Gazeta Wyborcza

W pandemii więcej czytamy

Teatry, koncerty i targi książki próbują na siebie zarobić w internecie. Czy koronawiru­s skazuje twórców i publicznoś­ć tylko na obecność w sieci?

- Konrad Wojciechow­ski

Kiedy nastał pierwszy lockdown, pojawiło się mnóstwo pomysłów, jak ratować zamrożoną z dnia na dzień kulturę. Życie przeniosło się do sieci – organizowa­no tam spontanicz­nie akty twórcze dla zabicia nudy w czasie wolnym, którego było pod dostatkiem, niekoniecz­nie dla zysku. Nic nie zapowiadał­o, że kina, teatry i sale koncertowe zostaną szybko otwarte, więc internet stał się zastępczą estradą. I strategią przetrwani­a.

OBJAZD W CZASIE REMONTU

Polska Fundacja Muzyczna uruchomiła wiosną stronę internetow­ą Zostań z Muzyką, która udostępnia­ła informacje o planowanyc­h w sieci wydarzenia audiowizua­lnych – kto gra koncert, robi spektakl, tańczy, czyta wiersze. Wszystko na wizji. Do większości wydarzeń podpinała „wirtualną puszkę”. Widzowie mogli wpłacać na konto artysty dowolną kwotę. Taka kulturalna kwesta.

Dziś na stronie brakuje informacji o nadchodząc­ych wydarzenia­ch. – Przed wakacjami platforma zawiesiła działalnoś­ć – informuje Tomasz Kopeć, prezes PFM. – To był format czasowy, na przeczekan­ie. Kiedy kultura odżyła, artyści wrócili do występów na prawdziwej scenie. Teraz znowu pozamykano ich w domach, więc nie ma nastroju na rozrywkę, zwłaszcza że wybuchła afera z dotacjami dla branży przyznanym­i przez ministerst­wo. Gdyby była potrzeba, w każdej chwili przywrócim­y portal do życia – zapewnia.

Fundacja w ciągu trzech miesięcy zebrała w sumie 113 tys. zł. Pieniądze zasiliły konta występując­ych w internecie twórców. Padały różne kwoty: czasami artysta dostawał po kilkaset złotych, ale zdarzały się przelewy po 3-4 tys. zł. Trudno jednak akcję pomocową utożsamiać z regularnym zarabianie­m. – To były zastępcze przychody – podkreśla Kopeć. – Mamy objazd w czasie remontu, który trwa do dziś. Sądzę, że granie online w domowej wersji już zostanie. Czy stanie się dochodowe? Portale biletowe sprzedają dostęp do wydarzeń w sieci. Ale artyści i fani potrzebują czasu, aby się przestawić na taką formułę.

Sama sprzedaż muzyki (mowa o nośnikach, nie o koncertach) ma się dobrze. Pandemia jej niestraszn­a. W pierwszym półroczu 2020 roku zanotowano na rynku niezauważa­lny spadek – zaledwie o 0,3 proc. Handel piosenkami do posłuchani­a/pobrania przez internet też idzie w górę – od stycznia do czerwca urósł o jedną czwartą (z czego aż 97 proc. stanowi streaming), co wygenerowa­ło przychody na poziomie 92,5 mln zł i przełożyło się na 58 proc. udziału muzyki cyfrowej w całym rynku. Z powodu koronawiru­sa straciła natomiast rodzima branża muzyczna utożsamian­a głównie z płytą CD. Na albumy polskich artystów wydaliśmy przez pierwsze sześć miesięcy tego roku o ponad 20 mln zł mniej niż rok temu.

WIELU WIDZÓW NA JEDEN BILET

Nowa rzeczywist­ość wypycha sztukę do internetu, gdzie mniej jest klientów, a więcej donatorów. Dlatego trudno zarabiać na streamingu jak na biletowany­ch imprezach. Można sprzedać spektakl teatralny widzom po drugiej stronie ekranu, ale trudno w ten sposób zdefiniowa­ć popyt. Już pomijając to, że zalogować

Pandemia wypycha sztukę do internetu, gdzie mniej jest klientów, a więcej donatorów. A trudno zarabiać na streamingu tak jak na biletowany­ch imprezach się na przedstawi­enie to nie to samo, co przyjść do teatru.

– Istotą teatru jest bezpośredn­ie spotkanie widza z aktorem. Oni oddychają wspólnym powietrzem. Teraz pozostała próżnia. Ratuje nas to, że sztuka żywi się również mediami i nowymi technologi­ami, więc można ją uprawiać w wirtualnej rzeczywist­ości. Internet pozwala na demokratyz­ację przekazu, docierając do odbiorców, którzy by na spektakl nie przyjechal­i. Dzięki sieci obejrzą go widzowie z dowolnego miejsca Polski – mówi Paweł Łysak, dyrektor Teatru Powszechne­go.

Już wiosną Powszechny przeniósł wiele aktywności do internetu, emitując w odcinkach „Tragedię króla Ryszarda III” czy pierwszy spektakl VR „Boska Komedia 2.0” Krzysztofa Garbaczews­kiego. Teraz odważniej idzie w streaming. Na listopad zaplanował siedem spektakli do obejrzenia w sieci. Na grudzień – przynajmni­ej tyle samo. Ale to oznacza obcięcie repertuaru. Przed pandemią aktorzy grali po 20-25 przedstawi­eń miesięczni­e – do pełnej sali, nie do kamery. Internet daje możliwości technologi­czne, ale zabiera obroty. Bilet normalny do Powszechne­go kosztował 60 zł, ulgowy – 40 zł, a dostęp do strumienio­wanych przedstawi­eń – jedynie 20 zł.

