Godziny dla seniorów
Dlaczego większość z nich nie korzysta?
Wrocław
Godziny dla seniorów, jako idea, są słuszne. Skoro seniorzy są w grupie podwyższonego ryzyka już wyłącznie z powodu swojego wieku, to jak najbardziej należy im się, aby mogli zrobić zakupy bez obaw, że młodzi ludzie, którzy najpewniej chodzą więcej, przebywają wśród większej liczby osób, w taki czy inny sposób narażą ich na kontakt z wirusem. To zamysł wcale nie tak odległy od pierwszeństwa przy kasie czy dla niepełnosprawnych i dla kobiet w ciąży.
Ale, wracając do meritum
– my, młodzi ludzie, bylibyśmy skłonni przełknąć to, że między 10 a 12 nie kupimy bułki na drugie śniadanie, hot doga na szybką przekąskę i nie zrobimy zakupów na obiad tego dnia. Jeśli ktoś młody narzeka, że nie może sobie kupić po siłowni butelki wody, to znaczy, że nie umie planować, bo godziny dla seniorów tajemnicą nie są. Ale godziny dla seniorów są po to, żeby seniorzy z nich korzystali. A problem polega na tym, że większość nie korzysta.
Wiem, co mówię – pytałem w trzech różnych sklepach, z czystej ciekawości dziennikarskiej, którą zaszczepiły we mnie studia lat parę temu. Pytałem przy kasie, jak wyglądają te dwie godziny dla seniorów. Odpowiedź, niezależnie od rejonu miasta, w którym pytałem, była taka sama: „Panie, dwie godziny stoimy w pustym sklepie”.
Problem, który mamy, jest taki, że o której godzinie nie pójdę do sklepu, są w nim seniorzy. I to nie tacy, jak moja świętej pamięci babcia, która prawie do ostatnich dni pracowała jako inżynier od 7 do 19. To emeryci, którzy mieszkają blisko – wiem, bo ich kojarzę z widzenia. To emeryci, którzy najwyraźniej uznali, że nikt im nie będzie mówił, kiedy mogą iść po paczkę szyneczki i dwie bułki.
Problem, który mamy, jest taki, że nam zabrano te dwie godziny, żeby oddać je starszym, którzy ich potrzebują, a którzy wcale ich nie szanują.
I chwała tym seniorom, którzy faktycznie pilnują, żeby zrobić zakupy w tych godzinach. I hańba tym, którzy o tym nie myślą. Bo to dla nich. Okrutne ćwiczenie myślowe – skoro ja nie mogę wejść do sklepu między 10 a 12, to co by było, gdyby seniorzy nie mogli wejść po 14? Czy to by ich zmobilizowało? Nie – wtedy byłoby larum, że im się prawa odbiera.
+
•
ROZMOWA Z prezeską Stowarzyszenia im. prof. Zbigniewa Hołdy
ANITA KARWOWSKA: Protesty Strajku Kobiet zdominowali uczniowie i studenci. Czy interesuje ich konstytucja i prawa obywatelskie? To temat Tygodnia Konstytucyjnego, którego ósmą edycję rozpoczynacie 10 grudnia.
SYLWIA GREGORCZYK-ABRAM: – Nie mam wątpliwości, że młodzież interesuje się sprawami społecznymi i w tym kontekście prawo odnosi do siebie. Tydzień Konstytucyjny organizujemy od 2016 r. Pierwsza edycja zbiegła się z rozpoczęciem kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego i ze śmiercią Igora Stachowiaka na komisariacie we Wrocławiu.
Na zajęcia przychodzimy ze scenariuszem i casusami, czyli konkretnymi sytuacjami omawianymi z punktu widzenia prawa. Ale w 2016 r. musiałam je odłożyć na bok, bo uczniowie chcieli głównie rozmawiać o wydarzeniu we Wrocławiu. Pytali, jakie mają prawa, kiedy zatrzyma ich policja. Byli poruszeni i żądni wiedzy.
MARIA EJCHART-DUBOIS:
– Niestety zbyt mało pytamy młodzież o ważne sprawy społeczne. Może takich rozmów jest niewiele, bo wymagają od dorosłych wiedzy i odwagi? W tym roku spodziewamy się pytań o prawa obywatelskie młodych ludzi jako uczestników zgromadzeń i w kontaktach z policją. Nie skupiamy się jednak na protestach, jesteśmy otwarci na każdy temat, który będzie dla nich ważny.
Co na to wszystko minister edukacji Przemysław Czarnek? SYLWIA GREGORCZYK-ABRAM: – Z tym, że konstytucja to temat polityczny, mierzymy się od 2016 r. Zgłoszenie od ministra Czarnka nie wpłynęło ani teraz, ani we wcześniejszych edycjach.
Bo to jest dziś w Polsce temat polityczny. SYLWIA GREGORCZYK-ABRAM:
– Przy pierwszej edycji dochodziły do nas głosy polityków obozu rządzącego, że będziemy indoktrynować w szkołach.
Udowodniliśmy, że nasze zajęcia mają charakter typowo edukacyjny, i dziś takich emocji już nie ma. Te same szkoły są z nami od lat i mają do nas zaufanie. Nie tylko co do jakości zajęć, ale też naszego wsparcia, gdyby za udział w Tygodniu Konstytucyjnym miały ich spotkać jakieś szykany.
Zdarzają się?
MARIA EJCHART-DUBOIS:
– Jedna ze szkół w Małopolsce otrzymała kiedyś pismo z kuratorium z żądaniem informacji, o czym prawnik rozmawiał z uczniami. A przed rzecznikiem dyscyplinarnym prokuratury tłumaczyć musiał się prokurator w stanie spoczynku Wojciech Sadrakuła, który w czerwcu 2018 r. poprowadził zajęcia w jednej z warszawskich szkół.
Prokuratura dociekała, kiedy i w jakich szkołach poprowadził zajęcia. Prokurator więc zaprosił prowadzącą postępowanie śledczą na kolejną edycję Tygodnia Konstytucyjnego, aby podzieliła się wiedzą prawniczą z młodymi ludźmi. Pani prokurator nie skorzystała.
Czy nauczyciele nie boją się was obecnie zapraszać? SYLWIA GREGROCZYK-ABRAM: – Nie. Wczoraj zadzwoniła do mnie nauczycielka z liceum w Gorzowie Wielkopolskim. Poprosiła o zajęcia z rzecznikiem praw obywatelskich. W ub.r. Adam Bodnar nie mógł tam pojechać, więc uznała, że teraz zdalne zajęcia są dobrą okazją, by to nadrobić.
Kto jeszcze będzie rozmawiał z uczniami?
MARIA EJCHART-DUBOIS.
– W ub.r. zajęcia prowadziło ok. 800 prawników w 500 szkołach. W tym roku też są w gotowości, wśród nich m.in. prof. Ewa Łętowska i sędzia Igor Tuleya. Mamy zasadę, że każda szkoła, która
•