ZANIM ZGAŚNIE swiatlo
Krystian urodził się w Warszawie i przez dwadzieścia jeden lat życia nigdy nie wyjechał z Polski. Choruje na autyzm. Nie ma dokumentów. Grozi mu deportacja.
WWladimir Surmacz, ojciec Krystiana, lat 69: – Boję się, że jak mnie zabraknie, zostanie deportowany na Ukrainę i tam zamkną go w jakiejś psychuszce. Państwowe psychuszki nie zmieniły się za bardzo od czasów sowieckich. Zresztą w Polsce też nie chciałbym, żeby zamknęli go w jakimś domu pomocy. Krystian fizycznie jest bardzo silny, sprawny. I potrzebuje dużo atencji, jest absorbujący. Kto by się nim zajmował? Dadzą mu jakieś leki, żeby leżał i nie przeszkadzał, i za kilka lat go nie będzie. Ja wiem, że Krystian dałby radę samodzielnie żyć. Wystarczyłoby, żeby ktoś przyszedł do niego raz dziennie – przypomniał, co trzeba po kolei zrobić, skontrolował, czy wszystko jest w porządku. On umie zrobić kanapkę, sałatkę, odgrzać obiad w mikrofali, ogolić się, umyć. Czasem jednak zapomina, gubi się.
Mnie czas już nagli. Wiem, że muszę ułożyć mu to wszystko, ile dam radę, póki jestem. Zwłaszcza dokumenty. Z tym mamy największy problem. Urzędy to zawsze był mój krąg piekielny, jak z Dantego Alighieri. Jako antysystemowiec zawsze unikałem urzędów za wszelką cenę. Jaki ma sens udowadnianie w papierach oczywistych rzeczy? – tak uważałem. Uważałem, że urzędy sprawiają, że nie można skupić się na życiu, bo trzeba skupiać się na tym, żeby papier się nie skończył, jak u Kafki. Teraz, na koniec życia, urzędy mnie dopadły.
DOWÓD
Kajetan Wróblewski, fundacja Asymetryści, działacz społeczny pomagający imigrantom: – Zarówno Krystian, jak i jego ojciec od 2011 r. mają w Polsce status rezydenta długoterminowego Unii Europejskiej. Wladimir przyjechał do nas w 1995 r., syn urodził się cztery lata później. Na podstawie tego statusu wydane im były pięcioletnie karty pobytu. Ich termin jednak kończy się w lutym 2021 r. I teraz zaczynają się schody. Krystianowi polski urząd nie może wydać kolejnej karty, bo chłopak jest już dorosły. Wcześniej honorowano to, że był wpisany do ukraińskiego paszportu ojca. Teraz Polska wymaga, żeby dorosły Krystian okazał własny paszport, a on go nie ma. Jak dowiedzieliśmy się w urzędach ukraińskich, żeby go zdobyć, ojciec Krystiana musiałby wykonać ciąg działań. Wyjechać z synem do Lwowa. Zapłacić mandat za to, że w wieku szesnastu lat nie zgłosił syna po dowód osobisty (co jest obowiązkiem obywatela Ukrainy). Wyrobić dowód osobisty. Złożyć wniosek o paszport. Aby wniosek został rozpatrzony, musieliby udowodnić przed lwowskim sądem, że 21-letni Krystian to ta sama osoba, która w niemowlęctwie wpisana została do paszportu ojca – jego zdjęcie nie widnieje w żadnym dokumencie. Musieliby zostać powołani świadkowie, którzy to stwierdzą. Taka procedura to miesiące. Skąd ci ludzie mieliby wziąć pieniądze na taką podróż, jak ją zorganizować? Dorosły syn z autyzmem i stary, schorowany ojciec – z jaskrą, praktycznie już niewidzący i z postępującą od kilku lat ciężką boreliozą. Zrobimy jednak wszystko, co się da, żeby jakoś im pomóc.
Wladimir: – Ja nie narzekam. Żyjemy z Krystianem skromnie, ale nam jest dobrze. Nie palę, nie piję. Dostaję 1,8 tys. jako rodzic niepełnosprawnego dziecka plus syn ma 800 zł renty socjalnej. Za wynajem mieszkania płacimy 1,6 tys., reszta wystarcza nam na jedzenie. Nie potrzebujemy więcej, choć jak któregoś z nas zaboli ząb, to brakuje. Nie mam takiej możliwości, żeby odłożyć na podróż na Ukrainę. Jeśli poszedłbym do pracy, straciłbym świadczenie rodzicielskie, ono przysługuje tylko niepracującym. Przez całe lata pracowałem, ale teraz, przy obecnym stanie zdrowia, nie sądzę, żeby udało mi się zarobić więcej niż to świadczenie.
