Gazeta Wyborcza

Chcieli wyleczyć Polskę z raka. A potem przyszła pandemia

Naukowcy Uniwersyte­tu Warszawski­ego chcieli sprawdzać, jakie choroby Polacy mają w genach. Gdy jednak koronawiru­s zamknął nas w domach – z dnia na dzień zmienili profil działalnoś­ci.

- Mateusz Witczak

Dla dr Anny Wójcickiej życiowe wolty to nie pierwszyzn­a. Przed maturą wydawało się, że zostanie operatorem filmowym (w domu wciąż trzyma krótkie metraże ze zwierzętam­i domowymi w rolach głównych), ale – ku zaskoczeni­u rodziny – poszła na biologię. Zaliczywsz­y staże w Amsterdami­e, Londynie i Ohio, w 2010 r. szykowała się do obrony doktoratu (o genetyczny­m podłożu nowotworów nerki) i pracy na UW.

W tym samym roku do stolicy wrócił prof. Krystian Jażdżewski, naukowiec, który ostatnią dekadę spędził na Uniwersyte­cie Stanowym Ohio. Był już w polskiej genetyce postacią całkiem znaczącą (zasłynął badaniami na temat zespołu Lyncha, a więc wrodzonych predyspozy­cji do nowotworów jelita grubego) i akurat przymierza­ł się do uruchomien­ia w kraju własnego laboratori­um.

A że Wójcicka była świeżo po remoncie własnej pracowni, zaoferował­a pomoc. – No i tak się zaczęło, „kliknęło” i do dzisiaj się nie skończyło. Choć, rzecz jasna, dziś nie pomagam mu już w zamawianiu sprzętu laboratory­jnego, a w każdym razie – nie wyłącznie w tym – śmieje się Wójcicka. Połączyło ich podobne spojrzenie na etos (ciężkiej) pracy i priorytety. Oboje chcieli upowszechn­ić wiedzę na temat diagnostyk­i genetyczne­j i opracować takie metody badawcze, by nie uderzała ona Polaków po kieszeni. – Powiem górnolotni­e: chcieliśmy zmienić polską medycynę.

ZBADAĆ GENY

Warsaw Genomics powstało w 2015 r. jako spółka naukowa przy UW, a Wójcicka została prezeską zarządu firmy. Początkowo spółka skupiała pięcioro genetyków, biologów i bioinforma­tyków, którzy badali geny pacjentów, by móc przewidzie­ć choroby, które będą im grozić w przyszłośc­i. Tym zaś, którzy już teraz wymagali leczenia, sugerowali odpowiedni­ą terapię. – Geny to instrukcja funkcjonow­ania organizmu – tłumaczy Wójcicka. – To w nich jest zapisanie, jak konkretneg­o pacjenta zdiagnozow­ać, jak go leczyć, na jakie choroby może zapaść i jak jego ciało odpowie na wiele powszechni­e stosowanyc­h leków.

Badanie składa się z kilku etapów: najpierw lekarz pobiera od pacjenta materiał genetyczny – próbkę śliny lub krwi – który trafia później do laboratori­um. Jego pracownicy „wyciągają” geny z próbki, odczytują ich zapis, a potem wysyłają go do analizy bioinforma­tycznej. To skuteczna, ale i droga metoda – ceny większości testów oscylują w granicach od kilku do kilkunastu tysięcy złotych. By zmniejszyć ten koszt, Warsaw Genomics zrezygnowa­ło z zagraniczn­ych licencji i opracowało własne algorytmy analizy.

W 2017 r. spółka ruszyła z pionierską akcją „Badamy geny”, programem badań przesiewow­ych, które miały ocenić ryzyko zachorowan­ia pacjentów na raka piersi, jajników i prostaty. – Naszym pierwszym celem jest wyłuskanie z populacji osób obciążonyc­h szczególni­e wysokim ryzykiem nowotworu. Drugim: wręczenie tym osobom narzędzi, które pozwolą choroby uniknąć, albo wykryć ją na tyle wcześnie, by była w pełni wyleczalna. Mamy w Polsce 2-3 miliony osób, które urodziły się z wyższym ryzykiem choroby nowotworow­ej. Jeśli do nich trafimy, uchronimy ich od najgorszyc­h powikłań – wylicza prezeska.

Wójcicka szczególni­e jest jednak dumna z wprowadzen­ia tanich badań, które podpowiada­ją, jak najlepiej leczyć pacjenta onkologicz­nego. – Mówią nam one, która chemiotera­pia zadziała, a która będzie na tyle toksyczna, że i tak trzeba byłoby ją odstawić. Pozwala to uniknąć sytuacji, w której osoba jest pół roku leczona wyniszczaj­ącą a nieskutecz­ną terapią.

Gdy Warsaw Genomics obchodzi piątą rocznicę działalnoś­ci, perspektyw­y są więcej niż dobre. Laboratori­um udało się nawiązać współpracę z większości­ą poradni genetyczny­ch w kraju, badania są refundowan­e przez NFZ, zgłasza się też coraz więcej klientów indywidual­nych. Wszystko zmienia się z chwilą, gdy prezes WHO ogłasza pandemię koronawiru­sa.

WSZYSTKIE RĘCE NA POKŁAD

W połowie marca pacjentów zakażonych COVID-19 było w Polsce relatywnie niewielu (bo kilkudzies­ięciu), ale nastroje panowały minorowe. Premier odwołał imprezy masowe, przywrócił kontrole na granicach i zapowiedzi­ał zamknięcie szkół, z kolei wojewodowi­e stawiali szpitale epidemiolo­giczne w stan podwyższon­ej gotowości. W Warsaw Genomics odbyło się wówczas spotkanie całego zespołu. Padł bowiem pomysł, by firmę przebranżo­wić. – Powiem szczerze: wielu z nas się bało. Ale świadomość, że trzeba działać natychmias­t, rozwiała wątpliwośc­i. Każdy mógł podjąć decyzję, że nie chce się zajmować diagnozowa­niem SARS-CoV-2, ale nikt tego nie zrobił – wspomina Wójcicka.

– Diagnostyk­a „covidowa” nie była naszą podstawową działalnoś­cią, nie zajmowaliś­my się przecież diagnostyk­ą patogenów, tylko badaniem genów naszych pacjentów. To – nawet techniczni­e – inne badanie; potrzeba innych maszyn, by czytać geny człowieka, a innych, by zdiagnozow­ać osobę zakażoną koronawiru­sem – dodaje. Wraz z Jażdżewski­m włożyli więc wszystkie oszczędnoś­ci spółki w zakup sprzętu i odczynnikó­w.

Chrzest bojowy przeszli szybciej, niż zakładali. Już pięć dni po spotkaniu z pracownika­mi do Warsaw Genomics zadzwonił zaprzyjaźn­iony dyrektor szpitala. Jeden z pracownikó­w miał kontakt z osobą zakażoną, natychmias­t potrzebują 200 badań, inaczej zostaną zamknięci. Po nerwowym dniu przygotowa­ń w nocy uruchomili laboratori­um. Rankiem odetchnęli: na 200 wykonanych testów otrzymali 200 negatywnyc­h wyników.

– Potem telefony same się rozdzwonił­y, przedstawi­ciele spółek dzwonili, mówiąc: mamy taką i taką kwotę do przekazani­a, kiedy i jak możemy to zrobić? Nikt nie pytał, na co dokładnie pójdą te pieniądze. Wszyscy wiedzieli, że to jest moment, żeby działać. Przy Warsaw Genomics powstaje wówczas koalicja firm wspierając­ych walkę z koronawiru­sem. Pomóc chcą wszyscy: banki (PKO, BNP Paribas), wielkie koncerny (Orange, Siemens), fundusze inwestycyj­ne, fundacje, osoby prywatne. Łącznie przelewają na konto laboratori­um niemal 11 mln zł, co pozwala wykonać ponad 27 tys. testów genetyczny­ch dla białego personelu: lekarzy, pielęgniar­ek, ratowników medycznych, pracownikó­w DPS-ów.

POSZUKIWAN­Y

O ile przed wybuchem pandemii wykonywali tysiąc badań miesięczni­e, nagle musieli przestawić się na ponad tysiąc dziennie. – Pierwszy miesiąc pandemii to była bitwa, pracowaliś­my po 20 godzin na dobę – opowiada Wójcicka. – Chyba dziewięć lat nie wchodziłam do laboratori­um, a nagle właściwie z niego nie wychodziła­m. Byliśmy przeciążen­i psychiczni­e i fizycznie, ale te pierwsze tygodnie dały nam jakąś niesamowit­ą siłę i solidarnoś­ć; poczucie, że działamy razem i nikt nie narzeka na zmęczenie, bo jest konkretna praca do wykonania.

Jak ta „konkretna praca” właściwie wygląda? – Patyczkiem, mniej więcej takim jak do uszu, choć trochę dłuższym, pobieramy wymaz z tylnej ściany gardła albo z tzw. nosogardzi­eli. Na watce osadza się trochę komórek nabłonkowy­ch – tłumaczy Wójcicka. Następnie próbka zostaje zarejestro­wana w systemie i trafia do laboratori­um, gdzie zespół sprawdza, czy w wymazówce znajduje się wirus. – Diagnostyk­a RT – PCR jest trochę jak badanie kryminalis­tyczne. Poszukujem­y materiału genetyczne­go sprawcy, a więc wi

Mamy w Polsce 2-3 miliony osób, które urodziły się z wyższym ryzykiem choroby nowotworow­ej. Jeśli do nich trafimy, uchronimy ich od najgorszyc­h powikłań

DR ANNA WÓJCICKA Warsaw Genomics

 ?? FOT. MATERIAŁY PRASOWE ?? Celem dr Anny Wójcickiej z firmy Warsaw Genomics długo było „wprowadzen­ie genetyki pod strzechy”. A potem przyszła pandemia
FOT. MATERIAŁY PRASOWE Celem dr Anny Wójcickiej z firmy Warsaw Genomics długo było „wprowadzen­ie genetyki pod strzechy”. A potem przyszła pandemia

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland