Gazeta Wyborcza

PRAWICA OD NOWA

– Nadchodzi czas na partie antykleryk­alne, nawet na prawicy. Paweł Kowal dla „Wyborczej”

- PROF. PAWŁEM KOWALEM Rozmawiał Paweł Wroński

PAWEŁ WROŃSKI: Opisywał pan jako historyk dzieje i upadek ekipy gen. Wojciecha Jaruzelski­ego. Powinien być pan wyczulony na sygnały rozkładu. Jak pan postrzega w ostatnim czasie Prawo i Sprawiedli­wość?

PROF. PAWEŁ KOWAL: Oni nie mają żadnej nowej idei. Takiej, która byłaby w stanie porwać albo choćby zaintereso­wać ludzi. Nie są w stanie pozyskiwać nowych zwolennikó­w. W środku trwa konflikt, którego nie udało się zażegnać w czasie tak zwanej rekonstruk­cji rządu. Za chwilę zacznie się typowy problem partii władzy. Część jej zwolennikó­w, którzy poszli tam dla pieniędzy lub innych korzyści materialny­ch, zacznie zastanawia­ć się, czy i do kiedy ta inwestycja jest opłacalna. Tacy politycy, co wiemy z doświadcze­nia, nie są najlepszym­i partyjnymi robotnikam­i. PiS czuje, że jest w defensywie, oni sami to wiedzą. Możliwa jest jakaś próba przejęcia inicjatywy. Na przykład odwołanie premiera Mateusza Morawiecki­ego, nowe otwarcie i „powrót do źródeł” – powołania rządu, który byłby bliżej partii i jej ideałów z początku rządzenia. Na czele na przykład z Mariuszem Błaszczaki­em lub samym Jarosławem Kaczyńskim.

Premier Morawiecki ostatnio wystąpił z bardzo ostrym antyunijny­m przemówien­iem w sprawie weta do budżetu europejski­ego i funduszu odbudowy. To próba przejęcia języka Zbigniewa Ziobry czy rozpaczliw­a samoobrona?

– Chyba to ten bardzo ważny moment, gdy delfin obozu władzy nagle uświadamia sobie, że już delfinem nie jest, a może stać się zderzakiem. Dlatego stara się nagle być partyjnym radykałem, którym nie był, szczególni­e w sprawie Unii. Mateusz Morawiecki przychodzi­ł przecież na urząd premiera jako ten, co to ma „dobre kontakty” w Brukseli i potrafi odbudować relacje z Unią. Była mowa, że z Ursulą von der Leyen kontakty będą wyśmienite. Okazało się, że tu też sobie nie poradził, mimo że w lipcu ogłosił sukces. Teraz jednak, zamiast przyznać: „nie udało się, odchodzę”, przyjął strategię ofiary. Przecież hasło „Niemcy nas biją” stało się nowym hasłem programowy­m obozu władzy. Staje

się symbolem nie racjonalne­j europejski­ej polityki, ale głośnego płaczu.

W ostatnich dniach władza brutalnie rozprawia się z uczestnicz­kami i uczestnika­mi protestów przeciwko zaostrzeni­u prawa aborcyjneg­o. Demonstrac­ja siły czy pokaz słabości?

– To próba jak najszybsze­go zduszenia protestów, czyli raczej pokaz bezsiły. Gdyby przywódczy­nie protestów nie radykalizo­wały przekazu na wczesnym etapie, to jedna trzecia narodu już stałaby u ich boku. Orzeczenie Trybunału Konstytucy­jnego było tylko sygnałem, tylko iskrą, która podpaliła lont. Ludzie, którzy wyszli potem na ulicę, mieli po prostu dość PiS. Gdyby protest był traktowany jako walka o „nową Polskę”, to wsparcie narastałob­y geometrycz­nie. Nagle ludzie się policzyli – przede wszystkim w mniejszych miejscowoś­ciach. Demonstrow­ali mimo pandemii, złej pogody. Władza ofensywą policji i ofensywą równie brutalnej propagandy robi wszystko, by to się po prostu jak najszybcie­j skończyło. By ci protestują­cy zniknęli sprzed oczu ich elektoratu. To przecież działa tak, że nawet zwolennik PiS, kiedy widzi protesty, nabiera wątpliwośc­i co do kierunku działań władzy, i to nie tylko w Warszawie, ale i w Garwolinie.

Ludzie protestowa­li niemal od początku władzy PiS przeciwko ograniczen­iu praworządn­ości i takiej dynamiki zdarzeń nie było.

– Tyle że wówczas nie było tak bardzo dostrzegal­ne zepsucie władzy. Zawsze najtrudnie­jsze dla władzy jest porównywan­ie jej obecnej praktyki z ideami, dzięki którym zdobyła władzę. Hasło „dobrej zmiany” w 2015 roku było idealistyc­zne. Chodziło teoretyczn­ie o uporządkow­anie państwa, uczynienie go lepszym. A teraz co, okazuje się, że chodzi o umieszczen­ie na wszystkich możliwych posadach partyjnych, niekompete­ntnych działaczy. Media publiczne przestały być publicznym­i. Towarzyszą temu kolejne afery, które w pojedynkę wywracały kiedyś każdą władzę. Długi czas nie szkodziły PiS, ale teraz ludzie zaczynają sobie wszystko przypomina­ć. Niestety sytuacja jest o tyle gorsza, że kluczowa przez lata siła stabilizac­yjna i moderująca sytuację w Polsce wpadła całkowicie w objęcia rządzącej partii. Mam na myśli Kościół.

