Sekretna wizyta Netanjahu u Saudów
Wygląda na to, że w futurystycznym mieście Neom doszło do pierwszego w historii spotkania premiera Izraela z przywódcą Arabii Saudyjskiej.
Izraelscy dziennikarze połączyli fakty. Premier Beniamin Netanjahu odwołuje niedzielne posiedzenie rządu. Tego dnia sekretarz stanu USA Mike Pompeo wizytuje Neom, budowane kosztem 500 mld dol. ultranowoczesne miasto na brzegu Morza Czerwonego – oczko w głowie saudyjskiego księcia koronnego Muhammeda bin Salmana (zwanego MBS). Arabią Saudyjską formalnie rządzi jego schorowany ojciec, król Salman, ale MBS jest wicepremierem i ministrem obrony.
Tego samego dnia na ogólnodostępnym serwisie monitorującym loty widać, jak pewien samolot startuje z Tel Awiwu i po godzinie, o 18.30, ląduje w Neom, 70 km od granicy Izraela. Między Izraelem a Arabią Saudyjską nie ma połączeń lotniczych ani formalnych relacji, dlatego należy to uznać za zdarzenie wagi państwowej. Według izraelskich mediów ten samolot, Gulfstream IV, należy do biznesmena Udiego Angela, który często użycza go premierowi. Z powrotem w Tel Awiwie był o 21.50.
Netanjahu miał towarzyszyć szef Mosadu Jossi Cohen. Obaj spotkali się z MBS i Pompeo. Według doradcy saudyjskiego rządu, na którego powołuje się „The Wall Street Journal”, rozmawiano o perspektywie normalizacji stosunków dyplomatycznych i o zagrożeniu ze strony Iranu. Ale nie zawarto istotnych porozumień.
Szef MSZ Arabii Saudyjskiej Faisal bin Farhan Al Saud zaprzeczył, że doszło do spotkania z Izraelczykami: „To się nie zdarzyło”. A Pompeo zatweetował jedynie o „konstruktywnych rozmowach” i załączył zdjęcie, na którym jest tylko w towarzystwie księcia. Izraelczycy są mniej dyskretni. W wywiadzie radiowym minister edukacji Joaw Gallant stwierdził, że rozmowy między Netanjahu i MBS to wielkie osiągnięcie, pośrednio potwierdzając, że doszło do ich spotkania”.
Byłoby to pierwsze spotkanie przywódców obu wrogich państw. Mimo wszystko trudno uznać je za zaskoczenie – wpisuje się w trend normalizacji relacji krajów arabskich z Izraelem. Pod naciskiem administracji Trumpa w tym roku zrobiły to już Zjednoczone Emiraty Arabskie i Bahrajn. Następny może być Sudan. Czy szykuje się nawiązanie relacji dyplomatycznych Izraela z Rijadem? Gdyby to zależało tylko od 35-letniego MBS, odpowiedź byłaby twierdząca. Pod jego rządami w kraju, gdzie całe pokolenia wychowały się na nienawiści do Izraela, wyraźnie widać ocieplanie wizerunku państwa żydowskiego.
Z kolei dla księcia, wolnego od ideologii pragmatyka, liczy się umacnianie władzy Saudów w regionie, zyski ekonomiczne i – wspólne z Izraelem oraz USA
– powstrzymanie Iranu. MBS ma świetne stosunki z Jaredem Kushnerem, autorem polityki bliskowschodniej Trumpa. Gdyby najważniejsze państwo sunnickie, strażnik świętych miejsc islamu, uznało państwo żydowskie, byłaby to fundamentalna zmiana na mapie geopolitycznej regionu.
A także wielki polityczny sukces premiera Netanjahu i prezydenta Trumpa. Izrael i Rijad utrzymują zresztą dyskretne kontakty od 30 lat, ich spoiwem jest przede wszystkim obawa przed Iranem.
Na uznanie Izraela nie chce się jednak zgodzić 84-letni król Salman bin Abdulaziz – znany ze wsparcia dla idei niepodległej Palestyny przyjaciel przywódców palestyńskich i zwolennik arabskiego bojkotu Izraela. Przemawiając we wrześniu przed Zgromadzeniem Ogólnym ONZ, król przypomniał swoją propozycję z 2002 r.: uznanie Izraela przez państwa arabskie w zamian za pełne wycofanie z terytoriów okupowanych, powstanie państwa palestyńskiego ze stolicą w Jerozolimie Wschodniej i rozwiązanie problemu uchodźców.
W sobotę podczas wirtualnego szczytu G20 książę Faisal, szef dyplomacji Rijadu, potwierdził to stanowisko.
Kiedyś można było sobie takie rozwiązanie wyobrazić, obecnie to plan fantastów. Netanjahu widzi, że jego strategia „zero gestów dobrej woli” i odsuwania problemu palestyńskiego na drugi plan jest skuteczna. A przynajmniej tak było za prezydentury Trumpa, który prowadził politykę w regionie niemal całkowicie po linii Izraela, a dokładniej po linii Netanjahu.
Teraz jednak nadchodzi era Joe Bidena. Zarówno Netanjahu, jak i MBS (krytykowany najmocniej – tylko nie przez Trumpa – za zabójstwo dziennikarza Jamala Khashoggiego z 2018 r.) mają się czego obawiać. Być może także o tym – jak żyć po Trumpie – rozmawiano w Neom.