Etiopia grozi zbuntowanej prowincji
Premier Etiopii Abiy Ahmed dał siłom regionu Tigraj czas do środy na poddanie się. Potem półmilionowe miasto Mekelle ma zostać otoczone czołgami i zaatakowane artylerią.
Nic nie zapowiada, by wobec tego ultimatum Front Wyzwolenia Narodu Tigrajskiego (TPLF) miał złożyć broń. Jego przywódca Debretsion Gebremichael wieści zaciekłe starcia.
– Atak na Mekelle nie będzie końcem wojny – zapowiedział. – Tak długo, jak siły okupacyjne pozostaną w Tigraju, walki będą trwały. Siły federalne zapłacą za każdy ruch.
Niepokorna prowincja
TPLF to grupa zbrojna, która przemieniła się w partię polityczną, gdy w 1991 r. obaliła komunistycznego satrapę Mengystu Hajle Marjama. Przez prawie trzy dekady grała pierwsze skrzypce w etiopskim rządzie.
Zmieniło się to w 2018 r., kiedy masowe protesty wyniosły do władzy Abya Ahmeda z ludu Oromo. Nowy premier zainicjował reformy i starał się zjednoczyć Etiopię pod swoją władzą, lecz to wiązało się z ograniczeniem władzy prowincji.
Napięcie między Ahmedem i Tigrajczykami narastało od miesięcy. Kiedy rząd przesunął o rok – na wrzesień 2021 r. – wybory, tłumacząc to zagrożeniem epidemicznym, TPLF oskarżyła premiera o ciągoty dyktatorskie.
W Tigraju wrześniowe wybory się odbyły, Addis Abeba uznała je za nielegalne. Władze centralne zaczęły karać niepokorną prowincję: zawieszono wypłatę funduszy i zasiłków, a inwestorów i turystów wzywano, by omijali Tigraj.
Położona na północy, przy granicy z Erytreą prowincja jest bazą jej najważniejszych jednostek i stamtąd wywodzi się większość oficerów etiopskiej armii. W obecnej sytuacji Addis Abeba nie może na nich polegać.
Exodus ludności Tigraju
Na początku listopada premier Ahmed, ubiegłoroczny laureat pokojowego Nobla, kazał armii spacyfikować rosnący w siłę ruch opozycyjny. Iskrą, która rozpaliła wojnę, był atak TPLF na bazę wojsk federalnych w Tigraju.
Podczas trzech tygodni walk zginęły setki, a może tysiące ludzi. Trudno to ocenić, bo w regionie odcięto komunikację, nie dopuszcza się dziennikarzy.
Lotnictwo etiopskie dokonuje nalotów. Tigrajczycy odpalili rakiety na terytorium Erytrei, która popiera Ahmeda.
36 tys. Tigrajczyków uciekło do sąsiedniego Sudanu. Wydane w niedzielę ostrzeżenie przed ofensywą może spowodować znacznie większy exodus.
Czołgi otoczą Mekelle?
– Następna faza operacji będzie polegała na otoczeniu Mekelle czołgami, doprowadzeniu do końca walk w górach i posunięciu naszych wojsk naprzód – oznajmił rzecznik armii płk Dejene Tsegaye. – Chcemy wysłać wiadomość do ludności Mekelle, żeby ocalić ją przed atakami artyleryjskimi i uwolnić od junty.
Tsegaye nie wyjaśnił, w jaki sposób cywile mieliby oddzielić się od TPLF – czy chodzi o to, by aktywnie się zbuntowali, czy tylko o to, by uciekli z miasta. W każdym razie, jeżeli tego nie zrobią, „nie będzie litości”.
Broniąca praw człowieka organizacja Human Rights Watch ostrzega, że traktowanie cywilów jako celu jest bezprawne i może być uznane za karę zbiorową. A była doradczyni ds. bezpieczeństwa narodowego USA Susan Rice przestrzegła Addis Abebę przed popełnieniem zbrodni wojennych.
Groźba długiej wojny
W ostatnich dniach rząd informował o zajęciu kilku miast w Tigraju, w tym historycznego Aksum. Od wyżyny, na której leży Mekelle, siły rządowe dzieli jeden łańcuch górski.
Ale według źródeł „Guardiana” w ONZ wojska etiopskie napotykają opór większy od oczekiwanego. Może to oznaczać długą wojnę na wyniszczenie. Nawet po zdobyciu Mekelle należy się spodziewać kontynuacji przemocy.
Tigrajczykom pomaga górzysty teren. Most prowadzący do Mekelle został zniszczony, drogi zaminowane. TPLF dysponuje najsilniejszą armią w kraju po federalnej, jest w niej pełno doświadczonych weteranów.
Władze wyjaśniają, że celem ofensywy jest przywrócenie władzy federalnej w Tigraju. Etiopia w sobotę nie przystała na ofertę mediacji zgłoszoną przez państwa afrykańskie.
+