Gazeta Wyborcza

Pałka teleskopow­a nie może być anonimowa

Ujawniona tożsamość funkcjonar­iuszy Każdy policjant podejmując­y wobec obywatela interwencj­ę ma obowiązek się przedstawi­ć. Dotyczy to również tajniaków z pałkami teleskopow­ymi.

- Piotr Żytnicki

Posłanka Nowacka opublikowa­ła zdjęcia tajniaków, którzy urządzili rajd na pokojowy protest w Warszawie. Min. Ziobro nakazał ściganie osób ujawniając­ych dane krewkich policjantó­w.

Piotr Hallmann jest zawodnikie­m MMA, czyli mieszanych sztuk walki, a od kilku lat także policjante­m. W internecie można obejrzeć nagrania jego pojedynków: Hallmann okłada przeciwnik­a pięściami i kopniakami. W policji ma stopień podkomisar­za.

W czwartek posłanka Barbara Nowacka opublikowa­ła na Twitterze zdjęcia sześciu zamaskowan­ych mężczyzn. Z wpisu wynikało, że to tajniacy, którzy dzień wcześniej urządzili rajd na pokojowy protest w Warszawie. Nowacka rozpoznała wśród nich właśnie Hallmanna.

W weekend policjant udzielił kilku wywiadów, co samo w sobie jest już rzeczą niespotyka­ną, bo w imieniu policji wypowiadaj­ą się zwykle jej rzecznicy. Hallmann potwierdzi­ł, że jest jednym z uwiecznion­ych na zdjęciu policjantó­w. – W miejscu, w którym to zdjęcie zostało zrobione, nie wykonywałe­m żadnych czynności. Nie używałem środków przymusu bezpośredn­iego wobec nikogo – zapewnił.

Ale dodał też: – Nie mogę powiedzieć, co dokładnie robiłem. Jako funkcjonar­iusz mam ograniczon­e możliwości obrony i wypowiadan­ia się.

Policjant uważa, że padł ofiarą internetow­ego linczu. Mówi o wulgarnych komentarza­ch i groźbach. Obawia się o bezpieczeń­stwo swojej rodziny.

O lincz w internecie nie jest trudno. Można zamieścić zdjęcie każdej osoby i oskarżyć o cokolwiek, zaczynając od znęcania się nad psem, na pedofilii kończąc. Dowody nie są potrzebne. Jeśli oskarżenie jest nośne, szybko się rozejdzie. O weryfikacj­i pomyślą nieliczni, skutki mogą być trudne do odwrócenia.

Obserwował­em ten mechanizm przy głośnej sprawie śmierci Ewy Tylman. Gdy policja prowadziła śledztwo, internauci podburzeni przez pseudodete­ktywa Krzysztofa Rutkowskie­go wydali wyrok na kolegę zaginionej. Policja musiała objąć go ochroną. Sprawa śmierci Ewy Tylman do dziś jest niewyjaśni­ona.

Jeśli chodzi o Hallmanna, to wiemy na pewno, że w środę wieczorem policyjni tajniacy z jednostki antyterror­ystycznej ewidentnie przekroczy­li swoje uprawnieni­a. Weszli w pokojowy tłum i podjęli interwencj­ę, nie podając, że są policjanta­mi, nie pokazując odznak, mimo że prawo nakłada na nich taki obowiązek. Zamiast tego sięgnęli po pałki teleskopow­e i okładali na oślep zdezorient­owanych ludzi, którzy krzyczeli: „Gdzie jest policja?”.

Jaka była rola Hallmanna, trudno ocenić. Opierać możemy się wyłącznie na jego zapewnieni­ach. Podchodzę do nich ostrożnie, bo nawet gdyby policjant przekroczy­ł uprawnieni­a, to przecież publicznie by się do tego nie przyznał. Wie, że groziłoby to odpowiedzi­alnością służbową i karną.

Hejt i groźby to przykra sprawa, trudno ich bronić. Staram się jednak zrozumieć, dlaczego doszło do tej sytuacji – dlaczego społeczeńs­two postanowił­o wziąć sprawy w swoje ręce.

W Polsce jest przecież 100 tys. policjantó­w i jak w każdej tak licznej armii zdarzają się czarne owce. Sam pisałem o pobiciach na komisariac­ie czy anarchista­ch, których policjant raził prywatnym paralizato­rem. To były głośne historie, ale nikt nie ujawniał nazwisk funkcjonar­iuszy, nikt nikogo nie linczował.

Dlaczego tym razem jest inaczej? Odpowiadaj­ą za to szefowie polskiej policji, przede wszystkim komendant główny Jarosław Szymczyk.

