Rasista w Yad Vashem, czyli klęska pamięci
Prognoza pogody
Effi Eytam uważa, że Arabowie w Izraelu to „rak”, „tykająca bomba” „piąta kolumna” oraz „zdrajcy”. Wyciągnął więc logiczny wniosek, stwierdzając w 2004 r.: „Będziemy musieli ich wszystkich zabić”, choć zastrzegł się, że nie ma na myśli wszystkich Palestyńczyków, ale jedynie tych, którzy „mają zło w głowach”. Prokurator generalny ostrzegł go, że za takie słowa mogą go spotkać konsekwencje karne, ale na ostrzeżeniach się skończyło. Eytam złagodził jednak swoje stanowisko, uznając, iż wystarczy „wygnać większość Arabów”, a już na pewno arabskich posłów do Knesetu. Poparł też użycie przez armię arabskiego więźnia jako żywej tarczy, uznając to za „bardzo moralne”.
To, że z takimi poglądami Eytam osiągnął w armii izraelskiej rangę generała, samo w sobie jest skandalem. Ale nie tylko o poglądy chodzi: w 1988 r., podczas pierwszej intifady, czterech żołnierzy z jego brygady pobiło na śmierć arabskiego więźnia Ajada Akela. Przed sądem tłumaczyli się, że działali na rozkaz dowódcy: Eytam przez radio powiedział im, by mu „pogruchotali kości”. Eytam wyjaśnił, że jedynie cytował słowa ministra obrony Icchaka Rabina, późniejszego architekta porozumienia z Jaserem Arafatem, za które obaj dostali pokojowego Nobla.
Żołnierze oprawcy poszli siedzieć; ich dowódca wykręcił się naganą i odroczeniem awansu.
Przez pierwsze półwiecze historii Izraela tego rodzaju rasistowskie poglądy i bandyckie praktyki, acz występowały, były przez większą część opinii szczerze potępiane. Podczas pierwszej intifady znaczna część Izraelczyków wyrażała wręcz zrozumienie dla dążeń Palestyńczyków i uznanie dla ich walki bez przemocy; „gruchotanie kości” zostało jednoznacznie potępione. Radykalny zwrot nastąpił podczas drugiej intifady, gdy Hamas sięgnął po masowy terror, a armia, nie mogąc pokonać terrorystów, uderzyła w samych Palestyńczyków: z pariasa Eytam stał się na początku tego stulecia niedocenionym prorokiem. Jako szanowany generał w stanie spoczynku organizował protesty przeciwko wycofaniu się z Gazy i został przywódcą partii Jedność Narodowa. Dziś jego poglądy o „konieczności wygnania Palestyńczyków” podziela 40 proc. izraelskich Żydów.
Jakby mało było hańby jego dotychczasowej kariery, cztery miesiące temu rząd izraelski ogłosił, że Eytam ma zastąpić Avnera Shaleva, od 27 lat przewodniczącego Yad Vashem. Yad Vashem to nie tylko najważniejsze na świecie muzeum Zagłady, ale instytucjonalny strażnik jej pamięci. Pomysł powierzenia tej pamięci człowiekowi, który powinien był wylądować w więzieniu za podżeganie do rasizmu i zbrodnię wojenną, jest takim samym jej znieważeniem, jakim byłoby mianowanie przewodniczącym, powiedzmy, Davida Irvinga.
Zapowiedź wzbudziła protesty w Izraelu ze strony części opozycji oraz
To oczywiste, że samo bycie ofiarą czy też z narodu ofiar nie czyni nikogo bardziej moralnym. Pamięć o II wojnie w ogóle bywa cynicznie fałszowana politycznie, choćby przez IPN-y w Polsce czy na Ukrainie. Zaś problemy z wiarygodnością Yad Vashem nie zaczęły się od nominacji Eytama, czego dowodem choćby podżyrowanie przez głównego historyka instytutu groteskowego porozumienia Morawiecki-Netanjahu z 2018 r. czy zgoda na polityczny cyrk Putina rok temu.
Szczególna rola, jaką odgrywa Zagłada w pamięci europejskiej, i szczególny obowiązek Yad Vashem dbania o tę pamięć, sprawiają jednak, że ten skandal jest szczególnie haniebny. Zaś to, że władze izraelskie zdają się szczerze nie rozumieć, o co cały szum, uznać można za dowód, że misja Yad Vashem już poniosła fiasko, w każdym razie w samym Izraelu.
Bywało, że Sprawiedliwi lub ich potomkowie odmawiali przyjęcia medalu Yad Vashem z obawy przed wrogą reakcją swych rodaków. Jeśli Eytam obejmie funkcję, może się zdarzyć inna odmowa: powodowana przez szacunek dla pamięci o Zagładzie, którą nagradzająca instytucja znieważa.
+