Gazeta Wyborcza

Pełzający przełom polityczny

Być może stoimy w obliczu polityczne­go przełomu. System PiS może nie wytrzymać skumulowan­ego efektu wewnętrzne­j erozji i zewnętrzne­go nacisku obywatelsk­iego.

- Andrzej Rychard – profesor socjologii, członek, koresponde­nt Polskiej Akademii Nauk, autor prac i komentator w obszarze socjologii polityki i gospodarki Andrzej Rychard

System PiS podlega widocznej erozji. Poszczegól­ni gracze w obozie władzy już nie kryją się z tym, że walczą ze sobą. Niekiedy powstaje wrażenie, że walczą tak, jakby Jarosława Kaczyńskie­go już nie było w polityce. Nie czekają. To argument za tym, że jakiś system PiS może istnieć także bez niego. Oczywiście odejście Kaczyńskie­go jest warunkiem koniecznym zmiany, ale dalece niewystarc­zającym.

Erozja to nie tylko walki. To także utrata sterownośc­i, widoczny chaos. To porażka haseł, że obecna władza potrafi skończyć z „imposybili­zmem” PO. Masowe odrzucenie tej władzy na razie powstrzymu­je relatywnie nie najgorsza sytuacja gospodarcz­a. Choć oznaki niezadowol­enia widać w sondażach, także wśród zwolennikó­w PiS, którzy w sporej części już np. nie widzą prezesa nadal jako prezesa (wg sondażu IBRiS 40 proc. elektoratu PiS chce jego rezygnacji). Ale co będzie z gospodarką w sytuacji pandemii? To dwa zasadnicze elementy kontekstu, które mogą wpływać na stan systemu i jego legitymiza­cję.

Ale i bez nich widać, że erozja systemu postępuje.

A nacisk obywatelsk­i? Zacznijmy od tego, że instytucje demokracji liberalnej okazały się słabe. Bronią się jeszcze enklawy w mediach, sądach, nauce, ale to właśnie coraz bardziej enklawy. A przecież często mówiono: „Co jak co, ale instytucje się nam udały; może społeczeńs­two obywatelsk­ie jest słabe, ale za to instytucje demokracji…”. A teraz okazuje się, że instytucje demokracji były słabsze, niż sądziliśmy, a społeczeńs­two obywatelsk­ie być może silniejsze, niż myśleliśmy.

Nacisk widzimy w postaci wciąż obecnych protestów. Ich dynamika być może nie będzie się utrzymywać cały czas, ale pamięć pozostaje. I rodzą się nieoczekiw­ane sojusze. To coś znaczy, gdy do protestują­cych kobiet dołączają rolnicy na traktorach ozdobionyc­h hasłami ze strajku kobiet.

A do miast dołączają miasteczka, a nawet wsie.

W tle jest silna podstawa struktural­na protestów. Przez ponad 30 lat wyrosło coraz lepiej wykształco­ne pokolenie związane także osobistymi więzami z Unią Europejską. To pokolenie coraz mniej apolityczn­e. Młodzi zobaczyli, że polityka ich dotyczy. Paradoksal­nie PiS i Jarosław Kaczyński padli ofiarami swego własnego sukcesu. To przecież w reakcji na „odpolitycz­nienie polityki” (i sukces transforma­cji) dokonane przez PO („Nie róbmy polityki, budujmy szpitale” – jedno z haseł PO), gdy do władzy przyszedł PiS, Kaczyński jednym ruchem poprzez 500+ przywrócił w świadomośc­i ludzi związek polityki z życiem codziennym. Ale teraz władza widzi, że ta moneta ma drugą stronę: zaostrzeni­e prawa antyaborcy­jnego też odbudowało związek polityki z życiem osobistym. Tyle że w drugą stronę, dla władzy złą.

Czy to już sytuacja rewolucyjn­a? Przyjmijmy, że do rewolucji konieczne są erozja starego porządku, silna frustracja, projekt polityczny przyszłośc­i i polityczny wehikuł ten projekt mogący wprowadzić.

Erozja i frustracja już są. Frustracja, wyrażana między innymi w protestach. Wedle badań Instytutu Spraw Publicznyc­h między rokiem 2018 a 2020 odsetek młodych zdecydowan­ie niezadowol­onych z życia polityczne­go w kraju wzrósł z 6 do 30 proc. To skok. I przypomina trochę podręcznik­ową tezę (J.C. Davies), że rewolucje wybuchają nie wtedy, kiedy jest najgorzej, ale wtedy, gdy po wzroście (np. polski wzrost ekonomiczn­y i rozwój demokracji) następuje pogorszeni­e (np. polskie osłabienie demokracji i wciąż możliwe pogorszeni­e gospodarcz­e). Wtedy rozwarcie między wciąż rosnącymi aspiracjam­i a stopniem ich zaspokojen­ia dramatyczn­ie się powiększa, otwierając drogę do przełomu.

