Ziobro broni Unii przed nią samą
Degrengolada w państwie PiS osiągnęła taki poziom, że funkcję ministra spraw zagranicznych samowolnie przejął minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro. To on – choć wykracza to poza jego uprawnienia – stał się głównym orędownikiem zawetowania przez Polskę nowego europejskiego budżetu i Funduszu Odbudowy, z którego znajdująca się w kryzysie gospodarczym Polska ma dostać nawet 750 mld złotych. – To my bronimy Unii Europejskiej – przekonywał w środę bałamutnie Ziobro, sugerując, że zawetowanie budżetu i funduszu, czyli pozbawienie wszystkich krajów UE idącego w setki miliardów euro finansowego wsparcia, miałoby komukolwiek pomóc. Jest jasne, że blokada będzie miała fatalne skutki, bo Polska i jej sojusznik Węgry nie przekonały do swojego stanowiska żadnego liczącego się w Europie gracza. I to Polska na wecie najgorzej wyjdzie, bo kurek z pieniędzmi zostanie dla niej zupełnie zakręcony.
Wśród elit Zjednoczonej Prawicy nie ma niestety nikogo, kto miałby odwagę wyjaśnić Ziobrze te proste prawdy i zasugerować mu, by nie pchał się do robienia dyplomacji, bo nie ma o niej pojęcia.
Szef MSZ Zbigniew Rau milczy. PiS po przeprowadzeniu w dyplomacji głębokiej kadrowej czystki i usunięciu z niej fachowców postawił na jej czele kolejnego figuranta, któremu odebrano jakikolwiek nadzór nad kluczową dla przyszłości naszego kraju polityką europejską. Dużo mówi za to zastępca ministra Paweł Jabłoński, powiązany z Ordo Iuris, który ostatnio zarzucił krajom UE rasizm wobec Polski.
Milczy Jarosław Kaczyński. Milczy prezydent Andrzej Duda, którego aktywność międzynarodowa ostatnio ograniczyła się do niezłożenia gratulacji zwycięzcy wyborów w USA Joe Bidenowi. Milczy też premier Mateusz Morawiecki, zupełnie nie reagując na prowokacyjne zaczepki Ziobry, który otwarcie podważa jego pozycję. A to Morawiecki właśnie będzie musiał pojechać 10 grudnia do Brukseli na szczyt i przynajmniej próbować zawrzeć jakiś kompromis.
To, że Morawiecki niewiele może, jest dla unijnych przywódców jasne. Warto z nim w ogóle rozmawiać? A może przywódcy UE powinni od razu zadzwonić do Ziobry? Nie byłby to precedens. W 2007 r. Angela Merkel, nie mogąc w Brukseli dogadać się w sprawie nowego traktatu europejskiego z prezydentem Lechem Kaczyńskim, dzwoniła do Warszawy, by rozmawiać z jego bratem, ówczesnym premierem Jarosławem.
+
Amerykanie kiedyś żartobliwie pytali, jaki numer należy wykręcić, by porozmawiać z Europą. Dziś można by zapytać, gdzie dzwonić, by porozmawiać z Polską