenach ekspertów, którzy wiedzą, co mówią – ocenił.
Po raz pierwszy usłyszeliśmy z ust premiera decyzję, która nie jest oparta na podszeptach polityków, tylko na ocenach ekspertów, którzy wiedzą, co mówią
SŁAWOMIR BRONIARZ prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego
Broniarz podkreślił jednak, że przy decyzji kontynuacji nauki zdalnej nauczyciele wciąż są pozostawieni sami sobie. – Nadal nie widać ze strony rządu chęci pomocy szkołom. Usłyszeliśmy od pana dr. hab. Przemysława Czarnka, że 1 mld zł, w tym 300 mln na 500-złotowe dotacje dla nauczycieli na sprzęt komputerowy, to najwyższa dotąd kwota, jaka została zainwestowana w edukację. Jeśli porównać to z 2 mld zł na TVP, to widzimy, jak oświata w tym kraju jest niedoinwestowana. Jeśli zdalne lekcje mają trwać dłużej, to będą one dźwigane głównie na barkach nauczycieli – dodał.
Co z klasami 1-3?
Z kolei Iga Kazimierczyk z fundacji Przestrzeń dla Edukacji zwraca uwagę, że kolejne zdalne tygodnie mogą być trudne dla klas 1-3. – Dla wielu tych dzieci brak nauki stacjonarnej oznacza jej brak w ogóle. Na tym etapie chodzi głównie o nabywanie kompetencji w grupie rówieśniczej, czekanie na swój głos itd. Tego nie da się zrobić przez ekran – mówi.
Jednocześnie Kazimierczyk uważa, że już nie ma innego wyjścia. – To mleko już się rozlało. Gdyby premier we wrześniu posłuchał ekspertów i środowiska oświatowego: nauczycieli i dyrektorów, a nie brnął w teorię ministra Dariusza Piontkowskiego, że mury nie zakażają, edukacja w klasach początkowych pewnie wyglądałaby dziś inaczej – ocenia Kazimierczyk. Na antenie
TVN24 dodała, że może można by w ogóle zrezygnować z ferii, skoro dzieci mają duże zaległości w nauce przez naukę zdalną.
Dlaczego nie posłuchano nas we wrześniu?
Marek Pleśniar z Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty również zwraca uwagę, że w okresie do świąt klasy 1-3 będą najbardziej poszkodowane. – Trzeba monitorować sytuację pod ich kątem. Nauczyciele zgłaszają, że można by tak zorganizować dla nich pracę, by uczniowie byli maksymalnie oddaleni, bo mieliby całe szkoły dla siebie. Ale nie możemy zapominać też o mobilności związanej z dojazdem do szkoły – mówi Pleśniar i zwraca uwagę, że rząd wcale nie chciał podjąć decyzji związanych z nauką zdalną. – Od początku parł w zupełnie innym kierunku, chwalił się, ile to szkół pracuje stacjonarnie, minister Piontkowski wygłaszał słynne słowa o murach, które nie zakażają. My w tym czasie na podstawie opinii ekspertów apelowaliśmy, by opóźnić rok szkolny, by zezwolić na pracę hybrydową. Gdyby nas posłuchano, pewnie teraz klasy 1-3 dałoby się ocalić i mogłyby do świąt pracować stacjonarnie – mówi Pleśniar.
I dodaje: – Chyba jednak nie ma lepszego wyjścia. Rodzice nie będą zadowoleni z tych decyzji. To pewne. Ale władza rozsądniejszych rozporządzeń wydać nie mogła. Po prostu nie mamy już kart w rękach. Nikt nie ma. Musimy przetrwać ten czas.