Wiceszef KNF chce odszkodowania
Niesłusznie zatrzymany przez CBA Wojciech Kwaśniak domaga się przed sądem 250 tys. zł odszkodowania i zadośćuczynienia. – Próbowali mnie upodlić – mówi.
Były wiceszef Komisji Nadzoru Finansowego Wojciech Kwaśniak przez dwie godziny opowiadał w piątek o zatrzymaniu zleconym przez szczecińską prokuraturę. Przed Sądem Okręgowym w Warszawie rozpoczął się proces, w którym domaga się 41 tys. zł odszkodowania (m.in. za utracone zarobki) i 209 tys. zł zadośćuczynienia za działania służb podczas niesłusznego zatrzymania.
Zatrzymanie Kwaśniaka i kilku wysoko postawionych urzędników KNF z czasów poprzednich rządów miało przykryć ujawnioną przez „Gazetę Wyborczą” aferę KNF z ówczesnym szefem Komisji Markiem Chrzanowskim, nominatem PiS, w roli głównej (złożył korupcyjną propozycję Leszkowi Czarneckiemu, właścicielowi Getin Noble Banku).
„Myślałem, że to napaść”
6 grudnia 2018 r., skoro świt, przed furtką warszawskiego domu Wojciecha Kwaśniaka pojawiło się blisko 10 funkcjonariuszy Centralnego Biura Antykorupcyjnego (ze Szczecina i Warszawy). – Myślałem,
że znów mam do czynienia z napaścią grupy przestępczej. Do zamachu na moją osobę, właśnie na progu mojego domu, doszło cztery lata wcześniej – mówił Kwaśniak w sądzie.
Za czasów, gdy Kwaśniak był wiceszefem Komisji Nadzoru Finansowego, ta alarmowała w sprawie nieprawidłowości w SKOK Wołomin. Kwaśniaka skatowała w kwietniu 2014 r. grupa bandytów mających działać na zlecenie Piotra P., głównego podejrzanego w gigantycznej aferze SKOK Wołomin (w której udokumentowano już wyłudzenia na ponad miliard złotych). – Nikt, łącznie z biegłymi, nie ma pojęcia, jak to możliwe, że ten zamach przeżyłem – opowiadał wyraźnie przejęty były wiceszef KNF.
Samej wizyty agentów CBA Kwaśniak nie wspomina najgorzej, choć musiał się dopytywać o swoje prawa, a funkcjonariusze chodzili za nim nawet do toalety. Na prośbę Kwaśniaka zawieźli go do szpitala na Solcu na konsultację. W poczekalni siedział w kajdankach. – Ciągle odbierali telefony. Odniosłem wrażenie, że ktoś ich pogania – relacjonuje ekonomista.
Niecierpliwa prokurator
W Szczecinie prokurator pokazała Kwaśniakowi dokument z zarzutami niedopełnienia obowiązków związanych z nadzorem nad SKOK Wołomin. – Z jednej strony czegoś nie dopełniłem, z drugiej – niepotrzebnie jakieś czynności wykonywałem, z trzeciej – miałem świadomie przysporzyć środków finansowych SKOK-owi, czyli tym, którzy na mnie napadli. Chciałem więc wszystko dokładnie opowiedzieć – podkreśla Wojciech Kwaśniak.
Prokurator miała się niecierpliwić, dopytywać: „Dlaczego pan o tym mówi?”. – Skarżyła się na problemy z komputerem; że jej fragmenty moich wyjaśnień znikają. W końcu po którejś z przerw powiedziała, że zastąpi ją ktoś inny. Przyszedł prokurator Gołuch, składałem wyjaśnienia do pierwszej w nocy – wspomina były wiceszef KNF.
Z prokuratury Kwaśniak został przewieziony do aresztu w Goleniowie pod Szczecinem. – W pomieszczeniu, gdzie były kamery, strażnicy byli mili, sprawdzali dokumenty. Ale później przeszliśmy gdzie indziej, do pomieszczenia bez kamer. Kazali mi się rozebrać do naga, kazali mi kucać, bo ponoć „są tacy, co w odbycie przemycają telefony”. Odebrałem to jako kolejne upokorzenie, próbę upodlenia, retorsje wobec mnie. Miałem wrażenie, że mnie prowokowali. A ja cały czas spokojnie wykonywałem ich polecenia – opowiada Wojciech Kwaśniak.
Zatrzymanie bezzasadne
Przyznaje, że to, co przeżył podczas tego zatrzymania, było gorsze od „zamachu z 2014 roku”. – Bo wtedy miałem przekonanie, że bandyci zaatakowali funkcjonariusza publicznego. A teraz własne państwo czyni mi to, co tylko było rozwinięciem działań podjętych cztery lata wcześniej przez przestępców – podkreślał były wiceszef KNF.
Rozpoczęty w piątek proces jest konsekwencją decyzji szczecińskiego sądu z lutego 2019 r. Uznał wtedy prawomocnie, że zatrzymanie Kwaśniaka było bezzasadne, a przedstawione mu zarzuty mało uprawdopodobnione. Sąd uchylił wszystkie środki zapobiegawcze i Kwaśniak mógł wrócić do pracy w NBP.
+
Były wiceszef KNF wyznał przed sądem, że to, co przeżył podczas zatrzymania, było gorsze od zamachu z 2014 r.