A musiałbym jeszcze przecież opłacić jakąś pomoc dla syna, gdybym wychodził na cały dzień. Z centrum Warszawy jedzie się do nas kolejką, potem autobus podmiejski, od wsi Zakręt trzeba jeszcze dojść pieszo 15 min. W sumie półtorej godziny w jedną stronę.
MATKA
Ze Lwowa wyjechałem w 1989 r. To był jeszcze Związek Radziecki. Czułem coraz mocniejszy oddech KGB na plecach. Za to, że należeliśmy do nielegalnej or
Krystian z natury jest urodzonym hipisem. Jemu się wydaje, że każdy jest do niego dobrze nastawiony, jak ja. On nie ma w sobie żadnej agresji do innych, kompletnie, niestety ludzie różnie odczytują jego nietypowe zachowanie
ganizacji wolnościowej Dowierije [Zaufanie], za to, że organizowaliśmy nielegalne spotkania – literackie, muzyczne, takie tam. Stwierdziłem, że w Związku Radzieckim nie ma już dla mnie życia, i za innymi przyjaciółmi wyjechałem do Danii, i złożyłem podanie o azyl. Ci, co chwilę wcześniej złożyli, dostawali od ręki. Jak do mnie doszło, ZSRR zaczęło się rozpadać i sprawa przestała być jasna – należy mi się czy nie. Ostatecznie dostałem pobyt i po pięciu latach automatycznie miałem mieć duński paszport. Jednak trzy miesiące przed upływem terminu dostałem wiadomość, że mama jest umierająca. Rzuciłem wszystko i pojechałem do Lwowa pożegnać się z nią. Europejski paszport szlag trafił. Pochowaliśmy matkę i wróciłem jeszcze do Danii na chwilę. Jeden z banków kupił całą kolekcję moich obrazów, żeby udekorować centralę. Dostałem 20 tys. dol., wtedy to była dla mnie kasa z księżyca. Z tym majątkiem przeniosłem się do Polski. Od 95 r. jestem tutaj.
W Polsce założyliśmy zespół – Le Plastique Mystification. Muzyka alternatywna. Czy dało się z tego żyć? Nie, oczywiście, że nie. Nigdy nie oczekiwałem od sztuki, że mnie utrzyma. Gdyby tak się zdarzyło, to w porządku. Zasadniczo uważam jednak, że ze sztuką jak z miłością – nie wolno myśleć o pieniądzach, bo to ją zabija. Dorabiałem przez lata w biurze, prowadziłem dyskotekę. Każdą nadwyżkę inwestowało się w sprzęt do grania. Mama Krystiana, Oleksandra, to była wokalistka Le Plastique Mystification. Kiedy się pobraliśmy, miała 17 lat. Młodsza ode mnie o trzydzieści dwa lata. Papier był po to, żeby mogła wyjechać ze Lwowa.
Że coś z Krystianem jest niedobrze, zauważyliśmy, jak skończył rok. Kiwał się rytmicznie, nie mówił. W tym czasie Ola była już w kolejnej ciąży, a firma, w której zarabiałem na życie, zbankrutowała. Było nam ciężko. Wymyśliłem, że jak Ola odpocznie po porodzie, wyślę ją do moich przyjaciół do Francji. Tak się stało. Na świat przyszła nasza córeczka, zdrowa. Ola zabrała ją do Paryża. Miała się tam rozejrzeć i zaraz sprowadzić mnie z Krystianem. Nasz rozwód i jej ślub z Francuzem miały być formalnością, by załatwić nasze sprawy. Mieliśmy za chwilę znów być wszyscy razem. Tymczasem czas zrobił swoje. Próbowałem potem Olę jeszcze kilka razy znaleźć. Ona jednak od prawie dwudziestu lat nie odpowiada na moje listy i nie interesuje się losem Krystiana. Wiem, że skończyła studia na Sorbonie i ma gabinet psychoterapeutyczny. Napisałem na adres tego gabinetu, następnego dnia strona internetowa zniknęła. Więcej nie szukam. Boli, że odcięła mnie też od naszej córki, boję się, że ona nawet nie wie, kto jest jej ojcem.
TERAPIE
Próbowałem posyłać Krystiana do szkoły, to się nazywało klasa integracyjna. Szybko stał się jednak ofiarą klasową i nikt nie potrafił mu pomóc. Jak inni uczniowie napoili go płynem do mycia naczyń, zabrałem go ze szkoły i więcej nie przyprowadziłem. Bałem się, że to się źle skończy.
Kiedy był dzieckiem, proponowano nam różne terapie, ale one wszystkie były drogie i w moim odczuciu przynosiły niewielki efekt. Od kilkunastu lat 24 godziny na dobę sam zajmuję się synem. Ponieważ jako młody mężczyzna pasjonowałem się sztukami walki, opracowałem dla Krystiana mój autorski program ćwiczeń: połączenie judo, kick boxingu, sambo, vale tudo. Ćwiczyłem z nim też jogę. Krystian lubił trenować, wyżywał się w tym. Umiem się z nim porozumieć tak, żeby wiedział, co ma robić. Uczestniczył ze mną w zajęciach sztuk walki, które prowadziłem dla dzieci. Maluchy traktowały go jako mojego asystenta, uwielbiały go, wieszały mu się na szyi. Obecnie niestety już zdrowie nie pozwala mi na kontynuowanie takich działań. Zostały nam nagrania, na których utrwaliłem, jak Krystian trenuje.
Krystian z natury jest urodzonym hipisem. Jemu się wydaje, że każdy jest do niego dobrze nastawiony, jak ja. On nie ma w sobie żadnej agresji do innych, kompletnie, niestety ludzie różnie odczytują jego nietypowe zachowanie. Tu na wsi, gdzie mieszkamy, i w okolicy spotyka się często z niezrozumieniem. Ktoś czuje się zaczepiony, obrażony, mówią „wariat”. Pijani mają przekonanie, że syn jest na dopalaczach, bo to teraz modne. Mam już gotowe formułki w głowie i staram się tłumaczyć sytuację.
WYŚCIG
W orzeczeniu Krystiana napisane jest, że jest on całkowicie niezdolny do pracy. Ja jednak wiem, że w sprzyjających warunkach Krystian mógłby się przydać – mógłby być pomocnikiem mechanika czy coś takiego. Trzeba mieć tylko do niego odpowiednie podejście. Bardzo chciałbym zdążyć uregulować mu sytuację mieszkaniową. Socjalne? Nie staraliśmy się nigdy. Wiem, że płacimy tyle, ile w centrum Warszawy. Za 1,6 tys. mamy 16 metrów kwadratowych i wspólną łazienkę z sąsiadami. Jednak nie jest łatwo coś wynająć, gdy przyznajesz, że masz niepełnosprawne dziecko i jeszcze kota. Wszyscy inni nam odmawiali.
Ścigam się z czasem. Muszę uporządkować sprawy Krystiana, zanim zgaśnie mi światło. Jak przestanę widzieć na drugie oko, a to niedługo musi nastąpić, nie zrobię już nic. Chciałbym bardzo zdążyć jeszcze zarchiwizować 15-letnią pracę Le Plastique Mystification. To przestępstwo wobec sztuki nie dbać o takie rzeczy. Nie mogę jednak nawet o tym pomyśleć, dopóki nie zabezpieczę Krystiana.
Alena Zelianko, właścicielka biura doradczego pomagającego cudzoziemcom w polskich urzędach: – Na żądanie wojewody mazowieckiego wystąpiliśmy do ambasady ukraińskiej o pismo, że nie może ona wydać Krystianowi paszportu. Mamy informację, że takie pismo zostało wysłane już dwa tygodnie temu, wciąż jednak do polskiego urzędu nie doszło. Wtedy wojewoda może wydać Krystianowi chociaż tymczasowy dokument tożsamości, i to już byłby krok naprzód.
Z takim dokumentem w garści moglibyśmy starać się organizować ewentualny wyjazd na Ukrainę lub starać się legalizować stały pobyt Krystiana w Polsce. Rozumiem, że gdyby pan Wladimir pilnował wcześniej urzędniczych spraw, teraz byłoby łatwiej. Ale nie każdy przecież ma jednakowe rozeznanie w takich kwestiach, a ci ludzie nie zrobili nic złego, nie popełnili żadnego przestępstwa. Czy urzędy nie mogłyby jakoś pójść im na rękę, pomóc? Oni tylko muszą udowodnić, że są, kim są.
Kilka razy spotkałam Krystiana i nie wyobrażam sobie, jak ojciec miałby wybrać się z nim w daleką podróż. Każdą pozarutynową czynność Krystian znosi bardzo źle. Nie wyobrażam sobie też, co będzie działo się z tym chłopakiem, jeśli ojciec nie zdąży trwale uporządkować jego dokumentów. Kto to później zrobi?
Strach jest, bo ani strona ukraińska nie kwapi się, żeby to ułatwić, ani w Polsce nie mamy klimatu sprzyjającego imigrantom.