Jak FSB truła Nawalnego
Co najmniej ośmiu agentów rosyjskiego wywiadu było zaangażowanych w próbę otrucia Aleksieja Nawalnego – wynika z dziennikarskiego śledztwa.
Śledczy z portalu Bellingcat, a także redakcje rosyjskiego portalu The Insider, niemieckiego „Spiegla” i amerykańskiej CNN opublikowali wczoraj wyniki dochodzenia w sprawie próby zamachu na życie rosyjskiego opozycjonisty Aleksieja Nawalnego latem tego roku. Dowody na udział w tym rosyjskiego państwa wypadają dla Kremla miażdżąco.
Na podstawie logowań telefonów Bellingcat zdołał nie tylko ustalić tożsamość ośmiu agentów FSB, którzy byli zaangażowani w zamach na Nawalnego, ale również ich funkcje w zespole i to, gdzie znajdowali się podczas operacji, minuta po minucie.
Dziennikarze śledczy Bellingcata nie mają też wątpliwości, że decyzja o zamachu na Nawalnego przyszła „z samego szczytu” Kremla. Wskazywać na to miałaby ranga osób odpowiedzialnych za nadzór tajnej operacji, do których zalicza się Aleksander Bortnikow, od 2008 r. szef FSB.
Pozostali członkowie „szwadronu śmierci”, jak nazywa grupę „Der
Spiegel”, to agenci Instytutu Kryminalistyki, powołanej w 1977 r. przez KGB placówki. Podległe Instytutowi Centrum Technik Specjalistycznych w Mityszczach, kilkanaście kilometrów od Moskwy zajmowało się opracowywaniem trucizn (ich produkcja ma tam zresztą trwać do dziś, wbrew zaprzeczeniom Kremla).
Tam też znajduje się tajne pomieszczenie, z którego część członków zespołu miała kontaktować się z zamachowcami śledzącymi latem Nawalnego.
W skład „szwadronu śmierci” wchodzili zarówno specjaliści, np. chemicy, jak i typowi agenci FSB przeznaczeni do pracy w terenie. To oni chodzili za liderem opozycji, a chemicy z „centrum trucizn” w Mityszczach kontaktowali się z nimi, wydając polecenia.
Nowiczok, który posłużył do zamachu na życie Nawalnego, został dodany do butelki wody, którą Nawalny wypił w pokoju hotelowym w Tomsku na Syberii. Trucizna zaczęła działać na pokładzie samolotu, którym opozycjonista leciał do Moskwy. Po awaryjnym lądowaniu przewieziono go do szpitala w Omsku. I nawet tam – jak wynika ze śledztwa
Bellingcat – „pilnowało” go pięciu agentów FSB.
Służby chodziły za nim zresztą już od 2017 r., gdy Nawalny ogłosił, że będzie w wyborach prezydenckich startował przeciwko Władimirowi Putinowi.
Agenci śledzili go też w lipcu tego roku, gdy pojechał z żoną do Kaliningradu. Niewykluczone, że już tam próbowano otrucia. Jego żona Julia któregoś wieczora miała nagłą zapaść. Następnego ranka jednak objawy lekko ustąpiły i nikt sprawy dalej nie drążył.
Bellingcat ustalił, że agenci FSB śledzili Nawalnego co najmniej podczas jego 30 podróży na przestrzeni ostatnich trzech lat. „Szwadronem śmierci” w sierpniu dowodził zaś płk Stanisław Makszakow, w przeszłości szef ośrodka wojskowego, w którym chemicy na zlecenie służb pracowali nad neurotoksynami z grupy nowiczoków.
+
• Więcej czytaj na Wyborcza.pl/swiat