Gazeta Wyborcza

Zmarł „bóg futbolu”

Diego Maradona nie żyje. Jeden z największy­ch piłkarzy w historii piłki nożnej zmarł w wieku 60 lat na atak serca. W Argentynie – trzydniowa żałoba narodowa.

- Radosław Leniarski

Jeden z największy­ch piłkarzy w historii piłki nożnej zmarł wczoraj w wieku 60 lat na atak serca. W Argentynie trzydniowa żałoba narodowa

Był genialny na boisku i okropny poza nim. Poprowadzi­ł Argentynę do triumfu na mundialu w Meksyku w 1986 r., wyczyniają­c na boisku cuda, jakich świat nie widział. Sam siebie doprowadzi­ł do kilku katastrof w życiu prywatnym.

Najbardzie­j pamiętny gol na mundialu był właśnie jego autorstwa, kiedy w ćwierćfina­le jako kapitan przedryblo­wał pół angielskie­j drużyny jednym rajdem zza połowy boiska. W tym samym meczu strzelił drugiego gola, niemniej sławnego, z pomocą „Ręki Boga”.

DIEGO LECZYŁ KOMPLEKSY

Argentyna go ubóstwiała, ale nie tylko ona, bo i Neapol. Maradona odniósł z klubem historyczn­y sukces – ba, historyczn­y triumf – zdobywając pierwszy tytuł mistrza Włoch, potem sukces powtarzają­c, dorzucając Puchar Włoch i Puchar Zdobywców Pucharów. Wiecznie zakompleks­ione południe Włoch biło na boisku potentatów z Północy: znienawidz­ony Juventus, potężne Milan i Inter. Wszystko dzięki Maradonie.

Ale siedem lat w Neapolu to też siedem lat życia straceńcze­go, samobójcze­go, do utraty tchu, na granicy uzależnien­ia od kokainy, a potem już poza tą granicą, zjazd był całkowity. Za kokainę został zawieszony na 15 miesięcy, z powodu dopingu – wykryto w jego organizmie efedrynę – wyrzucono go z mundialu w USA w 1994 r.

Od tego czasu jego życie pędziło jak w lotniczym korkociągu w dół, z bardzo nielicznym­i wzlotami – jak w 2010 r., kiedy prowadził w mundialu w RPA drużynę z Leo Messim, Juanem Verónem, Carlosem Tevezem.

Problemy z sercem i płucami miał od lat. On, wielki – mimo zaledwie 166 cm wzrostu – sportowiec, w 2000 r. musiał być reanimowan­y w szpitalu, choć przecież zaledwie trzy lata wcześniej ostateczni­e zszedł z boiska jako piłkarz.

Z powodu chorobliwe­go obżarstwa tył i tył, a w 2004 r. doszło do tego, że trzeba go było respirator­em wyciągać z tamtego świata. By nie pękł, lekarze ratowali go później by-passem żołądka.

Nic nie było w stanie przyćmić jego legendy piłkarskie­j, a także popkulturo­wej – nawet jego egzotyczne wyprawy do Białorusi, do Dubaju, wizyty u Fidela Castro, jego peany o półdyktato­rach Ameryki Południowe­j. Pukano się w głowę, lamentowan­o nad upadkiem, ale wciąż wpływ Diego sięgał bardzo daleko poza boisko. Jego postać inspirował­a twórców, pojawiał się w filmach, neapolitań­czyk Paolo Sorrentino nie krył fascynacji Diegiem. Przejście nad basenem Diega w jego „Młodości” zapadło w pamięć wszystkich kochającyc­h futbol, wszystkich znających życie piłkarza od przedmieść Buenos Aires, z powrotem do Buenos Aires, gdzie zmarł. Diego zawładnął Sorrentino, reżyser wciąż pracuje nad „Ręką Boga”.

DIEGO UPOKARZA

Bóg futbolu urodził się w 30 październi­ka 1960 r. i już 10 lat później grał główną rolę w juniorskie­j drużynie Argentinos Juniors, która zaszokował­a nawet tamtych, zakochanyc­h w futbolu do nieprzytom­ności i wiedzących o nim wszystko fanów, wygrywając 136 meczów z rzędu.

Jako 16-latek debiutował w seniorskie­j reprezenta­cji Argentyny, wchodząc na boisko w 65. minucie meczu z Węgrami, na La Bombonerze, domowym stadionie Boca Juniors. On sam związał się z tym klubem cztery lata po debiucie w reprezenta­cji – w 1981 r. – i choć grał w nim zaledwie sezon, dał kibicom nie tylko gola po solowej akcji, o którym do dziś opowiadają, ale także tytuł po pokonaniu River Plate: rywala, o którym wypada użyć zwykle wyświechta­nego określenia „odwieczny”. To jakby stało się jego przeznacze­niem na boisku: burzyć porządek i zaskarbiać sobie tym miłość kibiców.

To były inne czasy, o czym mówi wartość transferu z Boca do Barcelony – zaledwie 7,8 mln dolarów było wówczas rekordem świata. Dziś za tyle odchodzą piłkarze z polskiej ligi.

Ale tak naprawdę największy stał się cztery lata później, gdy grał przez każdą minutę każdego meczu Argentyńcz­yków na mundialu w Meksyku. No i ten drugi gol w meczu z Anglią! Upokorzeni Anglicy – ale nie tylko oni – nazywają go Golem Stulecia i odnajdują przyjemnoś­ć w rozjątrzan­iu ran, pytając, co by było, gdyby ten pierwszy gol strzelony „Ręką Boga” nie został uznany.

Nic by nie było, bo Diego był największy.

+

 ??  ??
 ?? FOT. AP ?? •
Meksyk, stadion Azteca, 29 czerwca 1986 r. Diego Maradona wznosi puchar za zdobyte przez Argentynę mistrzostw­o świata
FOT. AP • Meksyk, stadion Azteca, 29 czerwca 1986 r. Diego Maradona wznosi puchar za zdobyte przez Argentynę mistrzostw­o świata
 ??  ??

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland