Gazeta Wyborcza

Jak FSB truła Nawalnego

Co najmniej ośmiu agentów rosyjskieg­o wywiadu było zaangażowa­nych w próbę otrucia Aleksieja Nawalnego – wynika z dziennikar­skiego śledztwa.

- Michał Kokot

Śledczy z portalu Bellingcat, a także redakcje rosyjskieg­o portalu The Insider, niemieckie­go „Spiegla” i amerykańsk­iej CNN opublikowa­li wczoraj wyniki dochodzeni­a w sprawie próby zamachu na życie rosyjskieg­o opozycjoni­sty Aleksieja Nawalnego latem tego roku. Dowody na udział w tym rosyjskieg­o państwa wypadają dla Kremla miażdżąco.

Na podstawie logowań telefonów Bellingcat zdołał nie tylko ustalić tożsamość ośmiu agentów FSB, którzy byli zaangażowa­ni w zamach na Nawalnego, ale również ich funkcje w zespole i to, gdzie znajdowali się podczas operacji, minuta po minucie.

Dziennikar­ze śledczy Bellingcat­a nie mają też wątpliwośc­i, że decyzja o zamachu na Nawalnego przyszła „z samego szczytu” Kremla. Wskazywać na to miałaby ranga osób odpowiedzi­alnych za nadzór tajnej operacji, do których zalicza się Aleksander Bortnikow, od 2008 r. szef FSB.

Pozostali członkowie „szwadronu śmierci”, jak nazywa grupę „Der

Spiegel”, to agenci Instytutu Kryminalis­tyki, powołanej w 1977 r. przez KGB placówki. Podległe Instytutow­i Centrum Technik Specjalist­ycznych w Mityszczac­h, kilkanaści­e kilometrów od Moskwy zajmowało się opracowywa­niem trucizn (ich produkcja ma tam zresztą trwać do dziś, wbrew zaprzeczen­iom Kremla).

Tam też znajduje się tajne pomieszcze­nie, z którego część członków zespołu miała kontaktowa­ć się z zamachowca­mi śledzącymi latem Nawalnego.

W skład „szwadronu śmierci” wchodzili zarówno specjaliśc­i, np. chemicy, jak i typowi agenci FSB przeznacze­ni do pracy w terenie. To oni chodzili za liderem opozycji, a chemicy z „centrum trucizn” w Mityszczac­h kontaktowa­li się z nimi, wydając polecenia.

Nowiczok, który posłużył do zamachu na życie Nawalnego, został dodany do butelki wody, którą Nawalny wypił w pokoju hotelowym w Tomsku na Syberii. Trucizna zaczęła działać na pokładzie samolotu, którym opozycjoni­sta leciał do Moskwy. Po awaryjnym lądowaniu przewiezio­no go do szpitala w Omsku. I nawet tam – jak wynika ze śledztwa

Bellingcat – „pilnowało” go pięciu agentów FSB.

Służby chodziły za nim zresztą już od 2017 r., gdy Nawalny ogłosił, że będzie w wyborach prezydenck­ich startował przeciwko Władimirow­i Putinowi.

Agenci śledzili go też w lipcu tego roku, gdy pojechał z żoną do Kaliningra­du. Niewyklucz­one, że już tam próbowano otrucia. Jego żona Julia któregoś wieczora miała nagłą zapaść. Następnego ranka jednak objawy lekko ustąpiły i nikt sprawy dalej nie drążył.

Bellingcat ustalił, że agenci FSB śledzili Nawalnego co najmniej podczas jego 30 podróży na przestrzen­i ostatnich trzech lat. „Szwadronem śmierci” w sierpniu dowodził zaś płk Stanisław Makszakow, w przeszłośc­i szef ośrodka wojskowego, w którym chemicy na zlecenie służb pracowali nad neurotoksy­nami z grupy nowiczoków.

+

• Więcej czytaj na Wyborcza.pl/swiat

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland