Barbara Nowacka:
To policja doprowadziła do eskalacji
Stanęłam twarzą w twarz z policjantem, mówiłam „uspokójcie się”, widział, że jestem posłanką, pokazałam legitymację i w tym momencie dostałam gazem po oczach – mówi „Wyborczej” posłanka Koalicji Obywatelskiej Barbara Nowacka.
Byliśmy na demonstracji jako posłowie od samego początku, żeby obserwować i pomagać. Zaczęło się spokojnie, a potem – korba – policja zablokowała protestujących. Ludzie wpadali w policyjne kotły, nie mogli się ruszyć, zaczęły się ucieczki po podwórkach – opowiada nam Nowacka. – Winię policję za to, że nie pozwoliła spokojnie przejść demonstracji, sama doprowadziła do eskalacji nastrojów. Stali zablokowani, my chodziliśmy po kolejnych kotłach, próbowaliśmy przekonać funkcjonariuszy, by wreszcie zaczęli legitymować ludzi, których otoczyli.
Każda blokada miała dowódcę. Z posłankami Małgorzatą Tracz i Ulą Zielińską dotarliśmy do blokady przy Marszałkowskiej, na wysokości zejścia do Trasy Łazienkowskiej. Akurat policja wyciągała z tłumu dwie młode dziewczyny. Małgorzata Tracz i Ula Zielińska zostały, by wiedzieć, jak rozwinie się sytuacja. W tym czasie na Trasie Łazienkowskiej młodzi ludzie blokowali już jezdnię, policja zaczęła ich spychać tarczami. Widziałam niejedno zdejmowanie blokad, uważam, że policjanci byli bardzo brutalni.
Wyskoczyła kolejna grupa z tarczami. Stanęłam twarzą w twarz z policjantem, mówiłam „uspokójcie się”, widział, że jestem posłanką, pokazałam legitymację i w tym momencie dostałam gazem po oczach, po twarzy. Celował w punkt, z metra. Zapewniam,
że nie był to przypadek, decyzja w jakiś zamieszaniu, po prostu wyjął gaz i go użył. Bo mógł. Na demonstracjach są różni policjanci, choć wszyscy wykonują głupie i kuriozalne rozkazy, to część zachowuje się w porządku. Ten, który użył gazu, zachował się skandalicznie. Część policjantów uważa, że to fajnie bić kobiety, mają na to przyzwolenie, nikt ich nie rozlicza, są brutalni.
Nie widziałam twarzy policyjnego agresora. Ktoś doprowadził mnie do ratowników. Z posłem Michałem Szczerbą domagaliśmy się rozmowy z przełożonym, który wydaje rozkazy. I owszem, przyszedł, ale powiedział, że nic nie wie, bo dowodzi blokadą na górze, przy Marszałkowskiej. Tego z dołu nie udało się znaleźć, ale zapewniam, że nie odpuścimy policji.
Jestem w dobrej sytuacji, bo mogę opowiedzieć o tym w mediach, ale myślę o ludziach, którzy przyszli na pokojową demonstrację, dostali gazem, pałką i nie mają jak się obronić. To wszystko należy wyjaśnić.
Osobnym tematem jest dowództwo całej akcji. Widzieli ludzi, którzy chcą manifestować pokojowo. I co z tego, że wykrzyczą kilka antyrządowych haseł? To jest w końcu protest. Ale rozumieli nastrój, słyszeli grającą muzykę, co by się stało, gdyby ludzie przeszli wymyśloną trasą? Nic.
To dowódcy zdecydowali, by zamykać tłum w kotłach, to chyba jasne, że w sytuacji opresji ludzie chcą jeszcze mocniej protestować. Więc policjanci robili to celowo, zgodnie z taktyką, która obowiązuje od słynnego kotła na placu Powstańców.
Jeśli dowódcy policji i pan Kaczyński sądzą, że gazem, pałkami przestraszą kobiety, to są w wielkim błędzie.