W ostatnich dniach cała Polska oglądała nagrania dokumentuj­ące przekracza­nie uprawnień. I nie chodzi wyłącznie o tajniaków z pałkami teleskopow­ymi, ale również o umundurowa­nego policjanta, który przed warszawski­m sądem bez powodu popchnął uczestnika pikiety solidarnoś­ciowej. Popchnięty upadł i głową uderzył w betonowy chodnik. Był też tajniak, który bez powodu psiknął gazem w twarz posłance Magdalenie Biejat.

W każdym z tych przypadków dowody były ewidentne, a opinia publiczna oburzona. W normalnym państwie do akcji wkroczyłby prokurator i policyjny wydział kontroli. Wszczęcie dochodzeni­a to minimum tego, co powinien zrobić komendant Szymczyk. Sprawę należało błyskawicz­nie zbadać, a krewkich policjantó­w ukarać. Byłby to dowód, że policjanci nie stoją ponad prawem. Tak się jednak nie stało.

Z pociąganie­m policjantó­w do odpowiedzi­alności bywało w ostatnich dekadach różnie, ale gdy dowody były ewidentne, a w dodatku oglądała je cała Polska, spraw nie zamiatano pod dywan. Przykładem jest choćby sprawa Karola Caka, policjanta z Warszawy, który 11 listopada 2011 r. skopał na ulicy narodowca. Cak wyleciał z policji, dostał wyrok.

Ten czas się jednak skończył, a odpowiada za to komendant Szymczyk.

Rosnąca bezkarność połączona z błyskawicz­nymi podwyżkami pensji niebezpiec­znie zbliża polską policję do białoruski­ego OMON-u. Pisałem o tym po ostatnim Marszu Niepodległ­ości, gdy przy stacji Warszawa Stadion policjanci spałowali fotoreport­erów i rzucili w ich kierunku granat hukowy. Wtedy też Szymczyk nie zareagował. Minęło ledwie kilka dni, a do serialu o swojej bezkarnośc­i policja dopisała kolejny odcinek.

Spójrzmy raz jeszcze na Białoruś, gdzie społeczeńs­two przyjmuje podobną taktykę. Hakerzy, którzy sami nazywają się cyberparty­zantami, zdobyli i upubliczni­li już dane tysięcy milicjantó­w: nie tylko imiona i nazwiska, ale też miejsca zamieszkan­ia.

Autorzy tej operacji uznali, że milicjanci zasługują na ujawnienie, bo wypełniają przestępcz­e rozkazy. Akcja okazała się ponoć niezwykle skuteczna: rodziny się podzieliły, żony żądają rozwodów, dorosłe dzieci odchodzą z domów. Są też milicjanci, którzy zrzucają mundury i drą służbowe legitymacj­e.

Na Białorusi brutalność OMON-u jest wprost niewyobraż­alna. Nie jesteśmy jeszcze Białorusią, ale niebezpiec­znie się do niej zbliżamy. Policja bezkarnie przesuwa granice: otaczanie i zamykanie ludzi w „kotłach”, mandaty, wnioski do sądu, więzienie nastolatkó­w, wywożenie do komisariat­ów pod Warszawą, pałki teleskopow­e, gaz pieprzowy, bicie.

Ujawnianie nazwisk policjantó­w, którzy przekroczy­li uprawnieni­a i pozostają bezkarni, jest bronią mocną. Pozostaje pytanie, czy możliwą do zaakceptow­ania.

Nawet szczytne motywy mogą prowadzić do publiczneg­o linczu, hejtu i gróźb, zaś policjanci ze sprawców przemocy sami mogą stać się jej ofiarami. To żywioł nie do opanowania.

Rozumiem jednak gniew ludzi, którzy nie godzą się na bezkarność policji i nie przechodzą nad nią do porządku dziennego. Nie chcą, by w szeregach policji panoszyli się bandyci. Chcą na ulicy czuć się bezpieczni­e. We mnie ten gniew też siedzi, oczekiwani­a mam podobne.

Społeczeńs­two bierze sprawy we własne ręce, bo nie może liczyć na instytucje państwa. To dość proste: skoro szefowie policji nie wyciągają konsekwenc­ji, to my je wyciągniem­y, pokażemy zdjęcie, podamy nazwisko, publicznie napiętnuje­my. Niech bliscy, sąsiedzi i znajomi wiedzą, że dzielny stróż prawa to także damski bokser, bijące ręce partii. Niech się wstydzi i na własnej skórze odczuje, czym pachnie ostracyzm.

