• Rozmowa z Agatą Grzybowską; Dziennikarka ścigana za słownictwo; Komendant policji pod domem Romana Giertycha
Nie ma zgody na powszechnie stosowaną przez policję przemoc! – napisała w oświadczeniu fotoreporterka „Wyborczej”, zatrzymana podczas protestu.
W poniedziałek strajk kobiet znów blokował warszawskie ulice. Niespodziewanie jeden z protestów zaczął się także przed Ministerstwem Edukacji. „Edukacja wolna od ministra”, „Jedna za wszystkie, wszystkie za jedną”, „Żadna studentka nie będzie szła sama” – krzyczało kilkadziesiąt osób. Żądały dymisji Przemysława Czarnka i wycofania się przez resort z gróźb konsekwencji wobec instytucji naukowych oraz nauczycieli popierających strajk kobiet.
I to właśnie ich w pierwszej kolejności postanowiła spacyfikować policja. Przed godz. 16 policjanci zaczęli wyciągać z tłumu poszczególne osoby. Wyśród nich – Agatę Grzybowską, fotoreporterkę „Gazety Wyborczej”. Przewieziono ją na komendę przy ul. Wilczej. Chwilę później zaczęła się tam demonstracja solidarności z zatrzymanymi.
Grzybowska wyszła trzy godziny później, po interwencji posła PO Michała Szczerby.
– Poczekajmy spokojnie na wyjaśnienie tej sprawy – mówił jeszcze wieczorem w TVN 24 inspektor Mariusz Ciarka, rzecznik prasowy Komendy Głównej Policji. Przekonywał, że w momencie zatrzymania policjanci „nie wiedzieli, że jest dziennikarką”. Prowadzący program Piotr Kraśko wskazywał, że fotoreporterka pokazywała funkcjonariuszom legitymację prasową. – Ten czy inny dokument nie zwalnia z odpowiedzialności – odpowiadał rzecznik.
Wczoraj na antenie TOK FM rzecznik policji stwierdził już, że fotoreporterka „zaatakowała policjanta, błyskając w niego fleszem” i że „nie jest obiektywną dziennikarką”. – Przyznała, że od wielu tygodni, razem ze swoją partnerką, popiera strajki kobiet i chodzą na manifestacje. Mówię to tylko po to, żebyśmy byli obiektywni – przekonywał.
Na koniec rozmowy dodał także: – Oślepiła policjanta, a ja wiem jeszcze, że naruszyła jego nietykalność cielesną. Kończąc ten wątek, zostawmy to do wyjaśnienia prokuraturze.
Radosław Fogiel, zastępca rzecznika PiS, w wywiadzie dla TVN 24 powiedział natomiast, że „dziennikarka kopnęła policjanta”. Mówił też, że zastanawia go, dlaczego dziennikarka w czasie demonstracji „ubrana była jak jej uczestnicy”.
„Prawda jest taka, że nie tylko ja jako fotoreporterka (wiem, że to czyni ze mnie osobę uprzywilejowaną), ale nikt z pokojowo protestujących nigdy nie powinien być zatrzymany. Nie ma zgody na powszechnie stosowaną w ostatnich tygodniach przez policję przemoc! Nie damy się zastraszyć!” – napisała Grzybowska w swoim oświadczeniu.
Zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez policjantów – w związku z jej zatrzymaniem – złożył we wtorek Marcin Lewicki, prezes Press Club Polska. „Instytucje publiczne, w tym policja, mają obowiązek zapewnić dziennikarzom swobodę wykonywania obowiązków zawodowych, a nie utrudniać ich wykonywanie. Działania takie jak wobec Agaty Grzybowskiej są ograniczeniem wolności prasy” – napisał.
Na poniedziałkowej blokadzie Ministerstwa Edukacji Narodowej byłaś prywatnie czy służbowo?
– Oczywiście, że służbowo. Tak jak na każdym innym proteście, niezależnie, czego dotyczy. Taki jest mój obowiązek jako fotoreporterki.
Pytam, bo rzecznik Komendy Głównej Policji przekonywał, że policjanci nie wiedzieli, że jesteś dziennikarką.
– To mało prawdopodobne, biorąc pod uwagę, że miałam na szyi legitymację dziennikarską i dwa aparaty fotograficzne w rękach. Trudno było nie wiedzieć, że jestem tam zawodowo. Zwłaszcza że gdy doszło do zatrzymania i wsadzania mnie do samochodu policyjnego, to wszystkie dziennikarki i dzienni
karze wokół krzyczały i krzyczeli: „zostawcie ją, ona jest dziennikarką”.
Rzecznik stwierdził też, że zaatakowałaś policjanta, błyskając w niego fleszem. Zrobiłaś to specjalnie?
– Robiłam zdjęcia, wykonywałam swoją pracę.
Postawiono ci zarzuty naruszenia nietykalności policjanta. Zapytam wprost: czy kopnęłaś policjanta?
– Nie przyznaję się do żadnych stawianych mi zarzutów.
Rzecznik policji odniósł się też do twojego oświadczenia. Jego zdaniem wynika z niego, że podczas blokady nie byłaś obiektywną reporterką. Że przyznałaś, że popierasz Strajk Kobiet i chodzisz na manifestacje. Ujawnił też, że robisz to wraz ze swoją partnerką.
– W oświadczeniu, które wydałam na Facebooku, nie napisałam, że chodzę na manifestacje Strajku Kobiet. Napisałam, że dziękuję Strajkowi Kobiet i wszystkim osobom, które zjawiły się pod komendą na Wilczej, żeby okazać mi solidarność. W tym nie ma nic politycznego. Moim zdaniem nic w tym oświadczeniu nie wskazywało, że byłam nieobiektywna podczas mojej pracy. Powtarzam: byłam tam tylko w celu wykonania mojej pracy.
A jak odnosisz się do słów rzecznika policji na temat twojej partnerki?
– Moja partnerka zjawiła się na Wilczej po tym, jak poprosiłam policjantów o wykonanie telefonu do najbliższej mi osoby. Drugi telefon wykonałam do prawniczki. To, że moja partnerka przyjechała na komendę, nie wydaje mi się dziwne. Nie wiedziała, czy mnie zaraz wypuszczą, czy zatrzymają na dłużej, i przywiozła mi leki na astmę. Policjanci nie wpuścili jej na komisariat, leki podała prawniczce przez okno.
To, że policja w tej sprawie odnosi się do mojego prywatnego życia, uważam za kuriozum. Po pierwsze: to, co wydarzyło się w poniedziałek – mówię o zatrzymaniu dziennikarki i protestujących pokojowo osób – w ogóle nie powinno się wydarzyć w wolnym i demokratycznym państwie. Po drugie: w tej sprawie nie chodzi o mnie, tylko o nadużycia policji podczas protestów, do których w ostatnich tygodniach dochodzi coraz częściej. Chodzi też o władzę, która odbiera prawa kobietom.
Co się działo w radiowozie i na komendzie?
– Nie mogę o tym mówić. Postępowanie jest w toku.
+