Współpraca wojskowa po wyborach w USA
Wybór nowego prezydenta USA jest zapowiedzią zmiany polityki, ale z polskiego punktu widzenia jest to zmiana w miarę bezpieczna.
W weekend w Poznaniu odbyła się uroczystość zainaugurowania wysuniętego dowództwa V Korpusu Sił Lądowych USA. Pani ambasador USA Georgette Mosbacher powtarza, że nawet po zmianie władzy w Waszyngtonie relacje pozostaną niezmienne. Szef MON podkreśla, że za współpracą obronną z Polską opowiadają się Demokraci i Republikanie. Jednak w Warszawie widać pewną nerwowość.
Zapewne prezydent Andrzej Duda chciałby wymazać moment ze swojej czerwcowej, przedwyborczej wizyty w Waszyngtonie, gdy asystował tyradzie swojego przyjaciela Donalda Trumpa przeciwko „Śpiącemu Joe”, który nic nie potrafi zrobić ani załatwić. TVP, która, zdaje się, ciągle nie jest w stanie uwierzyć, że Donald Trump przegrał wybory, półgębkiem tylko wspomniała, że to prezydent Barack Obama zdecydował o umieszczeniu na terenie Polski sił amerykańskich w odpowiedzi na agresję Rosji na Ukrainie.
Biden zna Europę Środkową
Prezydent Joe Biden jest zapowiedzią zmiany polityki, ale z polskiego punktu widzenia jest to zmiana w miarę bezpieczna. Biden w latach 90. zajmował się problemami Bałkanów. Jako wiceprezydent interesował się problemami Ukrainy. W 2009 roku to on jako przedstawiciel nowej administracji odwiedził Polskę. Spotykał się z prezydentem Lechem Kaczyńskim i premierem Donaldem Tuskiem. Nie wszyscy pamiętają, że to Joe Biden w marcu 2014 roku był w Polsce po agresji na Ukrainie i to on pierwszy mówił o konieczności obecności militarnej USA na flance wschodniej. Ta obecność ma wsparcie ze strony Demokratów i Republikanów, którzy solidarnie przegłosowali na ten cel fundusze.
Wypowiedzi amerykańskich polityków nie sugerują, aby w jakikolwiek sposób została zmniejszona obecność amerykańskich żołnierzy w ramach inicjatywy Atlantic Resolve, zapowiedziana przez prezydenta Baracka Obamę jeszcze w 2014, a zrealizowana na początku 2017 roku. Składają się na to 900-osobowy batalion NATO w Orzyszu oraz rozlokowana w zachodniej Polsce licząca 3,5 tys. żołnierzy brygada pancerna.
Co w takim razie może się zmienić? Podczas poznańskiej uroczystości minister obrony Mariusz Błaszczak przypomniał, że wedle podpisanego 15 sierpnia porozumienia o wzmocnionej współpracy obronnej z USA nasz kraj będzie zdolny do przyjęcia 20 tysięcy żołnierzy. Dokument zawiera zobowiązanie strony polskiej do inwestycji infrastrukturalnych (umożliwi szkolenie ok. 12 tysięcy żołnierzy), zawiera zobowiązanie, że Stany Zjednoczone utrzymają „stałą rotacyjną obecność” w naszym kraju. Ale w żadnym punkcie nie ma zobowiązania strony amerykańskiej do utrzymania określonej liczby żołnierzy w Polsce. Uroczystość w Poznaniu była swoistą formą „zaklepania” sprawy umieszczenia w tym mieście części dowództwa V korpusu (samo dowództwo pozostaje na terenie USA). Żadna taka decyzja jednak nie zapadła i nie jest całkowicie pewna.
Nowy prezydent chce współpracować z NATO
Istotną zmianą w polityce Stanów Zjednoczonych będzie stosunek do NATO i do dwóch najważniejszych partnerów – Niemiec i Francji. Prezydent Trump dość lekceważąco wypowiadał się na temat Sojuszu. To właśnie Niemcy były „karane” przez Donalda Trumpa za zbyt małe wydatki na obronność ograniczeniem liczby stacjonujących tam żołnierzy z 34,5 tys. do 25 tys. Wzorem dla NATO miała być Polska inwestująca w obronność 2,1 proc. PKB i składająca potężne zamówienia w amerykańskim przemyśle obronnym. Nagrodą za to było zapowiedziane w czerwcu przerzucenie do Polski ok. 1000 żołnierzy oddziałów logistycznych.
Czy tak się stanie? Widać wyraźnie, że nowa administracja chciałaby przemyśleć nagłe i mniej lub bardziej uzasadnione decyzje Trumpa. Wycofanie wojsk amerykańskich z Niemiec było krytykowane przez większość wojskowych USA. Były głównodowodzący NATO w Europie gen. Curtis Scaparotti zapowiedział podczas Security Forum w Warszawie, że decyzja o obecności wojsk w Europie zostanie przemyślana. Generał Frederic „Ben” Hodges, również były głównodowodzący NATO w Europie, ten sam, który wprowadzał do Polski brygadę pancerną, argumentował, że wycofanie żołnierzy amerykańskich z Niemiec jest wielkim błędem, i wskazywał, że jest to decyzja zła również dla Polski – bo „zmniejszy projekcję wojsk amerykańskich w Europie”. Chodzi o to, że utrzymanie zgrupowania wojsk pancernych w Bawarii w okolicach poligonu Grafenwoehr dawało możliwość szybkiego przyjścia z pomocą wojskom państw Europy Środkowej. Amerykańscy generałowie zwracają też uwagę na to, że flanka wschodnia to także wybrzeże Morza Czarnego.
W obecnej sytuacji nie jest wcale pewne, czy obietnica wysłania do Polski dodatkowych 1000 żołnierzy zostanie spełniona. Na razie ciągle tych żołnierzy w Polsce nie ma.
Polska zamawia najwięcej
Atutem Polski jest niewątpliwie poziom zamówień w amerykańskim przemyśle obronnym. Żaden z europejskich krajów nie zamawiał w ostatnich dwóch latach tak dużej ilości amerykańskiego sprzętu i zapewne nie będzie w równym stopniu, co Polska, uzależniony od amerykańskiej technologii wojskowej. Polska podpisała kontrakty na dostawy 32 samolotów F-35 – to 4,6 mld dolarów, dwóch z ośmiu baterii Patriot – 4,75 mld dolarów (prawdopodobnie cały kontrakt będzie trzykrotnie wyższy), dywizjonowy moduł ogniowy HIMARS (razem z dodatkowymi elementami to ok. 0,5 mld dolarów). Czyli w najbliższym czasie nasz kraj wyda około 10 mld dolarów w amerykańskim przemyśle wojskowym. Trudno sobie wyobrazić, aby którykolwiek z amerykańskich polityków tak istotnej sumy nie docenił.
Zapewne należy się spodziewać, że po dojściu do władzy Demokratów wyjaśni się sytuacja wokół bazy pocisków antybalistycznych Aegis Ashore w Redzikowie, jedynej stałej bazy Stanów Zjednoczonych na terenie Polski. Kontrakt na jej budowę podpisano za czasów Baracka Obamy. Pierwotnie ta instalacja, kluczowa dla obrony przeciwrakietowej nie tylko Polski, ale i Europy, miała zostać ukończona w 2018 roku. Ze względu na problemy z wykonawcą i finansowaniem termin jej uruchomienia przesunięto na 2020 r. Obecnie mówi się o roku 2022.