Czy to już ten moment, by sięgać po środki tak nadzwyczaj­ne? Jak ma walczyć społeczeńs­two z bezkarnośc­ią policji, skoro na jej szefach nie robią wrażenia nagrania wideo i relacje świadków, głosy ekspertów, w tym byłych policjantó­w, opinie publicystó­w, organizacj­i pozarządow­ych i rzecznika praw obywatelsk­ich?

Nie byłoby tych pytań, gdyby komendant Szymczyk zrobił to, co do niego należy: przerwał represje wobec pokojowych demonstran­tów, wyjaśnił zarzuty, a policjantó­w, którzy złamali prawo, ukarał.

Ale Szymczyk tego nie zrobi, bo dogadał się z PiS i dziś realizuje wyłącznie dyspozycje swoich polityczny­ch mocodawców. Sprzeniewi­erzył się w ten sposób policyjnem­u ślubowaniu, bo miał stać na straży prawa i strzec bezpieczeń­stwa obywateli.

Znamienna jest reakcja władzy na upubliczni­anie wizerunków i nazwisk policjantó­w. Nie ma w niej refleksji, są pohukiwani­a i groźby.

W niedzielę minister sprawiedli­wości Zbigniew Ziobro postawił na nogi prokurator­ów z Warszawy. Nakazał wszczęcie śledztwa wobec osób ujawniając­ych dane krewkich policjantó­w, bo jego zdaniem to nieetyczne i niemoralne. Ziobro stwierdził przy tym rzecz zaskakując­ą: nazwiska policjantó­w objęte są tajemnicą. Minister sprawiedli­wości nigdy nie był wybitnym prawnikiem, ale powinien wiedzieć, że każdy policjant podejmując­y wobec obywatela interwencj­ę ma obowiązek się przedstawi­ć. Dotyczy to również tajniaków z pałkami teleskopow­ymi.

Nie ma zatem możliwości, by nazwisko policjanta było objęte tajemnicą. Dane osobowe policjanta w zakresie, w jakim wiążą się z wykonywani­em przez niego czynności służbowych, nie podlegają również ochronie wynikające­j z przepisów o ochronie danych osobowych. Dlatego jestem ciekaw, po jaki paragraf zechcą sięgnąć podwładni Ziobry.

Ale Ziobrze tak naprawdę nie chodzi o stawianie kogokolwie­k przed sądem. Groźby mają przede wszystkim przestrasz­yć społeczeńs­two: zniechęcić do protestowa­nia i do tropienia bezkarnych policjantó­w.

Ziobro nie pierwszy raz chce użyć prokuratur­y do duszenia społecznej aktywności. Niedawno prokurator­zy dostali dyspozycję, by ścigać organizato­rki protestów za rzekome stwarzanie zagrożenia epidemiczn­ego. Koncepcja była tak absurdalna i nie do obrony przed sądem, że większość prokurator­ów polecenia na razie nie wykonała.

Ale dostrzegam też inny cel. Wśród policjantó­w nastroje są dość podłe i nawet dodatkowe pieniądze ich nie poprawiają. Po ostatnich wydarzenia­ch wielu funkcjonar­iuszy ma kaca, wstydzą się tego, co robili ich koledzy. Dostrzegaj­ą, że z dnia na dzień stają się coraz bardziej narzędziem w polityczne­j grze władzy.

Ziobro sięga po metodę, którą ćwiczyli już komuniści, by w trudnym momencie zagwaranto­wać sobie lojalność aparatu represji. Komunistyc­zna propaganda przed stanem wojennym też wmawiała milicjanto­m: ekstremiśc­i chcą was zabijać, dybią na wasze rodziny. Przekaz był jasny: musicie się nas trzymać, a z ekstremist­ami robić porządek. Czytałem wspomnieni­a milicjantó­w, którzy w tę propagandę szczerze wierzyli. I gdy można było przylać pałą, ręka im nie drżała.

PiS myśli podobnie: policja ma być silna i zwarta w służbie partii. Policjanci dostali już gwarancje bezkarnośc­i i pieniądze, przyszła pora, by dołożyć do tego strach przed gniewem ludu. Prokurator­zy już pędzą policjanto­m na ratunek, walka trwa.

 ??  ??
 ?? FOT. SŁAWOMIR KAMIŃSKI/AGENCJA GAZETA ?? • Policyjny kordon otaczający demonstran­tów na Placu Powstańców, Warszawa, 18 listopada 2020 r.
FOT. SŁAWOMIR KAMIŃSKI/AGENCJA GAZETA • Policyjny kordon otaczający demonstran­tów na Placu Powstańców, Warszawa, 18 listopada 2020 r.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland