Wielkie kłamstewko o wielkiej szachistce
A jednak się kręci
Szachy nie tylko nie zachorowały na COVID-19 – w przeciwieństwie do innych sportów, krztuszących się potwornym chaosem – ale dzięki pandemii wręcz ożyły, ponieważ uciekły do online, gdzie arcymistrzowie wywijają awatarami skoczków i gońców nawet intensywniej niż wcześniej, rywalizacja wcale nie straciła na atrakcyjności, konkurencja innych dyscyplin na wiele miesięcy całkiem zniknęła. A u schyłku cudownego roku 2020 królewskiej grze hołd złożył jeszcze Netflix, inny beneficjent odebrania nam niewirtualnej rzeczywistości.
Tytułowy „gambit” można przyjąć lub go nie przyjąć (to rozpoczęcie partii od poświęcenia figury dla uzyskania przewagi pozycyjnej), ten przyjął się wszędzie, liderował rankingom najchętniej oglądanych seriali na wszystkich kontynentach, od Bangladeszu i Rosji, przez Arabię Saudyjską i Szwecję, po Nigerię i Argentynę. Nic zaskakującego, opowiastka o dziewczynce z sierocińca, która dzięki woźnemu zakochuje się w szachach, przezwycięża seksizm środowiska oraz swoje nałogi, i pokonuje mistrza świata, spełnia definicję megahitu w każdym kadrze. Aktorka Anya Taylor-Joy uroczo gra i uroczo wygląda, bajkowy los genialnego dziecka jak zwykle wzrusza, ciepłe zdjęcia i scenograficzna dbałość o oddanie realiów epoki robią klimat, a alkoholizm i uzależnienie od farmakologicznych uspokojaczy bohaterki nastroju nie psują, bo przedstawia się je jako fabularną mikroprzeszkodę, nie życiową tragedię.
Przelukrowane, łatwo przyswajalne miziu-miziu.
Anya Taylor-Joy jako Beth Harmon w serialu ”Gambit królowej”
Poza realizacyjną starannością ponad przeciętność wynosi ten banał wiarygodność wszystkiego, co dzieje się na szachownicy. Renomowani gracze – amatorscy zresztą też – przyzwyczaili się, że filmowcy ich poczuciem smaku gardzą, kierując kamerę na nonsensowne konfiguracje bierek, każąc ekranowym mistrzom wykonywać idiotyczne ruchy, wkładając im w usta dziwaczne dialogi, zmyślając turniejowe regulaminy etc. Tuż przed wybuchem pandemii zirytowani wychodziliśmy wszak z polskiej „Ukrytej gry”, również umieszczonej w czasach zimnej wojny.
Aż wreszcie zostaliśmy potraktowani poważnie. Owszem, twórcy „Gambitu” poszli na przydatne dramaturgicznie kompromisy – szachiści na wysokim poziomie klasyczne partie najczęściej remisują (tymczasem Beth wyłącznie wygrywa lub przegrywa), nie zdumiewają się ruchem poprzedzającym mata (nadciągające zagrożenie dostrzegają zawczasu), przy poddawaniu się nie przewracają króla. Polskojęzyczni szczególarze mogą też prychnąć na sam widok naszej wersji tytułu, bo „gambit królowej” nie istnieje, podobnie jak „królowa” – istnieje „gambit hetmański” i „hetman”.
To jednak drobiazgi, cała reszta pozostaje w harmonii z prawdą szachownicy. Znany analityk i popularyzator Antonio Radić wykopał nawet z archiwów pierwowzór partii, która puentuje serial, i odkrył, że rozgrywkę Wasyla Iwanczuka z Patrickiem Wolffem z 1993 roku w filmie... zmodyfikowano, by dodać jej powabu.
Co uzmysławia bezcenny, niedostępny innym sportom atut, jaki posiadają szachy jako materiał na fabularną fikcję – otóż nie sposób zasymulować porywający mecz futbolowy czy tenisowy, żaden artysta nie muśnie piłki jak Maradona czy Federer, natomiast każdą partię można odwzorować, ba, można wykreować partię wspanialszą niż jakakolwiek rozegrana przez ludzi. Wystarczy użyć programu AlphaZero, by jeszcze upiększyć arcydzieło z przeszłości. Albo zderzyć AlphęZero z AlphąZero, by pograła sama ze sobą, wyselekcjonować co wykwintniejsze sekwencje posunięć, obłożyć je porywającą historią. Spłakani koneserzy roztopiliby szachownice!
Fantazjuję, ale z czystej fantazji wyjęto też postać Harmon – w rzeczywistości żadna kobieta nie zbliżyła się do pozycji numer jeden na świecie w kategorii open, najwybitniejsza w historii Judith Polgár w szczycie kariery wybiła się na moment na ósme miejsce, najsilniejsza obecnie Hou Yifan plasuje się na 89. pozycji. Sylwetkę Beth inspirowali zresztą głównie męscy giganci z USA, XIX-wieczny Paul Morphy i XX-wieczny Bobby Fischer.
Wspomnianą Węgierkę pokonani mężczyźni niekoniecznie obcałowywali też po rękach, jak w serialu. Wielokrotnie relacjonowała, jak rywale czuli się upokorzeni i tracili kontrolę nad sobą, waląc np. głowami w ścianę; nasłuchała się również chamskich komentarzy, nawet wielki Garri Kasparow, zanim poszedł po rozum do głowy, przypisywał kobiecym umysłom defekt uniemożliwiający matowanie na najwyższym poziomie. Od netflixowej bujdy różni jednak Polgár przede wszystkim podróż, jaką odbyła w dzieciństwie.
Odbyła ją wraz z siostrami, które eksperymentowi poddał ojciec Laszlo, niezwykły pedagog głoszący tezę, że talent jako dar, z którym rodzą się wyłącznie szczęściarze, nie istnieje, że można go wydobyć z każdego człowieka. Swoje córki programował na sukces prawie od niemowlęctwa – edukował je wraz z żoną w domu, wtłaczając im do głów języki obce (angielski, niemiecki, rosyjski i esperanto), zaawansowaną matematykę, a także szachy, na których ostatecznie się skupił. Judit, Zsuzsa i Zsófia traktowały figury jak zabawki, fenomenalnie grały już w dzieciństwie. I wszystkie wtargnęły do światowej czołówki wśród kobiet.
Gdyby ich przypadek zekranizować, moglibyśmy przemycić inną wymowę niż w „Gambicie” – wiarę w potęgę pomyślnego trafu wyrażoną w „zdarzają się wybitne jednostki” zastąpiłoby bardziej konstruktywne „opracujmy system, który w każdym szuka wybitnej jednostki”. Chyba też brzmi ekscytująco?
l