Rząd znów pominął nauczycieli
– Sami w dużej mierze musieliśmy zapewnić sobie maseczki i przyłbice, więc o pierwszeństwie w dostępie do szczepionki na koronawirusa nie ma co marzyć – twierdzą nauczyciele.
– Gdybym tylko mogła, to od razu bym się zaszczepiła – mówi Magda Konkolewska, nauczycielka biologii w jednym z łódzkich liceów. Nie może, bo koronawirusa już przechorowała w październiku, więc tym bardziej wie, co to znaczy.
A do szczepionki już niedaleko. W środę premier Mateusz Morawiecki poinformował, że do Polski trafi ponad 45 milionów dawek.
– Chcemy dać możliwość zaszczepienia się każdemu obywatelowi – dodawał minister zdrowia Adam Niedzielski.
Obaj podkreślali, że opracowywane są dokładne zasady logistyki systemu szczepień, ale w pierwszej kolejności szczepionki mają trafić do: pracowników służby zdrowia, mieszkańców domów pomocy społecznej i pacjentów zakładów leczniczo-opiekuńczych, osób powyżej 60. roku życia oraz służb, które wspomagają walkę z COVID-19, m.in. policji i wojska. Łącznie jest to grupa licząca 6,5-7 mln osób. Jej zaszczepienie ma zająć dwa, trzy miesiące.
Wśród grup „priorytetowych” wbrew wcześniejszym apelom Związku Nauczycielstwa Polskiego nie znaleźli się jednak nauczyciele.
– Dlatego właśnie ponowiliśmy nasz apel do ministra zdrowia – mówi Sławomir Broniarz, prezes ZNP. – Czy sam zainteresowany z tego skorzysta czy nie, to już jest inna sprawa, ale apelujemy, żebyśmy nie byli wykluczani z tego priorytetowego kręgu – dodaje.
Nauczyciele z podstawówek i szkół średnich pracują teraz zdalnie, ale, jak opowiadają, i tak często mają kontakt z uczniami.
– W szkole prowadzę konsultacje dla uczniów, którzy potrzebują dodatkowych wyjaśnień, wsparcia. W małych grupach, ale przychodzą – opowiada Jakub Szewc, nauczyciel matematyki w łódzkiej podstawówce. – Nie jestem w grupie wysokiego ryzyka, ale gdyby była taka możliwość, chciałbym skorzystać ze szczepionki – przyznaje. Głównie chodzi mu o bezpieczeństwo rodziny, ale też uczniów, z którymi prędzej czy później spotka się na żywo w szkole w kolejnym semestrze.
– A nie wiadomo, czy nie będzie np. trzeciej fali epidemii – dodaje Magda Konkolewska. W jej liceum już teraz wielu nauczycieli pracuje w szkole.
– W domu zwyczajnie często nie mają warunków. Obok uczą się dzieci, do tego mąż czy żona też pracują zdalnie – mówi. Sama też jeździła do szkoły, by stamtąd prowadzić lekcje, albo umawiała się z uczniami na poprawy testów.
– Rozmawiałyśmy z koleżankami w pracy na ten temat. Zdania co do chęci skorzystania ze szczepień są podzielone – opowiada Joanna Poselt, dyrektorka przedszkola Galileo w Łodzi. Do tych, którzy są „za”, najczęściej przemawiają argumenty dotyczące bezpieczeństwa bliskich. Zaszczepić chcieliby się też ci z grup ryzyka, np. z astmą czy innymi chorobami krążenia. Sceptycy zastanawiają się z kolei, na ile szczepionka stworzona w tak krótkim czasie będzie w ogóle skuteczna. Woleliby raczej zostać przebadani na obecność koronawirusa.
Zdecydowana większość jednak stwierdza, że na szczepionkę w pierwszej kolejności i tak nie mają co liczyć.
– Przyzwyczailiśmy się, że nasza grupa jest pomijana – mówią zgodnie. Przypominają, że gdy jeszcze chodzili na lekcje stacjonarne, w dużej mierze sami musieli zapewnić sobie maseczki, przyłbice i inne środki ochrony osobistej.
O wsparcie w tej kwestii wielokrotnie apelowało też ZNP. Aby zapewnić bezpieczeństwo nauczycielom i uczniom, według związku można by też zagwarantować kadrze szkół i przedszkoli bezpłatne szczepienia przeciwko grypie, ale i np. zmniejszyć liczebność grup w klasach.
+