Policja, kocioł, gaz
Zdjęcia z sobotniej demonstracji w Warszawie nie pozostawiają wątpliwości: posłanka Barbara Nowacka pokazuje policjantowi swoją legitymację, a zaraz potem zostaje przez niego zaatakowana strumieniem z ręcznego miotacza gazu
– Stanęłam twarzą w twarz z policjantem, mówiłam: „Uspokójcie się”; widział, że jestem posłanką, pokazałam legitymację. I w tym momencie dostałam gazem po oczach, po twarzy – mówi „Wyborczej” Nowacka.
Chcą więcej miotaczy gazu
Policjanci zaczęli używać miotacza gazu (pełna nazwa to ręczny miotacz pieprzu) na demonstracjach w maju tego roku podczas strajku przedsiębiorców. Ich zastosowanie wywołało wtedy panikę. Z danych Rzecznika Praw Obywatelskich wynika, że od tego czasu jest to jeden z najczęściej stosowanych „środków przymusu bezpośredniego”.
We wrześniu na twitterowym profilu polskiej policji pojawił się bulwersujący wpis. W sekcji „Czy wiesz, że” policja pisała: „czy wiesz, że policjant może użyć ręcznego miotacza pieprzu wobec osoby stawiającej bierny opór?”. Po fali krytyki wpis zniknął.
Miotacze zastąpiły używane wcześniej granaty z gazem łzawiącym. Przypominają małe gaśnice samochodowe. Od początku tego roku policja rozpisała już kilka przetargów na ich dostawę, stwierdzając, że „istnieje zwiększone zapotrzebowanie na ten sprzęt”. W specyfikacji zamówienia można przeczytać, że „RMP jest środkiem stosowanym w sytuacji konieczności wyegzekwowania zachowania zgodnego z prawem lub obezwładniania niebezpiecznej osoby, w tym także znajdującej się pod wpływem alkoholu, narkotyków lub innych podobnie działających środków”.
Jakie zagrożenie stanowiła Nowacka? Nie wiadomo. – Policjant widział, że jestem posłanką. Zapewniam, że nie był to przypadek, decyzja w jakimś zamieszaniu, po prostu wyjął gaz i go użył. Bo mógł – mówi posłanka.
Komenda Stołeczna Policji zapowiada „wyjaśnienie” incydentu z użyciem gazu przeciwko Nowackiej. Wieczorem opublikowała nagranie z kamery na mundurze policjanta. I broni go: „Nagranie wyraźnie pokazuje, że jedna osoba lekceważy (...) wezwania policjantów. To kobieta, która podchodzi do policyjnego szyku i będąc tuż przy funkcjonariuszach, przepycha tarczę i wyciąga rękę przed samą twarz jednego z nich”.
Działania policji krytycznie ocenił rzecznik praw obywatelskich Adam Bodnar. – Psiknięcie gazem w twarz posłance Nowackiej to jak psiknięcie w twarz 88 tysiącom jej wyborców – powiedział w Radiu ZET. Atak na Nowacką określił jako „absolutnie niedopuszczalny i skandaliczny”.
Kocioł, żeby przestraszyć
Nowacka została zaatakowana w chwili, gdy krzyczała do policjantów, żeby puścili dwie dziewczyny wciągnięte za kordon podczas „kotła” przy Trasie Łazienkowskiej.
Policyjne „kotły” to taktyka, którą funkcjonariusze zastosowali w sobotę wobec demonstrujących w Warszawie. Rozpoczęta o godz. 15 manifestacja „W imię matki, córki, siostry” odbyła się w 102. rocznicę uzyskania przez polskie kobiety praw wyborczych. Tablice na rondzie Dmowskiego, skąd manifestacja wyruszyła, zaklejono napisem „Rondo Praw Kobiet”. Przyszło między 3 a 5 tys. osób. Gdy próbowały pójść w stronę Sejmu, kordony policji zaczęły zagradzać im drogę i dzielić na mniejsze grupy, którym nie pozwalano iść dalej.
Jak zauważa Bodnar, zamykanie demonstrantów w „kotłach” narusza ich prawa obywatelskie. Według niego to rozwiązanie stosuje się, gdy trzeba opanować bardzo gwałtowny, przemocowo nastawiony tłum. Jeżeli demonstracja jest pokojowa, to takiej formy nie należy stosować.
– Od 10 listopada mam wrażenie, że w przypadku wielu zgromadzeń policja podejmuje takie działania, by jak najwięcej osób wystraszyć i doprowadzić do tego, że drugi raz nie podejmą się udziału w jakimkolwiek zgromadzeniu – dodał rzecznik praw obywatelskich.
Nasze źródła mówią, że Jarosław Szymczyk, komendant główny policji, osobiście nadzorował sobotnią akcję i że odsunięto od niej odpowiedzialnych za brutalne zachowania policji z 18 listopada.