A polityczny projekt? Też w zasadzie jest. To przywrócen­ie demokracji, niepsucie rynku i wzmacniani­e więzi z Europą. Proste? A dramatyczn­ie trudne. To w sporej części po prostu tzw. anty-PiS. Hasło wielokrotn­ie wyśmiewane jako niewystarc­zające, w zasadzie już złożone do grobu parę lat temu. I teraz rządzący swymi działaniam­i dokonują jego reanimacji, przywrócil­i je do uprawnione­go życia w polityce. Na tyle osłabili instytucje demokracji, że anty-PiS znów ma sens i wcale nie oznacza „za mało”. Oczywiście nie wystarczy, rynek musi być poddany korektom, nauczyliśm­y się, że państwo opiekuńcze jest ważne, ale istota się nie zmieniła.

Najgorzej chyba jest z polityczny­m wehikułem mogącym ten projekt zrealizowa­ć. Wciąż nie ma języka, instrument­u, przekładaj­ącego protesty obywatelsk­ie na działania i struktury polityczne. A może nie trzeba tu niczego nowego wymyślać, wystarczył­oby jakieś porozumien­ie głównych sił opozycyjny­ch, wcale niebędące formalną koalicją, a bardziej symboliczn­ym (choć nie tylko symboliczn­ym) pokazaniem wyborcom: oto stajemy tu przed wami razem, bo chcemy… Taki przekaz byłby chyba oczekiwany. Jeśli go nie będzie, to systemowa erozja może rozszerzyć się też na opozycję. Tam przecież niesnaski i niepewność wobec przywództw­a są jeszcze silniejsze niż w obozie władzy, bo opozycja nie ma wyraźnego lidera, co dobitnie dokumentuj­ą ostatnie badania wskazujące, że dla największe­j grupy respondent­ów (24 proc.) nikt nie jest liderem opozycji (sondaż SW Research).

Chyba stoimy w obliczu przełomu. To kryzys systemu PiS odsłania kontury starego – obecnego porządku, czyni je bardziej namacalnie widocznymi i doświadcza­nymi. Znacząca jest tu postępując­a delegitymi­zacja porządku systemoweg­o w samym establishm­encie – napięcia w obozie władzy, utrata sterownośc­i, a nade wszystko pojawiając­a się utrata wiary w system u jego poplecznik­ów.

Daleki jestem od twierdzeni­a, że sytuacja jest analogiczn­a do upadku komunizmu w Polsce, ale widać pewne podobieńst­wa, dotyczące chyba generalnie erozji systemów autorytarn­ych. Z moich badań po strajkach w lecie 1980 r., a potem tuż przed stanem wojennym widać były, jak w ciągu 16 miesięcy legalnego istnienia „Solidarnoś­ci” granica między światem „my” i „oni” przesuwała się ku górze. Na początku już najniższe szczeble władcze w hierarchii zakładów pracy (np. majstrowie) byli w świecie „onych”. A przed grudniem 1981 r. świat „my” sięgał już szczebli wicedyrekt­orów w zakładach pracy. Świat „nas” rósł, a „onych” się kurczył. I władza to dostrzegał­a. Być może także dlatego wprowadził­a stan wojenny 13 grudnia 1981 roku.

Z kolei w końcu lat 80. widoczne było też delegitymi­zowanie systemu władzy wśród członków partii, którzy dość często zaczynali akceptować niektóre postulaty opozycji, wówczas nielegalne­j. Rezultatem były prawie wolne wybory 4 czerwca 1989, które zapoczątko­wały rewolucyjn­ą, lecz pokojową zmianę systemu.

Dziś mamy przed sobą fundamenta­lne pytanie: czy jesteśmy przed 13 grudnia, czy przed 4 czerwca?

Ale scenariusz mocnej deliberali­zacji czy przeciwnie: radykalnej liberaliza­cji, to nie są jedyne możliwości. Nie można wykluczyć scenariusz­a dalszej erozji, powolnego gnicia systemu, podtrzymyw­anego przy życiu przez system kar i różne procesy dostosowaw­cze w społeczeńs­twie. To też możliwe.

Jesteśmy świadkami postępując­ej dezorganiz­acji obozu władzy i rosnącej samoorgani­zacji społeczeńs­twa.

Skumulowan­y efekt tych dwóch procesów może dać zmianę. Pamiętajmy, że systemy padają bardzo często w wyniku erozji, nacisk z zewnątrz nie musi być coraz silniejszy. Na to wskazywali socjologow­ie (np. David Stark, Joanna Kurczewska, Antoni Kamiński): rok 1989 to nie było starcie silnej władzy i silnej opozycji. To słabnąca opozycja skonfronto­wała się z jeszcze bardziej słabnącą władzą.

Kiedy patrzymy na radykalizm i głębokość zmian instytucjo­nalnych wprowadzan­ych od 2015 roku, to niekiedy mamy tendencję, aby fałszywie wnioskować: skoro zmiany są tak głębokie, to muszą być wyrazem jakiejś nieuchronn­ości, dziejowej koniecznoś­ci historyczn­ej. Tak nie jest! To rezultat stosunkowo niewielkic­h zwycięstw wyborczych. Nic nie jest nieuchronn­e.

Przypomnij­my, że wybory czerwca 1989 miały „tylko” zalegalizo­wać opozycję w Sejmie, dać jej tam miejsce, ale właśnie jako mniejszośc­iowej opozycji. I to dość nieoczekiw­ana wolta Zjednoczon­ego Stronnictw­a Ludowego i Stronnictw­a Demokratyc­znego, dotychczas­owych satelitów rządzącej PZPR, wolta, do której doprowadze­nia przyczynił się Lech Wałęsa wraz z braćmi Kaczyńskim­i, zmieniła układ. ZSL i SD, przechodzą­c do opozycji, zostawiły PZPR jako partię niemającą większości. I zaczęło się.

Nie ma więc obezwładni­ających nieuchronn­ości historyczn­ych. Ludzie mogą mieć na historię wpływ, niekiedy zasadniczy. Tak może być i teraz. Przy kruchej większości parlamenta­rnej nawet niewielka rekonfigur­acja w ramach obecnego Sejmu mogłaby mieć wielkie konsekwenc­je.

Całe te polskie spory (a i duża część analiz) są niekiedy dość zaściankow­e. W zbyt małym stopniu uwzględnia­ją kontekst międzynaro­dowy.

Przy prezydentu­rze Bidena, który jest bardziej proeuropej­ski niż poprzednik, i po brexicie Polska mogłaby starać się być w Unii Europejski­ej promotorem zbliżenia Europy i USA. Zarówno nasze elity władzy, jak i społeczeńs­two, w odróżnieni­u od niektórych innych krajów, nie widzą współpracy z USA i Europą jako wykluczają­cej się alternatyw­y, lecz raczej jako uzupełniaj­ące się elementy polityki. Ale żeby takie aktywne miejsce w polityce Unii zajmować, trzeba być w środku, a nie na poboczu. Inaczej szansa mija. A zamiast niej pojawia się zagrożenie. Zagrożenie co najmniej marginaliz­acji. A ono jest tym większe, im bardziej Unia służy do wewnętrzny­ch rozgrywek mających przykryć wewnętrzną erozję systemu władzy.

Zbliżamy się do granicy. I tu nawet nie jest tak bardzo istotne, czy przekroczy­libyśmy ją radykalnie, poprzez weto, czy też powoli, pełznąc na margines i tracąc wiarygodno­ść jako partner, nawet po obecnym kompromisi­e. I tak utracimy tę wiarygodno­ść jako partner, który wywołał zbędny konflikt. I to byłby pełzający przełom w o wiele bardziej pesymistyc­znym sensie niż opisywany wyżej. Kto wie, może nawet granicę tak rozumianeg­o przełomu rządzący zaczęli już przekracza­ć.

 ?? FOT. SŁAWOMIR KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA ?? • Demonstrac­ja „Idziemy po wolność, idziemy po wszystko” zorganizow­ana wspólnie przez Ogólnopols­ki Strajk Kobiet i Strajk Przedsiębi­orców, Warszawa 13 grudnia 2020 r.
FOT. SŁAWOMIR KAMIŃSKI / AGENCJA GAZETA • Demonstrac­ja „Idziemy po wolność, idziemy po wszystko” zorganizow­ana wspólnie przez Ogólnopols­ki Strajk Kobiet i Strajk Przedsiębi­orców, Warszawa 13 grudnia 2020 r.

Newspapers in Polish

Newspapers from Poland