Dlaczego zginął irański spec od atomu
Wiele wskazuje na to, że śmierć Mohsena Fakhrizadeha miała więcej wspólnego z wynikiem wyborów prezydenckich w USA niż z postępami irańskiego programu atomowego.
Irański naukowiec Mohsen Fakhrizadeh został zamordowany 27 listopada w pobliżu Teheranu. O zabójstwie poinformowało ministerstwo obrony Iranu. „Uzbrojeni terroryści zaatakowali pojazd przewożący Mohsena Fakhrizadeha, szefa departamentu badawczo-innowacyjnego armii. W trakcie wymiany ognia między terrorystami a jego ochroną Fakhrizadeh został ciężko ranny, po czym został przewieziony do szpitala. Niestety, mimo wysiłków lekarzy kilka minut temu zmarł” – czytamy w oświadczeniu.
Izrael czuje się zagrożony
Pomimo rutynowego milczenia Izraela sprawstwo zamachu nie budzi większych wątpliwości. Fakhrizadeh zginął w ten sam sposób jak czterech irańskich atomistów w latach 2010-12. Wówczas, tak jak teraz, Iran oskarżał wywiad izraelski i nikt jeszcze nie dowiódł, że były to oskarżenia bezpodstawne.
Nie budzi też wątpliwości cel zamachu. Fakhrizadeh był czołowym irańskim naukowcem od atomu. W maju 2018 r. Izrael ogłosił, że jest w posiadaniu tajnych dokumentów, które dowodzą jego wiodącej roli w budowie potęgi nuklearnej Iranu.
Teheran twierdzi, że cele programu atomowego są wyłącznie pokojowe, ale mało kto w to wierzy. Podpisane w 2015 r. porozumienie międzynarodowe zamrażało ów program w zamian za zniesienie sankcji, ale Donald Trump je wypowiedział, co sprowokowało Irańczyków do wznowienia prac. Według wyliczeń Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej (MAEA) kraj ten ma aktualnie 12 razy więcej lekko wzbogaconego uranu, niż pozwalało porozumienie nuklearne – 2,4 tys. kg zamiast 203 kg. Wciąż nie ma bomby.
Izrael, sam dysponujący bronią atomową, czuje się zagrożony – Republika Islamska to główny wróg państwa żydowskiego. Premier Izraela Beniamin Netanjahu dodatkowo regularnie podsyca ten strach, zbijając kapitał polityczny.
Czy jednak zabijając Mohsena Fakhrizadeha, Izrael naprawdę chciał opóźnić irański program atomowy? Motywy mogły być bardziej złożone.
Ostatnia szansa na atak na Iran
Wiara, że śmierć naukowca powstrzyma Iran, byłaby naiwna. „Irański program nuklearny już dawno nie zależy od jednej osoby” – zatweetował Mark Fitzpatrick z Międzynarodowego Instytutu Badań Strategicznych w Londynie.
W połowie listopada pojawił się przeciek, że Donald Trump na odchodne rozważał uderzenie w irański ośrodek nuklearny. Spotkał się w tej sprawie z szefami Pentagonu, Departamentu Stanu, przewodniczącym kolegium szefów sztabów oraz swoim zastępcą, pytając ich o możliwe opcje ataku. Doradcom udało się przekonać prezydenta, że to zły pomysł, bo operacja mogłaby doprowadzić do szerszego konfliktu na Bliskim Wschodzie.
Trump podobno odpuścił. Ale czy na pewno? Choć w międzyczasie pogodził się z przegraną w wyborach, nie można wykluczyć, że w sprawie znienawidzonego Iranu jednak będzie chciał postawić na swoim. Z nieznanych powodów w ubiegły weekend prezydent wysłał na Bliski Wschód kilka latających fortec B-52.
Przegrana Trumpa jest dużym problemem dla Netanjahu. Obaj politycy przez cztery lata żyli w symbiozie, usiłując kształtować korzystną dla siebie politykę w regionie. Wyjątkiem była niekorzystna dla Izraela decyzja o wycofaniu wojsk USA z Syrii, później jednak rozwodniona.
Być może Netanjahu rzutem na taśmę usiłuje sprowokować Trumpa
do ataku na Iran. Za kilka tygodni, gdy rządy obejmie Joe Biden, sytuacja zmieni się diametralnie. Biden sygnalizował chęć powrotu do porozumienia nuklearnego z Iranem. Jego doradcą ds. bezpieczeństwa zostaje Jake Sullivan, który je negocjował w imieniu administracji Baracka Obamy. W 2019 r. „NYT” opublikował artykuł Sullivana krytykujący Trumpa za politykę „maksymalnej presji” na Iran, która prowokuje Irańczyków do działań zaczepnych w Zatoce Perskiej i do rozwijania programu nuklearnego.
Trzecim, po Trumpie i Netanjahu, przegranym listopadowych wyborów jest książę Mohammed bin Salman, p.o. władcy Arabii Saudyjskiej. On też będzie miał trudniejsze życie z Bidenem. Izraelczycy i Saudyjczycy od dawna lobbowali u Trumpa za atakiem na Iran. Teraz mają ostatnią szansę.
Tydzień temu odbyła się pierwsza w historii, choć potajemna, wizyta premiera Izraela w Arabii Saudyjskiej. Netanjahu poleciał w tym celu do „miasta przyszłości” Neom, gdzie właśnie gościł sekretarz stanu Mike Pompeo. Nie wiadomo, o czym ta trójka rozmawiała, ale spekulowano, że atak na Iran mógł być wysoko na liście tematów.
Kilka dni później Izrael zabija czołowego irańskiego atomistę. Wygląda to na chęć sprowokowania Iranu do odwetu, co mogłoby dać Trumpowi pretekst do ataku. Gdyby doszło do eskalacji, Bidenowi byłoby znacznie trudniej normalizować stosunki z Iranem.
Odwet mało prawdopodobny
Czy Teheran da się podpuścić? To dość wątpliwe. Nie dał się sprowokować, kiedy w styczniu Trump kazał zabić dowódcę Gwardii Rewolucyjnej gen. Kasima Sulejmaniego, a to człowiek, którego Irańczycy fetowali jako bohatera narodowego. Fakhrizadeh był bez porównania mniej znany.
Wielu ekspertów wtedy wieściło, że Iran po prostu nie może odpuścić takiej zniewagi. A jednak zwyciężyła opcja wyczekiwania na wynik wyborów w USA. Tym bardziej teraz, gdy ich korzystny dla Irańczyków wynik jest znany, agresywne ruchy byłyby wysoce nierozsądne.
Pewną niewiadomą jest tylko zakres autonomii poszczególnych frakcji w irańskim establishmencie. Jest tam kilka ośrodków władzy, a atak odwetowy na Izrael wcale nie musi być zatwierdzony przez rząd. Mogą go zresztą dokonać szyickie bojówki w Libanie, Iraku albo Syrii. Odpowiedzialność w razie potrzeby da się przypisać Teheranowi.
„Uderzymy jak piorun w zabójców tego męczennika, aż pożałują swoich czynów” – odgrażał się na Twitterze Hossein Dehghan, doradca wojskowy najwyższego przywódcy Alego Chameneiego. Dehghana uważa się za kandydata twardogłowych w wyborach prezydenckich w 2021 r. Parę dni wcześniej ostrzegał on, że atak USA na Iran spowoduje „totalną wojnę” na Bliskim Wschodzie.
W połowie listopada pojawił się przeciek, że Donald Trump na odchodne rozważał uderzenie w irański ośrodek nuklearny. Doradcom udało się przekonać prezydenta, że to zły pomysł