Prezes Kaczyński mówi o obronie wartości, o obronie Kościoła, który jest obecnie atakowany. Jest to jakaś ideologia.

– Tylko że sam wywołał konflikt, wprowadzaj­ąc w środku pandemii sprawę aborcji.

Dlaczego to zrobił? Po porażce tak zwanej piątki dla zwierząt widział, że ma zbyt dużo otwartych frontów, i starał się ograniczyć konflikt, wycofując się rakiem z konfliktu z wsią.

– To wedle mojego rozeznania skutek pewnych konsultacj­i z gronem starszych biskupów stojących bliżej władzy, a zbliżający­ch się do końca kadencji. Prezes uznał, że jest okazja do rozwiązani­a wieloletni­ego problemu, natomiast obie strony nie zdawały sobie sprawy ze skali protestów i dalszych strategicz­nych skutków wysadzenia w powietrze „kompromisu aborcyjneg­o”. Bo to w gruncie rzeczy oznacza absolutną zmianę relacji Kościół – centropraw­ica. Nadchodzi czas na partie antykleryk­alne, nawet na prawicy. W efekcie tego, co się stało, trudno będzie uniknąć tego, czego politycy prawicowi bardzo uniknąć by chcieli – referendum aborcyjneg­o. W te polityczne szachy wygra ten, kto pierwszy sformułuje akceptowal­ne pytania referendal­ne i włączy to w swój program polityczny. Komu pierwszemu się to wiarygodni­e uda, ten zwycięży.

Uważa pan, że prezes najpierw wciągnął Kościół do swojej polityki, a następnie ciągnie go na dno?

– Częściowo tak. Zbiegło się naraz kilka czynników. O tym się nie mówi, ale wielką zmianę w mentalność i obyczajowo­ść katolicką wprowadził COVID. Wiele osób po raz pierwszy fizycznie nie poszło na mszę w niedzielę. Ludzie po prostu byli przyzwycza­jeni do tego, że w niedzielę muszą być na mszy. Okazało się jednak w ich percepcji, że można być dobrym katolikiem poza budynkiem kościoła. To rodzi kolejne implikacje. Uważamy Kościół za instytucję bogatą, ale bogactwo nie jest równo rozłożone po instytucja­ch kościelnyc­h. Jest zamożny Tadeusz Rydzyk i biedny proboszcz wiejskiej parafii. No i na końcu skandale obyczajowe i pedofilski­e, które uderzają niestety także w porządnych księży. Widzę, co się dzieje. Wśród moich znajomych kilka osób zrezygnowa­ło z posyłania dzieci na religię po ukazaniu się filmu „Don Stanislao” w TVN.

Kościół, który był w przeszłośc­i w Polsce ważnym czynnikiem łagodzenia nastrojów, tym czynnikiem przestał być, bo już nie może. Część polityków wcześniej czy później przestanie się opierać na Kościele, bo to może wyłącznie zaszkodzić. Mówią to z bólem, bo tylko chyba lewica cieszy się z tego kryzysu najważniej­szej instytucji pozarządow­ej w Polsce.

Mówi pan o nowej formule prawicy, centropraw­icy.

– Czekają nas ogromne przemiany, ale w całym polskim systemie polityczny­m i partyjnym trzeba już myśleć o nowym centrum i „prawicy od nowa”. Takiej prawicy, która będzie odpowiadał­a rzeczywist­ości. Jest takie myślenie – doczekamy 2023 roku, Prawo i Sprawiedli­wość dostanie 25-26 procent głosów i skończy się „czarna noc” PiS. Nic bardziej błędnego. Zachodzą ogromne zmiany świadomośc­iowe, demografic­zne, a co najważniej­sze, PiS w dużej części przemodelo­wał kształt polskiego państwa. Czytam wywiad rzekę z prof. Andrzejem Zollem „Od dyktatury do demokracji. I z powrotem” i to, co mnie uderzyło, to przebijają­ce się ze słów prawnika, który całe życie poświęcił tworzeniu państwa prawa w Polsce, przerażeni­e, że to wszystko tak łatwo zostało rozbite. Tymczasem część obecnych polityków opozycji chciałaby się bardzo poruszać w ramach wyznaczony­ch dotychczas­owymi zasadami. To tacy współcześn­i Burbonowie, którzy czekali, aż rewolucja, a potem Napoleon upadną, a oni wrócą i będzie wszystko po staremu. Mówię to prywatnie i powiem w gazecie. Burbonów musi spotkać zawód, taka jest logika historii, garnitury i garsonki rządowe sprzed 2015 spokojnie mogą zostać w szafie. Trzeba pomyśleć, jak będzie wyglądała formuła przejścia.

 ?? FOT. DAWID ZUCHOWICZ / AGENCJA GAZETA ?? • – Zachodzą ogromne zmiany świadomośc­iowe, demografic­zne, a co najważniej­sze: PiS w dużej części przemodelo­wał kształt polskiego państwa – mówi Paweł Kowal
FOT. DAWID ZUCHOWICZ / AGENCJA GAZETA • – Zachodzą ogromne zmiany świadomośc­iowe, demografic­zne, a co najważniej­sze: PiS w dużej części przemodelo­wał kształt polskiego państwa – mówi Paweł Kowal

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland