PANCERNI DO SŁUCHANIA
Deszcze niespokojne potargały sad. Płytę z tą muzyką wydał właśnie GAD-54 lata po premierze serialu.
Tajemnice soundtracku słynnego serialu. Płyta po 54 latach
Wiem, że dziś przyznać się do fascynacji serialem „Czterej pancerni i pies” to jak podrzucić IPN-owi podpisane przez siebie oświadczenie o współpracy ze służbami państwa słusznie upadłego. Cóż, innej młodości nam nikt nie da, nie będzie innych jej bohaterów. Kto nie zadręczał rodziców o kupno Szarika, nie wykłócał się z kolegami na podwórku, kto tym razem będzie Jankiem, i nie wzdychał do Marusi, ten tego nie zrozumie.
OD FETTINGA DO COHENA
Muzykę do „Czterech pancernych...” miał pisać Wojciech Kilar i nawet poczynił pewne przymiarki. Choć przymiarki to za mało powiedziane, skoro zawdzięczamy mu jedno z najlepszych w historii rodzimej muzyki popularnej ujęć tęsknoty, czyli „Wołam ciebie”. A konkurencja przecież mocna, bo połowa polskich piosenek jest o tym, że ktoś kocha i czeka.
Słowa utworu znanego również jako „Piosenka telegrafistki” („Czekam, przyjdź, przytul mnie…”) napisał mężczyzna, Wiktor Woroszylski, natomiast tekst o męskiej, wojennej przygodzie, czyli „Balladę o pancernych” („Deszcze niespokojne potargały sad/ A my na tej wojnie ładnych parę lat/ (...) Powrócimy wierni, my czterej pancerni/ rudy i nasz pies/ my, czterej pancerni, powrócimy wierni/ po wiosenny deszcz”) zawdzięczamy kobiecie – Agnieszce Osieckiej.
Ze zdumieniem wyczytałem we wkładce wydanej właśnie płyty z muzyką z serialu, że kierownictwo produkcji filmu kręciło nosem, kiedy Adam Walaciński przedstawił im piosenkę pod napisy początkowe. „Za trudna” – powiedzieli. Na szczęście dali się przekonać, dzięki czemu ze dwa pokolenia polskich chłopaków dostały utwór, który znały lepiej niż hymn państwowy, jakąkolwiek kolędę czy dowolnie wybrany hit z list przebojów. Kto wie, może właśnie ponurej „Balladzie o pancernych”, zaśpiewanej niskim, znającym życie głosem przez Edmunda Fettinga, zawdzięczamy takie ustawienie gustów, że do dziś każdy mruk – od Leonarda Cohena po Nicka Cave’a – jest nad Wisłą oklaskiwany szczególnie gorąco.
Adam Walaciński dostał propozycję skomponowania muzyki do serialu, w którym pokładano spore nadzieje, nie bez powodu. Krakowski kompozytor sprawdził się już wcześniej jako autor muzyki ilustracyjnej, choćby do wybitnych „Matki Joanny od Aniołów” i „Faraona” Jerzego Kawalerowicza.
Jego wkład w sukces „Czterech pancernych i psa” (nadawanego w latach 1966-70, dziś do obejrzenia na czterejpancerniipies. tvp.pl) jest równie niedoceniany co – szczególnie po przesłuchaniu tej płyty – oczywisty. Znakomita piosenka to jedno, ale cała ścieżka dźwiękowa jest udana, choć skromna. Krąży wokół raptem kilku tematów, z instrumentami dętymi – od trąbki, przez klarnet, po flet – na pierwszym planie. Pojawiające się tu i ówdzie marszowe warknięcia werbla są fabularnie uzasadnione, to w końcu serial o żołnierzach. Skoki dynamiki również, bo wiadomo, jak jest na wojnie – raz całujesz się z sanitariuszką, raz walisz odłamkowym w tygrysa.
DŹWIĘKI JAK RODZINNE PAMIĄTKI
Przyznam jednak uczciwie, że jako pacholę tak wiele razy oglądałem „Czterech pancernych i psa” i tak nasiąkłem tymi dźwiękami, że choć od ostatniego z nimi kontaktu minęło już pewnie z ćwierć wieku, ta płyta nie może mi się nie podobać. Nie traktuję jej nawet jak rynkowej nowości, bardziej słyszę w niej odzyskaną po latach rodzinną pamiątkę. Coś w rodzaju albumu ze zdjęciami, który wpadł za szafę i odnalazł się dopiero przy przeprowadzce. Zapomniałem już, że go mam, nie brakowało mi go, ale jak już zdmuchnąłem kurz i zabrałem się do przeglądania, to wszystko sobie przypominam i wzruszam się, i nie mogę przestać...
Ścieżka dźwiękowa pierwszej serii „Czterech pancernych i psa” ukazuje się na płycie po raz pierwszy, nakładem oficyny GAD Records z Sosnowca.
Kto zna tę firmę, specjalizującą się w ocalaniu od zapomnienia kultowych nagrań z przeszłości, nie może być zaskoczony – ostatnio wydała wiele wspaniałych soundtracków, choćby autorstwa Andrzeja Korzyńskiego (do „Wielkiego Szu”, seriali „Janka” i „Tulipan”, ale też rzeczy nowe, a więc muzykę z „Mowy ptaków” i „Kosmosu”), Henryka Kuźniaka („Parada oszustów” i „Dzięcioł”, z utworami również Juliusza Loranca) czy Lucjana Kaszyckiego („Doktor Murek”).
Przygody załogi Rudego 102 w wersji audio to pierwszy owoc braterstwa broni zawiązanego przez GAD z Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu, spadkobiercami Wytwórni Filmów Fabularnych. Kolejne skarby z tych archiwów już niebawem – warto trzymać rękę na pulsie, bo nakłady takich płyt szybko znikają.
+
Skoki dynamiki są uzasadnione. Wiadomo – raz całujesz się z sanitariuszką, raz walisz odłamkowym w tygrysa