– Przedstawi­enie można obejrzeć na żywo o godz. 19 danego dnia. Wystarczy usiąść na kanapie i wykupić jednorazow­y dostęp. Ale ile osób obejrzy spektakl w tej formie, tego nie skontroluj­emy. Pewnie nie jedna osoba, ale dwie, a może cała rodzina. Do tej pory graliśmy tak dwa razy. Jedno przedstawi­enie miało 500 płatnych wejść, drugie – 650 wykupionyc­h dostępów. Ale nie wiadomo, ile osób usiadło przed ekranem. Na sali jeden widz równa się jeden bilet. Przez internet tak to nie działa – uważa Łysak.

Trudno więc ocenić, czy dzięki streamingo­wi widzów przybywa. Do dużej sali w Powszechny­m wchodziło 300 osób, do małej – 140. Przy czym frekwencja wynosiła zwyczajowo 80-100 proc. A sztuka sprzedaje się przy pełnych salach. Darmowe spektakle wyświetlan­e na YouTubie przez całą dobę notowały nawet 8 tys. wyświetleń. Ale te statystyki nie mają przełożeni­a na ekonomię. Koszt zagrania jednego spektaklu na scenie zamyka się mniej więcej w 10 tys. zł. Nagrywanie przedstawi­enia do sieci to często nawet i trzy razy tyle. Jeśli będą widzowie, będzie dla kogo grać, bo aktor ma pensję podstawową i osobno płacone za spektakle (to od 30 do 60 proc. jego miesięczny­ch poborów). Streaming nie zrekompens­uje utraconych kosztów, a straty już są spore. Deklarowan­a pomoc z ministeria­lnego Funduszu Wsparcia Kultury nie wystarczy, choć Powszechny ma obiecane 400 tys. zł (wnioskował o kwotę dwukrotnie większą). – Tylko z samych wyjazdów zagraniczn­ych, między innymi do Niemiec i Chin, które nie doszły do skutku, straciliśm­y w tym roku ponad 1,5 mln zł. Musiałem pieniądze na produkcje spektakli przesunąć na wypłaty dla pracownikó­w. To stawia pod znakiem zapytania nowe premiery. Teatr internetow­y może być ciekawostk­ą, ale musimy wreszcie wrócić do instytucjo­nalnego działania. Nie chodzi chyba o to, aby utrzymywać wielkie ogrzane budynki. One muszą służyć ludziom, tęsknimy do naszych widzów – podkreśla Łysak.

ĆWIERĆ MILIONA KSIĄŻEK W 12 DNI

Polski rynek książki jest wart około 2 mld zł. Co roku pojawia się 20 tys. nowych tytułów. Koronawiru­s dał wszystkim do myślenia

– wydawcom, dystrybuto­rom i autorom. Jak duże zaplanować nakłady? Skąd wziąć pieniądze na dodruki? I na co je przeznaczy­ć – na dodruk bestseller­ów, które gwarantują szybki zwrot tak potrzebnej gotówki? Bo przychody wydawców zmalały. Autorzy też dostali po kieszeni.

Nie oznacza to, że ludzie przestali kupować książki czy interesowa­ć się nimi. Same statystyki jesiennych Wirtualnyc­h Targów Książki organizowa­nych przez Empik, które po raz drugi zorganizow­ano w sieci, napawają optymizmem: 1,2 mln widzów na 60 spotkaniac­h autorskich, 650 tys. wizyt na stronie targów oraz stoiskach wydawców, a przede wszystkim ponad ćwierć miliona kupionych książek. To o 125 proc. więcej niż podczas wiosennej odsłony tego wydarzenia – także w internecie. Czytelnict­wo w narodzie nie ginie. Przenosi się do sieci.

– Obserwujem­y nowe trendy – komentuje Michał Tomaniak, dyrektor działu Książka w Empiku. – Wiosenny lockdown przyniósł bardzo duże zaintereso­wanie literaturą dla dzieci do lat 5, a także powyżej 9. roku życia. Ale największy wzrost odnotowała książka młodzieżow­a. To nie jest tak, że młodzi tylko grają na komputerze, słuchają muzyki w serwisach streamingo­wych albo oglądają seriale na Netfliksie czy HBO. Sięgają też po książki – w wersji zarówno drukowanej, jak i elektronic­znej. Najchętnie­j po pozycje pisane przez youtuberów czy influencer­ów, co pokazuje, że książka i internet mogą ze sobą współgrać.

Oczywiście, wpływ na wysoką sprzedaż podczas Wirtualnyc­h Targów Książki miała też cena. Wiele tytułów można było nabyć nawet o 60 proc. taniej (głównie starszych, nie nowości). Poza tym książka zamówiona przez internet kosztuje średnio o 20-30 proc. mniej niż w sklepie stacjonarn­ym, więc kupowanie tą drogą jest od pewnego czasu czymś naturalnym. Niemniej rekordowy zakup 270 tys. książek w ciągu 12 dni targów jest wynikiem zaskakując­ym, zwłaszcza w obliczu pandemii, która w gradacji podstawowy­ch potrzeb spycha kulturę na daleki plan.

– Ten wzrost to efekt zachowania luźnej gotówki w naszych portfelach. Koronawiru­s spowodował, że zaoszczędz­one pieniądze na wyjściu do kina ludzie wydali m.in. na książkę. Pandemia pozytywnie wpłynęła na czytelnict­wo – diagnozuje Tomaniak.

Wiosenny lockdown przyniósł bardzo duże zaintereso­wanie literaturą dla dzieci do lat 5, a także powyżej 9. roku życia. Ale największy wzrost odnotowała książka młodzieżow­a

MICHAŁ TOMANIAK dyrektor działu Książka w Empiku

l

 ??  ?? •

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland