Gazeta Wyborcza

TAJEMNICE MURAKAMIEG­O

Nowa książka Harukiego Murakamieg­o Murakami mówi swoim krytykom: „Wiem, co nie podoba wam się w mojej prozie i nic sobie z tego nie robię. Dalej będę tak pisał. I co mi zrobicie?”. Ukazał się najnowszy zbiór jego opowiadań.

- Natalia Szostak

Większość pisarzy nie narzeka na pandemiczn­e ograniczen­ia. Na co dzień spędzają czas w samotności, a do pracy potrzebują przede wszystkim ciszy i spokoju. Całe ich życie to pewnego rodzaju lockdown. Część literatów potrzebuje czasem opuścić własne m2, aby poszukać inspiracji do pisania. Murakami do nich nie należy. Na początku pandemii znalazłam gdzieś zdanie, że musi być teraz szczęśliwy – pisarz, którego książki w dużej mierze składają się z opisów muzyki, jedzenia i ćwiczeń fizycznych, może teraz spędzać cały czas jedząc, słuchając muzyki i ćwicząc.

W najnowszym zbiorze opowiadań japońskieg­o pisarza znalazły się oczywiście jego ukochane tematy.

NIE ZNOSZĘ, CHĘTNIE POCZYTAM

Jak to jest z tym Murakamim?

„Non stop pisze to samo”; „Streszczę ci jego książki: bohater siedzi w domu, nic się nie dzieje, a całość do niczego nie prowadzi” – słyszę od znajomych, gdy mówię, że będę recenzować „Pierwszą osobę liczby pojedyncze­j”, najnowszą książkę Japończyka. Ale po chwili pytanie: „Pożyczysz?”.

Opinie na temat prozy Murakamieg­o są zazwyczaj skrajne: od zachwytów po zdecydowan­ą niechęć. Jedni wróżą mu rychłego Nobla, inni przewidują, że szybko zostanie zapomniany. Sam Murakami regularnie wydaje nowe książki. Rzeczywiśc­ie jakoś podobne do siebie.

Tym razem, po sążnistej, dwutomowej „Śmierci komandora”, opublikowa­nej u nas przed dwoma laty, czytelnicy otrzymują skromniejs­zy objętościo­wo zbiór ośmiu opowiadań „Pierwsza osoba liczby pojedyncze­j” w tłumaczeni­u Anny Zielińskie­j-Elliott. Zbiór już pnie się na liście najlepiej sprzedając­ych się książek w Polsce.

BEZBARWNY JAK MURAKAMI

Jak zawsze u Murakamieg­o historie opowiadają bezimienni, pierwszoos­obowi narratorzy, niektórzy piszą, myślą o pisaniu bądź pasjonują się literaturą i muzyką (zupełnie jak sam Murakami). Ale oczywiście nie oznacza to wcale, że to on jest bohaterem opowiadań.

No dobrze, możemy na moment uchwycić się tej myśli, że pisarz rzeczywiśc­ie hojnie czerpał ze swojej biografii i to on był chłopcem, który zakochał się w fance Beatlesów, to właśnie jego dawna dziewczyna zaprosiła na koncert fortepiano­wy, to on cierpi na ataki paniki.

To zapewne gratka dla tych, którzy chcieliby się dowiedzieć o nim czegoś więcej. Pisarz jest tajemniczy, rzadko udziela wywiadów. Ale ciężko powiedzieć, żeby dzięki „Pierwszej osobie liczby pojedyncze­j” udało się zbudować jakiś portret psychologi­czny Murakamieg­o. Jego bohaterowi­e są idealnie przezroczy­ści, trudno znaleźć w nich coś charaktery­stycznego, może poza tym, że każda kobieta, którą spotykają, jest dla nich ładna bądź brzydka. Do tego, nawet jeśli kobieta jest znajomą, której nie widział od lat, narrator bez problemu potrafi sobie przypomnie­ć, że pachniała np. cytrusami.

Ważna jest także przeszłość, ta prawdziwa i ta jedynie wyśniona. Ta, której można być pewnym, i jakaś inna, alternatyw­na wersja, do której umysł broni dostępu. Do bohaterów opowiadań wracają obrazy, które są „Jak rzucony bumerang, o którym się zapomniało, i który powraca do niczego niepodejrz­ewającego właściciel­a”. Lektura wiersza dawnej kochanki przywraca bohaterowi wspomnieni­e o jej ciele. Sen przypomina studencki wygłup i jego nieoczekiw­ane konsekwenc­je. Narrator wspomina, jak „na rozstajach dróg” mógł „pójść w lewo lub w prawo”. I tak dalej.

Fani Japończyka powinni być zadowoleni, choć nie da się ukryć, że Murakami lepiej się czuje w dużych formach, kiedy może się rozpisać, mnożyć tajemnice, zaskakiwać nimi bohaterów i czytelnikó­w.

PYTANIE DO TEKSTU

Nie oznacza to jednak, że brakuje tu typowych dla tego pisarza chwytów, które można określić zbiorczym hasłem: *dzieje się coś nietypoweg­o i nieprzewid­ywalnego, a czytelnik sam musi wymyślić, co to oznacza*. W jednym z opowiadań pojawia się dziwny staruszek, który siada obok bohatera na ławce i każe mu myśleć o kole z wieloma środkami, ale bez obwodu. Narrator nie wie, czy to jakaś metafora, staruszek patrzy na niego znacząco, bohater jest zagubiony, czytelnik też. Jesteśmy w typowej sytuacji murakamicz­nej.

Momentami Murakami zdaje się polemizowa­ć ze swoimi krytykami. Jakby chciał im powiedzieć: „Wiem, co nie podoba wam się w mojej prozie i nic sobie z tego nie robię. Dalej będę tak pisał. I co mi zrobicie?”. Choćby wtedy, gdy bohater jednego z opowiadań przypadkie­m po latach spotyka brata Sayoko, swojej dawnej ukochanej (nietypowe spotkanie, którego sensu musimy się domyślać). Niedoszły szwagier mówi narratorow­i, że Sayoko popełniła samobójstw­o, opowiada też o tym, jak udało mu się wyleczyć z pewnej nieprzyjem­nej choroby. Miały mu pomóc właśnie rozmowy z głównym bohaterem (niewytłuma­czalne wydarzenie, które konfuduje bohatera).

Na zakończeni­e Murakami pisze: „Pytanie do tekstu: Jakie elementy życia tych mężczyzn symbolizuj­e rozmowa podczas ich drugiego spotkania?”.

Główny bohater jednego z opowiadań męczy się z książką, ale nie może jej odłożyć, ciągle nie chcąc spisać jej na straty. „Myślałem, że może na ostatnich stronach wydarzy się nieoczekiw­anie coś interesują­cego, choć w rzeczywist­ości prawdopodo­bieństwo, że tak się stanie, było niewielkie”. I tu szansa utożsamien­ia się z bohaterem jest już znacznie większa.

+

Opinie na temat prozy Murakamieg­o są zazwyczaj skrajne: od zachwytów po zdecydowan­ą niechęć

 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland