Roman Giertych nie jest podejrzanym
Sędziowie z Poznania nie ulegli naciskom i groźbie dyscyplinarek. Orzekli: Roman Giertych pozostanie adwokatem. Dowody nie wskazują, że popełnił przestępstwo. Nie wolno też stawiać zarzutów nieprzytomnej osobie.
– Władza od dawna podejmuje skandalicznie działania wobec sędziów, wywiera na nich naciski. Na szczęście mamy w Polsce sędziów niezawisłych. Z punktu widzenia ochrony praw i wolności obywatelskich rozstrzygnięcie poznańskiego sądu ma kapitalne znaczenie dla każdego obywatela – mówił w czwartek adwokat Jakub Wende, obrońca Romana Giertycha.
Wende wyszedł z sali rozpraw, w której za zamkniętymi drzwiami troje sędziów (Agnieszka Ciesielska, Marta Zaidlewicz i Sławomir Szymański) zmiażdżyło poznańską prokuraturę i metody jej pracy. Prokurator Marcin Jędruszczak, gospodarz tej sprawy, uciekł przed dziennikarzami i błyskawicznie opuścił sąd.
Pokazowa akcja
Zdaniem poznańskiej prokuratury Roman Giertych, były wicepremier, znany adwokat, uczestniczył w wyprowadzeniu ponad 92 mln zł z firmy deweloperskiej Polnord. Jego zatrzymanie w połowie października miało być pokazową akcją. Giertych to bowiem jeden z głównych krytyków i wrogów obecnej władzy.
Ale od początku śledczym nic nie szło zgodnie z planem. Giertych zasłabł, gdy agenci CBA przeszukiwali jego mieszkanie. Prokuratura nie czekała aż wróci do zdrowia. Zarzuty odczytano mu przy szpitalnym łóżku.
Giertych leżał pozbawiony świadomości, nie było z nim kontaktu.
Mimo to prokuratura twierdziła, że doszło do skutecznego postawienia zarzutów, a Giertych jest podejrzanym. Zakazała mu wykonywania zawodu adwokata i nakazała wpłatę 5 mln zł poręczenia.
Obrońcy Giertycha przekonywali tymczasem, że nie można ogłosić zarzutów nieprzytomnej osobie, dlatego ich klient nie jest podejrzanym i prokurator nie może mu niczego zakazywać ani nakazywać.
Rażące naruszenie
W czwartek poznański sąd ostatecznie przyznał im rację i uchylił decyzje prokuratury. Giertych może nadal wykonywać zawód adwokata i nie musi wpłacać poręczenia majątkowego. Ale przede wszystkim sąd stwierdził, że Giertych nie jest podejrzanym w śledztwie, bo nie doszło do skutecznego ogłoszenia zarzutów.
Sąd powołał się m.in. na treść protokołu, który przy szpitalnym łóżku sporządziła prokuratorka Anna Kijak-Głęboczyk. Zapisała w nim, że Giertych śpi i nie ma z nim kontaktu. Potwierdzili to jego obrońcy i obecny w szpitalu agent CBA. Sąd stwierdził, że prokuratura rażąco naruszyła prawo.
Dowodów na winę brak
Sąd odniósł się również do dowodów zebranych przez prokuraturę, które miałyby potwierdzać winę Giertycha. Sąd ocenił, że nie wskazują one na popełnienie jakiegokolwiek przestępstwa. Wcześniej do identycznych wniosków doszli sędziowie, którzy dwukrotnie odmówili aresztowania innych podejrzanych w sprawie Polnordu.
– Sąd stwierdził, że wszystkie działania, które podejmował mecenas Giertych, mieściły się w obowiązkach i kompetencjach prawnika obsługującego transakcje spółek – dodał Jakub Wende.
Obrońcy Giertycha z sądu wychodzili zadowoleni. W gorszym nastroju był prokurator Marcin Jędruszczak. Sprawa miała być dla niego trampoliną do dalszej kariery.
Naciski człowieka Ziobry
Sędziowie nie dali się zastraszyć, mimo że do ostatniej chwili presję wywierał na nich Przemysław Radzik, okryty złą sławą rzecznik dyscyplinarny z nominacji ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Radzik to jego człowiek do zadań specjalnych, ekspert od ścigania sędziów, którzy podpadli obecnej władzy.
Kilka dni przed posiedzeniem sądu Przemysław Radzik wszczął postępowanie wyjaśniające, tłumacząc to podejrzeniem przewinienia dyscyplinarnego. Nie spodobało mu się, że poznańscy sędziowie wstrzymali wykonanie decyzji prokuratury o nałożeniu na Giertycha środków zapobiegawczych. Sędziowskie środowisko odebrało to jednoznacznie jako próbę zastraszenia.