Anglia kończy drugi lockdown
Zatwierdzenie do użytku w Wielkiej Brytanii szczepionki Pfizer/BioNTech przez MHRA, czyli agencję ds. leków i produktów medycznych, zbiegło się w czasie z końcem drugiego, tym razem miesięcznego lockdownu w Anglii. Od środy znów obowiązuje trójstopniowa skala zagrożenia epidemicznego. Jednak
Brytyjczycy muszą większości zasad uczyć się od nowa.
Zmianę stopnia zagrożenia spowodowały zmiany liczby zakażeń w poszczególnych regionach (Bristol, na przykład, w drugi lockdown wchodził z pierwszym stopniem zagrożenia, a wyszedł z trzecim), ale także ustawa zaostrzająca reguły, którą w międzyczasie Boris Johnson przepchnął przez Izbę Gmin. Dla premiera była to kosztowna bitwa. Spora grupa parlamentarzystów Partii Konserwatywnej się zbuntowała, a Partia Pracy wstrzymała się od głosu – po raz pierwszy, bo dotąd opozycja wspierała rząd w imię walki z bezprecedensowym kryzysem.
To, co teraz wolno w Anglii
– w Szkocji, Walii i Irlandii Północnej obowiązują odrębne zasady
– w dużym stopniu zależy od poziomu zagrożenia epidemicznego w danym regionie.
Przy pierwszym stopniu zagrożenia (tylko Kornwalia i wyspa Wight) ludzie mogą się spotykać w grupach do sześciu osób, na zewnątrz i w środku z zachowaniem dystansu i w maseczkach. Większość obiektów usługowych, w tym puby, bary i restauracje, funkcjonuje tylko z obsługą przy stolikach.
Przy drugim stopniu zagrożenia sześć osób może spotkać się na zewnątrz, ale już nie w środku, a alkohol może być podawany tylko do posiłku. Tak żyć teraz będzie ponad 50 mln ludzi, bo druga stefa po lockdownie obowiązuje w Londynie i większości najgęściej zaludnionego południowego wschodu, na południowym zachodzie z wyjątkiem Kornwalii, we wschodniej i dużej części centralnej Anglii.
Mniej więcej jedna trzecia kraju to strefa trzecia, czyli najwyższego zagrożenia. Tu wolno spotkać się z jedną osobą i to tylko na zewnątrz, a lokale gastronomiczne muszą ograniczyć się do dostaw i wydawania jedzenia na wynos. Takie reguły dotyczą głównie pasa w centralnej części kraju, obejmującego Liverpool, Leeds, Manchester i sięgający aż do Birmingham, ale również hrabstwa Kent na południowym wschodzie i regionu wokół Newcastle w północnej Anglii.
Szkoły, przedszkola i uniwersytety były otwarte podczas lockdownu. Jego zakończenie pozwala w całej Anglii otworzyć sklepy inne niż te z podstawowym zaopatrzeniem, lokale usługowe – m.in. zakłady fryzjerskie i kosmetyczne oraz siłownie. Rząd liczy, że przed świętami gospodarka choć nieznacznie odbije, bo mimo utrzymania programów stymulacyjnych przez kraj przetacza się gospodarcze tornado.
Przed kilkoma dniami bankructwo ogłosił koncern sir Philipa Greena Arcadia, właściciela takich marek jak Topshop, Burton, Miss Selfridge i Dorothy Perkins. Sprawa budzi oburzenie, bo rodzina Greenów przed dekadą wypompowała z koncernu ok. 1,2 mld funtów w formie dywidend, zadłużając go na granicy opłacalności, a teraz wystąpiła po ochronę przed wierzycielami, choć w firmowym funduszu emerytalnym brakuje 350 mln funtów.
13 tys. pracowników sklepów Arcadii jest – na razie – w lepszej sytuacji niż ci, którzy pracują dla Debenhams. Sieć ogłosiła bankructwo w kwietniu i po nieudanych negocjacjach jej wykupienia spełnia się czarny scenariusz: po 242 latach Debenhams przestanie istnieć, zamknięte zostaną wszystkie 124 sklepy sieci, a pracę straci blisko 12 tys. osób.
W środę bankructwo ogłosiła sieć Bonmarché – tu zagrożone jest 1,5 tys. miejsc pracy. Łącznie od ubiegłego roku pracę straciło ok. 300 tys. osób. Pod koniec 2019 r. bez pracy było ok. 1,3 mln osób, a rząd spodziewa się, że do połowy 2021 r. liczba ta się podwoi.
+
Rząd liczy, że przed świętami gospodarka choć nieznacznie odbije, bo mimo utrzymania programów stymulacyjnych przez kraj przetacza się gospodarcze tornado