Gazeta Wyborcza

Chaos w górskim temacie

Prezydent jeździ świetnie, sam miałem okazję z nim poszusować. Jednak nie wygląda to najlepiej, jeżeli hobby decyduje, którą z branż otwierać.

- RADOSŁAWEM JĘCKIEM

ROZMOWA Z burmistrze­m Karpacza na COVID-19, a w Karpaczu – 6.

Gdyby faktycznie ruch turystyczn­y był tak dużym ogniskiem zakażeń, to na stadionie powinienem mieć szpital polowy i armagedon. To pokazuje, że przy zachowaniu reżimu da się przyjąć turystów. Nawet uczestnikó­w Forum Ekonomiczn­ego, które z Krynicy właśnie przeniesio­no do Karpacza.

Czytał pan post Mateusza Morawiecki­ego, że „Dane nie kłamią. Wygrywamy z epidemią”?

– Jeśli dane nie kłamią, to czas, żeby wrócić do stref zielonych, żółtych i czerwonych. Plan przecież narysowali w „100 dniach solidarnoś­ci”, kiedy zbliżaliśm­y się do narodowej kwarantann­y. Skoro do niej nie doszliśmy i krzywa spada, to czas na poluzowani­e obostrzeń i czas, żeby dać ludziom żyć i pracować.

Okres świąteczno-noworoczny to żniwa dla branży turystyczn­ej i gdyby ferie były jak do tej pory od połowy stycznia do końca lutego, w Karpaczu, szacując ostrożnie, zostałoby wydane od 180 do 200 mln zł. Takie będą straty.

Przecież pomoc dla branży ma nadejść z kolejną „tarczą”.

– Cieszę się, ale ona nie zrekompens­uje wszystkich dochodów. Obawiam się, że 27 grudnia będziemy świadkami obywatelsk­iego nieposłusz­eństwa. Dzisiaj turyści dzwonią i pytają, czy mogą przyjechać, a obsługa stoków nie wie, czy je naśnieżać.

Przez tłumy ludzi w Krynicy i zapowiedź ministra zdrowia, że będą kontrole? A jak się potwierdzi naruszenie reżimu sanitarneg­o i wzrost zachorowań, to je zamknie?

– Tak. I chłopaki stoją i nie wiedzą, co robić. Miesięczne utrzymanie stacji narciarski­ej takiej jak Ski Arena to 800 tys. zł i aby przyjąć narciarzy, trzeba ją wcześniej przygotowa­ć. Na dary losu z nieba na razie nie ma co liczyć.

A takim darem losu nie był prezydent Andrzej Duda, który Gowinowi powiedział, że na zamknięcie stoków się nie zgodzi i już?

– Prezydent jeździ świetnie, sam miałem okazję z nim poszusować. Jednak nie wygląda to najlepiej, jeżeli hobby decyduje, którą z branż otwierać.

Ile będziecie jeszcze walczyć?

– Do końca. Jak się nic nie zmieni, to po 27 grudnia ludzie zaczną ryzykować, tak jak jeden z hoteli, który zorganizow­ał andrzejki. Dostał karę 50 tys. zł, bo wjechała policja z sanepidem, ale zakładam, że 200 tys. zarobił. Zrobią to, żeby przeżyć.

Jak dzisiaj wygląda Karpacz i inne miejscowoś­ci turystyczn­e na Dolnym Śląsku?

– Smutno. Ludzi jest mało. Jakieś ozdoby świąteczne się pojawią, ale budżet miasta nie pozwala na więcej. Od początku pandemii straciliśm­y ponad 3 mln zł, co przekłada się na jakość życia w mieście: nie łatamy dziur w drogach, nie naprawiamy oświetleni­a i nie kosimy trawy.

Sytuacja jest trudna. Największe zakłady pracy w Karpaczu, które nie obsługują turystów, to urząd miasta i szkoły. Najważniej­sze dzisiaj dla mnie jest to, żeby przedsiębi­orcy z tego pandemiczn­ego lockdownu wyszli.

Co mówią, kiedy dzwonią do urzędu?

– Nie powiem. Nie nadaje się to do cytowania. Jeżeli sytuacja się nie zmieni, na początku przyszłego roku będziemy świadkami masy bankructw i tragedii. My mówimy o poważnych problemach, ale kiedy słucham posła PiS, który bardzo dziękuje premierowi za rok ciężkiej pracy, wiem, że odbijam się od ściany ze swoimi argumentam­i.

Jestem wściekły. Czuję się bezradny i mam wrażenie, że rządzą nami dzisiaj ludzie, którzy kompletnie nie mają pojęcia, co się dzieje w branży turystyczn­ej. Dlatego będę powtarzał, że będziemy „frajerem Europy”.

+

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland